~Rozdział 13~

6.3K 417 379
                                    

To nie pierwszy raz, kiedy James i Lily spędzili wieczór w pokoju wspólnym Gryffindoru z Harrym; byli tu z nim dość często przez te wszystkie lata. Ale po raz pierwszy byli na prawdę.

Hogwart zawsze był zaczarowanym królestwem w umyśle Harry'ego, nie tylko dlatego, że jego schody się poruszały, a portrety przemawiały, ale dlatego, że rodzice, których nigdy nie znał, spędzili tutaj całe lata życia.

Harry często wyobrażał sobie tutaj swoich rodziców; widział ich oboje tak żywo w tym zmieniającym się kalejdoskopie snów, a tęsknota i smutek zawsze towarzyszyły mu w jego sercu. Wyobrażał sobie ojca zwiniętego w kłębek na podłodze pokoju wspólnego przed trzeszczącym ogniem, szepcząc coś do Syriusza o cudownej mapie, którą planowali zrobić, a jego oczy lśniły od psot. Harry wyobrażał sobie, jak James i Syriusz rzucają się na znoszone fotele, bez tchu po wyjątkowo błyskotliwym meczu quidditcha. I w swojej wyobraźni widział Lily siedzącą na wysokim krześle w stylu wingback przed wyblakłym gobelinem przedstawiajacym jednorożca, a światło migoczących świec rozświetlało jej twarz ciepłym blaskiem. Lubił myśleć o jej uprzejmej rozmowie z jakimś bezimiennym uczniem u jej boku, pocieszającą kogoś łagodnymi słowami.

Harry zawsze uwielbiał pokój wspólny Gryffindoru z jego ciemnopurpurowymi krzesłami, starymi łukowymi oknami i wysokim sufitem, który musiał zbudować jakiś architekt z czasów gotyckich, marząc o sklepieniu nieba. Pokój ten, w umyśle Harry'ego, był centrum Hogwartu. Potter zawsze uważał, że cienie jego rodziców są tu bardziej realne, wśród wyblakłych szkarłatów pokoju wspólnego, niż gdziekolwiek indziej. Jego rodzice zawsze wydawali się Harry'emu dziwnie obecni w tym pokoju, bez wyraźnego określenia ich obecności. Jego marzenia odnośnie rodziców spowodowały w jego umyśle dziwne zawieszenie czasu i przestrzeni i tak łatwo było sobie wyobrazić, że byli tutaj z nim, jego niewidzialnymi towarzyszami, mając jednocześnie szesnaście lat tak jak on, ale znacznie starszymi i mądrzejszymi. Harry od dawna wyczuwał ich tutaj pośród czerwonego i złotego pokoju wspólnego, nie jak duchy czy upiory, ale raczej dziwne drżenie w jego sercu, które było czymś więcej niż snem i odrobinę mniej niż wspomnieniem. Oni też kiedyś spędzali tutaj wieczory z przyjaciółmi i Harry'emu wydawało się, że czasem słyszy ich śmiech.

Potter lubił wpatrywać się w ogień pokoju wspólnego i wyobrażać sobie, że migoczące płomienie są latarnią morską, przywołującą dusze jego rodziców i wszystkich innych Gryfonów, jakby wolały: Wróć tu na chwilę. Tutaj jest miejsce dla ciebie przy ognisku. Z pewnością możesz poczuć ciepło, które teraz promieniuje z ognia, z samego serca tego pokoju. Kiedy Harry zamknął oczy w pokoju wspólnym, mógł niemalże wyobrazić sobie, że słyszy głosy i śmiech swoich rodziców unoszących się ku niemu z przeszłości.

Ale dziś wieczorem byli tutaj, już nie jako przelotne marzenia, ale naprawdę. Wzrok Harry'ego zatrzymał się łakomie na ich twarzach. Nie, nie całkiem ich twarzach, ale mimo wszystko na nich. Byli tutaj. Jego rodzice byli tutaj. Być może Voldemort był naprawdę największym czarodziejem wszechczasów, ponieważ dokonał cudownego przeistoczenia; sprawił, że sny Harry'ego stały się ciałem. Jego rodzice wyszli z mrocznej nierzeczywistości, która pochłonęła ich lata temu, i byli tutaj, żyjąc i oddychając, po stronie Harry'ego w pokoju wspólnym Gryffindoru, kiedy przedstawił ich oraz Remusa i Syriusza swoim przyjaciołom.

Harry patrzył, jak Ron, Hermiona, Neville i wszyscy inni potrząsają dłońmi Lily i Jamesa, i witają ich w Gryffindorze, tak przypadkowo, jakby to byli tylko mili, nowi uczniowie, a nie jego rodzice, którzy w tajemnicy wrócili z martwych.

Najpierw można było wyczuć lekką dezorientację - nikt nie spodziewał się, że pod koniec września pojawią się czterej nowi Gryfoni- ale krótkie wprowadzenie McGonagall było genialne. Nie wymyślając żadnych bezmyślnych kłamstw, zdołała w jakiś sposób odnieść wrażenie, że czterej nowi przybysze byli młodymi czarodziejami, którzy uczyli się w domu, dopóki sprzeciw rodziny wobec Czarnego Pana nie wzbudził zbyt dużego zainteresowania ze strony śmierciożerców. Profesor McGonagall nigdy nie powiedziała tego w tak wielu słowach, ale jakoś inni uczniowie Gryffindora odnieśli wrażenie, że rodziny czterech młodych czarodziejów zdecydowały się wysłać swoje drogie dzieci do Hogwartu, aby zapewnić im bezpieczeństwo, podczas gdy rodzice kontynuowali bohaterski ruch oporu przeciwko siłom Ciemności.

Poddaj się || TomarryWhere stories live. Discover now