♤3

78 11 7
                                    

Everett był sparaliżowany, nie mógł się ruszyć, nie wiedział co ma zrobić, czuł się wbity do ziemi. Nawet jeśli chciał by uciec to i tak nie zdołał by rady, budynek był dosyć wysoki i szeroki, musiałby przebiec prawie całą ulicę aby się uchronić. Everett wiedział, że to jego nieubłagany koniec. Westchnął ciężko kiedy gruz zaczął już dotykać jego włosów.
Poczuł jak traci grunt pod nogami i spada w dół, jak do jakiejś dziury bez dna. Zamknął oczy.
Nagle ktoś złapał go w ramiona, jakby spadł z góry prosto w objęcia kogoś, kto właśnie mógł uratować mu życie.

Owa postać, postawiła Everett'a na ziemi, blondyn otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Był na dachu jakiegoś budynku, z którego był idealny widok na to, co działo się na ulicy, na zawalającą się budowlę, pod którą Everett stał paręnaście sekund temu.
Wysoki mężczyzna w czerwonym płaszczu stanął przy krawędzi budynku i uniósł lekko ręce do góry, jego drżące dłonie jak i przedramiona, pokryła zielona poświata, lśniąca i co najmniej... Niesamowita. Mężczyzna wykonał parę szybkich ruchów i lekko uniósł się nad ziemią.
Ross patrzył na to jak wryty, czy on już został zmiażdżony przez budynek i czy to, co właśnie się odgrywało na jego oczach, był to sen? Nie wiedział tego, czuł się jak kretyn.

Wspominania wcześniej zielona poświata pokryła budynek i zatrzymała go w czasie, mężczyzna lekko burknął do siebie i ruszył swoje dłonie, betonowy kloc zaczął znowu stawać na fundamenty, części tynku które spadły z elewacji, uniosły się i idealnie wpasowały w swoje zarysy, niczym puzzle.
Kolos stanął pionowo, pokryły go różnorakie pomarańczowe tarcze podczas gdy mężczyzna szeptał coś pod nosem.
Tarcze zawirowały i zniknęły, parcela została zapieczętowana.
Everett przetarł oczy ze zdziwienia, nie wiedział czy to były halucynacje, czy może coś zupełnie innego, było to coś na swój sposób... Magicznego.
Wokół miejsca zdarzenia rozpostarła się złota poświata, migająca w świetle promieni słonecznych.
Blondyn zamrugał kilka razy, nie mógł w to uwierzyć, to było coś... Jak z innego świata.

Serce waliło jak szalone, mógł zginąć, zostać zasypany gruzem, pogrzebany żywcem na środku ulicy... Wziął głęboki oddech i w pewnym momencie osunął się na kolana, oparł się dłońmi o grunt dachu i czuł jak zimno zalewa jego ciało, cała energia wypływała z każdą kroplą potu i łzy.
Dysząc ciężko i próbując się podnieść i otrząsnąć z szoku jakiego doznał, poczuł jak ktoś nad nim staje.

-Mogłeś zginąć wiesz o tym? Wybranie innej trasy byłoby najrozsądniejszą opcją -odezwał się męski głos.

Everett uniósł głowę i spojrzał na wysoką sylwetkę, stojącą w blasku słońca. Chudy, z lekkim zarostem, włosy zaczesane do tyłu i lekko przyprószone siwizną po bokach.
Ubrany był... Dziwnie. Niebieski kostium opatulał jego ciało, szatę zdobiły pasy tworzące coś na kształy starożytnego dalekowschodniego odzienia mnicha. Ross... Nigdy nie był dobry w rozpoznawaniu epok.
Na ramieniach nieznajomego spoczywała potężna, czerwona peleryna, lekko falująca na wietrze, którego wcale nie było! Zaczarowana?
Wysokie buty prawie do kolan i szeroki pas na biodrach przykuł uwagę blondyna, ale najbardziej zaintrygował go naszyjnik.

Złoty wisior jakoby w kształcie oka z dziwnym wzorem na samym środku. To on tak migał tą zieloną poświatą. Everett zamrugał ponownie kilka razy próbując się podnieść, upadał w szoku na grunt.

Mężczyzna nachylił się jeszcze bardziej i delikatnie złapał Ross'a pod ramię, podnosząc go. Uśmiechnął się, odsłaniając rządek białych zębów i delikatnie otrzepał marynarkę niższego towarzysza, szary materiał łatwo się brudził. Ręce dziwnego czarnoksiężnika zdobiły blizny, równomierne blizny szły wzdłuż kości jakby ktoś wstawił za nie implanty. I wstawił.

-Proszę bardzo Panie elegancie -zaśmiał się lekko.

-E... Everett... Everett Ross - odezwał się blondynek a nieznajomy zamruczał do siebie.

-Everett... Jakbym już kiedyś słyszał to imię.. -podrapał się po brodzie. -No cóż... Będę już znikać, mam kilka spraw do załatwienia

Niebieskooki otrząsnął się i złapał nieznajomego za szatę.

-Słuchaj Panie Magiczny, miło że mnie uratowałeś ale... Mógłbyś mnie najpierw stąd sciągnąć? Spóźnie się do pracy a tego... Bym nie chciał - warknął lekko na co jego towarzysz przewrócił oczami.

-Niech Ci będzie -westchnął.

Zamachnął rękami kilka razy i naprzeciw Ross'a otworzył się idealny kolisty portal, który prowadził... Wprost do biura. Obrzeża portalu lśniły pomarańczowym blaskiem, lekko szarpane jakny ktoś rozdarł czasoprzestrzeń. Czy to napewno... Bezpiecznie? Przejście wirowało.
Ross wziął głęboki oddech i powoli zbliżył się do kolistej bramy, odwrócił się do tajemniczego nieznajomego i lekko się uśmiechnął.

-Dziękuję. Zginąłbym gdyby nie ty.

Niziołek powoli zamknął oczy i przeszedł przez bramę na jednym wdechu. Poczuł nagle zapach kawy i ciętego papieru,otworzył ślepia. Stał przed wielkim gmachem biurowca obracając się nie zauważył żadnego portalu, niczego co wskazywało by na obecność czarnoksiężnika albo... Na spotkanie z nim.

Dziwne uczucie w klatce piersiowej jak i w całym ciele, powoli ustępowało kiedy kroczył korytarzem, dierżąc w swojej kościstej dłoni teczkę z papierami, czując że znów jest w swoim żywiole.
Myśli wciąż zadręczały jego głowę. Kim... On był. Kim był jego zbawca?

Everett westchnął i spojrzał na telewizor w pokoju przeew. Jego oczy rozszerzyły się kiedy ujrzał obraz zawalającego się budynku. Na pasku wiadomości widniał napis: Nieudany zamach terrorystyczny w centrum miasta.

Nieudany zamach... Mężczyzna poczuł nagłe odrętwienie w kończynach, wbił się w podłogę i obserwował powtórkę z zamachu.

-Ross ?-usłyszał głos za sobą. Lekarz podskoczył i odwrócił się, poczuł nagłą ulgę kiedy zobaczył twarz swojego przyjaciela Tony'ego.

Tony był bardzo przyjazny, zawsze chętny do pracy, wysoki i chudy mężczyzna niby patyk, pełen entuzjazmu i energii życiowej. Był dosyć młody, jego blade policzki zawsze zdobił szeroki uśmiech a wokół ust, rósł delikatny zarost.

-Ah! Wybacz... Zapatrzyłem się w wiadomości...

Tony dołączył do niego i skrzyżował ramiona.
Oboje wbili wzrok we wciąż powtarzający się klip zawalającego budynku. Komentarze reporterów wciąż przewijały się na ekranie, świadkowie mówili że w pewnym momencie nie widzieli co się dzieje, jakby czarna plama zawładnęła nad ich oczami.

Dzień minął w miarę spokojnie, wieczór był cudowny a niebo spowite purpurowym blaskiem, wpadało w pomarańcz. Gwiazdy migały na niebie kiedy Everett otworzył drzwi do swojego mieszkania i zapalił światło.
Rzucił teczkę na szafkę i ściągnął buty. Ross powiesił marynarkę na haczyku nieopodal drzwi.
Westchnął głęboko i powoli poluzował krawat, krocząc głębiej w stronę kuchni. Jedyne na co miał teraz ochotę to kawa. Czarna i mocna.

Otworzył szafkę i wyciągnął kubek, wsypał do środka mieloną kawę i poczuł w nozdrzach mocny zapach ziaren. Tego mu było trzeba...
Dzień w biurze nie należał do najłatwiejszych, pełno papierkowej roboty, mnóstwo terminów, poirytowani klienci i problem z pracownikiem.
Szef zaczął zwalniać ludzi i wyrzucać na bruk, ma dosyć młodych niedoświadczonych chłopaczków, którzy ciągle się obijają i piją po sześć kubków kawy dziennie.

Wrząca woda zalała kubek, uwalniając smak drzemiący w ziarnach. Zamieszał napar i mruknął do siebie szczęśliwie. Nareszcie... Chwila relaksu.

-No proszę! Całkiem przytulnie tutaj masz, Panie eleganciku -odezwał się głos za nim.

Biznesman zamarł w miejscu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 23, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Portals \\ EverstrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz