Rozdział 3: Niechciana "zgoda"

15 1 0
                                    

Jak można się było tego spodziewać, mój „gość" postanowił, iż prześpi się chwilę na mojej kanapie. Nie za bardzo byłam zadowolona z tak postawionej sprawy ale zacisnęłam zęby i udawałam, że nic mnie to nie rusza. W moim domu od dawna nie było żadnego mężczyzny. Nawet gdy mieszkałam w wielkim apartamentowcu, który mógłby zmieścić z dwie rodziny, rzadko miewałam gości. Preferowałam samotność, gdyż z powodu swoich... ciężkich przeżyć...tak..."ciężkich" to najodpowiedniejsze słowo, bliskość innych osób nie działała na mnie zbyt dobrze. Z tego też powodu nie miałam również przyjaciółki, której mogłabym zwierzyć się z nękających mnie koszmarów.

Patrząc na twarz śpiącego James'a, postanowiłam zabrać się za domowe porządki. Jego osoba tak mnie ciekawiła, że postanowiłam zająć czymś umysł. Nie zamierzałam tracić czasu na bliższe zapoznanie tego gburowatego jegomościa. Znając jego charakter mogłam się tylko domyślić jak bardzo namieszałby w moim życiu... i w głowie. Skoro więc sam jego widok pobudzał moje szare komórki, musiałam skupić się na czymś innym. Myjąc filiżanki w prowizorycznie zrobionym zlewie zastanawiałam się czy w „wielkim świecie" znalazła się choć jedna osoba, która za mną tęskni lub chociaż o mnie pamięta. Człowiek chciałby czasami myśleć, że wniósł coś do tej nudnej, szarej rzeczywistości. Tam... byłam malarką. Malowałam głównie ludzi. Nie dlatego, że byli piękni, bogaci czy znani. Patrząc na człowieka można było po przez obraz wyrazić jego przeszłość, teraźniejszość, problemy z jakimi się borykał. A ja najbardziej lubiłam zwyczajnych, można by powiedzieć prostych, ludzi, którym nieobce były trudy życia. Nie zawracałam sobie głowy sławą czy pieniędzmi... po prostu malowałam. Później... zmienił mnie on.

Kręcąc głową zabrałam kosz z praniem by mogło się chociaż chwilę posuszyć na słońcu. Rozwieszając ciuchy musiałam zdwoić wysiłki by nie myśleć o ...nim. Dlatego z nudów, na głos, zaczęłam wymieniać wszystkich swoich ulubionych malarzy i datę ich śmierci. Ponure? O to chodzi. Tego właśnie potrzebowałam.

-Co robisz?

Przestraszona upuściłam biała koszulkę, którą właśnie miałam zawiesić. Z grymasem na twarzy odwróciłam się w stronę Aroganta James'a.

-Mogę wiedzieć czemu nie leżysz na kanapie?- serce waliło mi tak, że musiałam przyłożyć rękę do piersi starając się je uspokoić- Miałeś chyba chwilę wypocząć.-uniosłam zirytowana brew.

-Przepraszam. Nie chciałem Cię przestraszyć.- trzeba było przyznać, że wyglądał na skruszonego. Nie zmieniało to jednak faktu, że takim skradaniem tylko sobie u mnie grabi.

-A czego chciałeś?- wiedziałam, że zabrzmiałam niegrzecznie ale niewiele mnie to już obchodziło.

-Powiedzieć, że dziękuję za gościnę i pomoc.

-Wracasz już do siebie?

-Tak. Nie chcę za bardzo wykorzystywać twojej dobroci Katherine. Zdążyłem zauważyć, że nie przepadasz za niespodziewanymi wizytami. Dlatego, w ramach podziękowania i przeprosin zapraszam Cię do siebie. Dopiero się wprowadziłem, dlatego też dom nie jest w pełni umeblowany, ale mam nadzieję, że Cię to nie zniechęci.

Zaskoczona spojrzałam na jego twarz. Gościł na niej, jak zauważyłam, chłopięcy uśmieszek, którym pewnie do tej pory grabił serca niewinnych panienek. Ale nie ze mną te numery. Byłam przyzwyczajona do takich uśmieszków jak ptak do robaków. Pełne obślizgłości i fałszu. A ja dodatkowo nie zamierzałam zacieśniać naszej znajomości z cholernym, playboyowatym gamoniem. Mogłam się założyć, że jedyne co do tej pory osiągnął ten oto okaz, to ogromny wór listów z pogróżkami rozwścieczonych ojców młodych panienek, z którymi się zabawiał.

-Bardzo dziękuję James'ie ale nie skorzystam.- starałam się uroczo uśmiechnąć, chociaż byłam pewna, że „uśmiech" przypominałoby to tylko na pogrzebie. I to z ledwością.

-Nalegam. Oczywiście zaproszę również doktora Whinese'ego z żoną, także nie musisz obawiać się mojego niestosownego zachowania.

Zirytowana zacisnęłam usta. Doskonale wiedział, że jeśli tak postawi sprawę będę musiała się zgodzić. Gdybym odmówiła, całe miasteczko skrytykowało mnie za nieuprzejmość wobec nowego sąsiada a grupka znanych, starych plotkar suszyłaby mi głowę co najmniej przez miesiąc.

Wzięłam głęboki oddech.

-Zgoda.



Witajcie ponownie! Wiem, że rozdział zawiera niewiele akcji, ale mam nadzieję, że choć ten kawałek przeszłości Katherine wam to wynagrodził. Postaram się przyśpieszyć trochę tempo w następnym rozdziale.

P.S. Liczę na wasze komentarze i gwiazdki, gdyż to zmotywowałoby by mnie do szybszego wstawiania postów. ;)

Piękna i ...Łajdak!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz