《 2 》

493 34 71
                                    

Przez kolejne dwa dni pojechałem z Jacksonem na jego koncerty. Siedziałem oczywiście za kulisami bo panicznie boję się tłumów ludzi, zachowują się nie jak ludzie tylko zwierzęta. Pchają się by być bliżej sceny albo by zrobić zdjęcia jakby jakiś artysta był nie wiadomo kim. Wiem, że mój brat czasami się za takiego uważa i udaje egoiste no ale taki już jest. Nic tego nie zmieni. No może dziewczyna w której się niby zakochał. Podobno piszą ze sobą od roku spotkali się kilka razy ale nie miał jak zaprosić ją na randkę. Zrobił to na wczorajszym koncercie, zgodziła się, a ja powinienem cieszyć się z jego szczęścia co nie?

Dziś miałem nadzieję, że będzie to luźny dzień ale gdy tylko usiadłem na łóżku i przetarłem zaspane oczy, do pokoju wszedł Jackson.

- No w końcu się obudziłeś. Pamiętasz, że dziś jedziemy do twojej nowej szkoły. Trzeba porozmawiać z dyrektorem i muszę podpisać jakieś papiery. - powiedział chociaż za bardzo go nie słuchałem, a patrzyłem na jego mięśnie i klatkę piersiową oraz brzuch.

Wspominałem już, że mój brat jest bardzo umięśniony? Ma takie mięśnie i bardzo dodają mu męskości. Fajnie jest mieć takiego brata, który cię obroni i czasami przytuli tymi mięśniami.

- Nie możesz iść sam? - jęknąłem, znowu kładąc się na łóżko

- Oprowadzi cię po szkole i przedstawi klasie więc musisz. - zabrał mi kołdrę - No wstawaj.

Niechętnie podniosłem się z łóżka i z przyszykowanymi ubraniami poszłem do łazienki i się tam zamknąłem. Słychać było dźwięk zamykanych drzwi więc poszedł.

Wziąłem prysznic. Przebrałem się w swoją szarą bluzę i białe spodnie z dziurami na kolanach. Włosy ułożyłem i zrobiłem lekki makijaż by nie wyzywali mnie od pedałów chociaż nim jestem.

Już ogarnięty wyszłem z łazienki. Zaścieliłem łóżko i zabrałem jeszcze telefon po czym wyszłem z pokoju na dół. Jackson czekał na mnie w kuchni ze śniadaniem. Kochany. Usiadłem do stołu na przeciwko niego.

- Smacznego braciszku. - uśmiechnął się do mnie

- Smacznego ale powiedz mi co ci jest. Walnąłeś się tą patelnią w głowę gdy robiłeś jajecznicę? - zachichotałem

- Czy zawsze musi się coś mi stać. Po prostu jestem dziś szczęśliwy. - uśmiechnął się szeroko. Dziwne.

- Wait... - chwilę się zastanowiłem - Chodzi o to, że idziesz na randkę z Sonmi? - zapytałem

- Dokładnie tak i chcę zapytać ją  chodzenie. - ponownie się uśmiechnął

- Oo... bardzo fajnie. Ale zostawisz mnie samego w domu? - spojrzałem na niego

- No tak, jesteś dużym chłopcem.

- Tsa... mogę iść na dwór z kolegą? - zapytałem

- Jakim kolegą?

- Nie musisz wiedzieć wszystkiego. - mruknąłem

- Markie, co się dzieje? - zapytał słodko

-  Nie musisz wszystkiego wiedzieć. Pójdę z nim nawet jeśli Ci to nie pasuje. - powiedziałem ostro

- Jak chcesz tylko potem nie płacz, że coś ci zrobił i zostawił. Czekam w samochodzie. - wstał i wyszedł z domu

Po skończonym posiłku ubrałem w korytarzu buty i wyszłem z domu. Usiadłem z tyłu, a nie jak zawsze z przodu bo mnie wkurzył. Nic nie powiedział na to tylko gwałtownie ruszył.

- Pogięło cię?! - krzyknąłem gdy już byłem przypięty

- Może.

Odwróciłem głowę w drugą stronę i całą drogę do szkoły siedziałem cicho.

Pod szkołą oboje wysiedliśmy i w ciszy ruszyliśmy do szkoły. Przy drzwiach wejściowych stał w miarę wysoki koreańczyk w garniturze, miał czarne włosy i okrągłe okulary z czarnymi oprawkami na nosie. Wnioskuję, że to dyrektor.

- Dzień dobry. - przywitał nas ciepło

- Dzień dobry  - powiedzieliśmy z Jacksonem w tym samym czasie

- Ty jesteś Mark, tak? - zwrócił się do mnie, a ja przytaknąłem

- A pan jest jego bratem, Jackson... zapomniałem nazwiska. - zaśmiał się

- Wang. - uśmiechnął się

- Jestem Park Minsung. Dyrektor tej placówki, miło mi was poznać. - uśmiechnął się

- Nam pana też. - powiedział szybko Jackson

- A więc chłopcy teraz odprowadzę was po szkole, przedstawię klasie, a potem podpiszemy papiery dobrze? - zapytał miło

- Jasne. - przytaknęliśmy i ruszyliśmy do środka.

Szkoła była bardzo duża, ładna i taka... inna niż ta w Chinach. Może będzie lepiej? Zatrzymaliśmy się dopiero przy jednej z klas. Pan Park otworzył drzwi i wszedł, a ja za nim. Jackson czekał przed klasą.

W klasie panował chałas. Dopiero kiedy pan Minsung wszedł do klasy uczniowie się uspokoili.

- Mogę? - zapytał niskiej koreanki, która stała przy tablicy i pisała jakiś przykład.

- Proszę. - odłożyła kredę i usiadła przy biurku po czym zaczęła coś pisać na komputerze

- Drodzy uczniowie, będziecie mieli w klasie nowego kolegę. Chciałbym żeby każdy przyjął go miło i żeby nikt nie zrobił mu krzywdy jak Yuri. - klasa cicho się zaśmiała - Przedstaw się. - powiedział do mnie

Podniosłem głowę i spojrzałem po każdej osobie. Jedną poznałem, był to Yugyeom. Chłopak z którym od dwóch dni pisałem. Lekko się do niego uśmiechnąłem i cicho westchnąłem.

- Nazywam się Mark Tuan. Mam szesnaście lat i pochodzę z Tajwanu, czyli Chin. Mieszkałem w Los Angeles ale po stracie mamy i jej trzeciego męża wróciłem do ojczyzny. Mam przyrodniego brata, który mnie wychowuje. Interesuję się koszykówką. - powiedziałem po czym spuściłem głowę

- Mark od poniedziałku będzie chodził już normalnie do szkoły tutaj więc wtedy się wszyscy poznacie. Teraz musimy iść. - powiedział pan Park

Wychodząc pomachałem do Yugyeoma i szeroko się uśmiechnąłem.

Poszliśmy do gabinetu podpisać te papiery, a potem wróciliśmy do domu. Jackson od razu pojechał na tą randkę bo była 15:00, a ja leżałem na kanapie i oglądałem barbie.

《  Hey babys 💚 Jak tam u was? 》

Unusual siblings《 Markson 》Where stories live. Discover now