♤Wstęp

270 23 4
                                    

[Pięć lat wstecz]

Za oknem lał deszcz, było zimno i nieptzyjemnie a nad Nowym Yorkiem zebrały się czarne jak smoła chmury, które były przyczyną nienajlepszej pogody tego wieczoru. Zza okna można było usłyszeć dźwięk jadących samochodów a czasami nawet dźwięk syren karetek. Nic wkońcu dziwnego, był to szpital więc karetki były tutaj najbardziej powszechne.
Cała atmosfera była conajmniej dobijająca a dźwięk odbijających się od okna kropel deszczu mógł być na jakiś sposób nieprzyjemny.

Był już wieczór, cały personel szpitala powoli zbierał się do domu oprócz ludzi którzy pracowali na tak zwane 'nocki'. Po korytarzu położonym w zachodnim skrzydle szpitala spacerowali dwaj lekarze w maskach chirurgicznych.
Światło w korytarzu lekko migało a sam szpital w nocy i prawie pusty nie był najfajniejszym miejscem.
Jeden z chirurgów zdjął maskę i zbliżył się do biurka, przy którym siedziała znudzona pielęgniarka i tylko liczyła aby wkońcu móc wyjść do domu.
Mężczyzna chwycił szarą teczkę w którym znajdowały się akta jednego z pacjentów.
Wrócił on do swojego towarzysza, który również zdjął maskę i patrzył jak teczka zostaje otwierana.

-A więc to on.. Tak? -zapytał się jeden z nich, był on dosyć wysoki, blondyn o jasnych niebieskich oczach. Zmrużył oczy i chwycił kartkę z teczki. Widniało na niej imię oraz nazwisko pacjenta:

"Doktor Stephen Strange"

Blondyn pokręcił głową ze smutkiem i odłożył kartkę so teczki.
Zamyślił się na chwilę ale jego domysły przerwał mu jego szarooki towarzysz.

-Trudno w to uwierzyć, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Był najlepszym chirurgiem jakim mógł zostać człowiek, składał kręgosłupy kostka po kostce, łącząc nerwy tak aby mogły funkcjonować jak gdyby nigdy nic się nie stało. Opanował medycynę w dwa lata! Przecież to jest zwyczajnie niemożliwe a jednak...-odezwał się ewidentne zachwycony tym co udało się dokonać doktorowi, jednak po chwili znów się zasmucił. I zamknął teczkę, ruszyli powoli opustoszałym korytarzem. Za nimi zaczęły rozbrzmiewać kroki, jeden z lekarzy skończył pracę i szykował się do domu.

-Jesteś tutaj nowy więc możesz nie rozumieć dlaczego tutaj się znajduje... Doktor Strange pewnego wieczoru jechał do jednego ze swoich pacjentów, nie powiem że nie przekroczył prędkości bo przekroczył i to ostro. Była to droga jednokierunkowa czyli jechał zgodnie z przepisami, droga ta znajdowała się nad klifem, była ogrodzona ale i tak trzeba było zachować wielką ostrożność aby nie wypaść z trasy.
Nagle zauważył auto pędzące w jego stronę, z przeciwnej strony. Próbował jakoś wyhamować i ominąć je ale niestety się mu to nie udało. Wpadł w poślizg i stoczył się z klifu, był to też tak deszczowy wieczór jak ten.. Dzięki Bogu, że wogóle przeżył.. Operacja trwała prawie dwadzieścia godzin a do jego rąk zostało wszczepionych kilkanaście metalowych prętów. Lekarze dali z siebie wszystko co tylko mogli jednakże Doktor ma to do siebie, że jest strasznie arogancki i wie lepiej od każdego. Nie pozwala dopuścić do siebie myśli, że najprawdopodobniej już nigdy nie będzie mógł wykonywać zowodu chirurga. -w tej wypowiedzi można było wywnioskować naprawdę wiele, prawdopodobnie najlepszy chirurg na świecie stracił swoją profesję.

----------

-Jak to?! Co to ma znaczyć do cholery jasnej? - Strange oburzył się i drżącymi rękami rzucił kopertę na stół. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego uszczerbek na zdrowiu nie pozwala mu wykonywać pracy to jednak za wszelką cenę chciał do niej wrócić. Nie wyobrażał sobie bez niej życia. Spojrzał na przerażoną kobietę stojącą w rogu pokoju, była to Christine, jego koleżanka z byłej pracy. Stephen zrobił parę rundek po pokoju a po chwili kopnął w stół, z blatu spadła wcześniej wspomniana koperta oraz komputer doktora.

-Stephen... Musisz pogodzić się z tym, że nie możesz już tego wykonywać. Uspokój się, proszę cię. Zrobisz sobie za chwilę krzywdę a nie o to tutaj chodzi.. Doskonale wiesz, namnażanie tkanek w Japonii niewiele dało. Musisz poczekać -szepnęła drżącym głosem i zrobiła krok w tył. Zaczęła bawić się małym breloczkiem, który dostała kiedyś od swojej siostry.

Strange mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, chwycił kopertę która spadła wcześniej ze stołu, było to dla niego naprawdę trudne a czasami nawet bolesne, jego dłonie nie były zbytnio stabilne aby móc cokolwiek nimi robić. Samo pisanie dawało mu okropne trudności. Stephen usiadł na miękkim łóżku i spojrzał za okno, było dosyć pochmurnie i zimno zapowiadało się na deszcz albo conajmniej na burzę. Z okna miał widok na panoramę tego wielkiego miasta. Zmrużył oczy kiedy dostrzegł, że Christine zaczęła powoli zbliżać się do niego.

-Wyjdź. Wyjdź z tego mieszkania i nie waż się więcej tutaj wracać. To koniec... Nic już nie można zmienić - warknął i obrócił się do niej, kobieta widocznie wściekła wyszła i trzasnęła dosyć solidnie drewnianymi drzwiami. Nic dziwnego, osoba którą kochała wyrzuciła ją z domu. Tylko tutaj był haczyk, Stephen jej nie kochał. On nikogo nie potrafił kochać.
Całe jego życie zaczęło się walić, to była tylko kwestia czasu kiedy zostanie z niczym. Dosłownie z niczym.
-
-
-
--------------
Od jakiegoś czasu miałam właśnie zamysł żeby napisać fanfiction do Everstrange (Everett Ross x Doctor Strange) bo czemuż by nie, uwielbiam ich! 👀

Portals \\ EverstrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz