|Det var rart.|

67 9 0
                                    

- William, William! - to wołanie skacowanego Schistada męczyło mnie, od kiedy wstałem. Szczerze? Nie mogłem się już doczekać, aż pójdę do pracy i Chris przestanie mnie wykorzystywać przy każdej okazji. Co chwilę prosi, a wręcz każe, aby mu coś podać - jak z dzieckiem.

- Czego znów chcesz? Nie widzisz, że się szykuje do wyjścia?

- Na stole jest książka, tata zapomniał jej wziąć i prosił, abym ją zwrócił do biblioteki. - krzyknął i przewrócił się na drugi bok. Takiemu to dobrze.

- Prosił, żebyś Ty to zrobił. - odparłem dość pretensjonalnie. Christoffer po kilku dniach ciągłego obcowania z alkoholem powinien w końcu wyjść z domu.

- William... proszę. - przeciągnął ostatnie słowo, a ja podszedłem do stołu, by zabrać tę książkę. Nawet nie spojrzałem na tytuł i wrzuciłem ją do torby.

Narzuciłem na siebie czarny płaszcz i wyszedłem z domu, poczułem wibracje w kieszeni, zerknąłem na wyświetlacz: dzwonił mój ojciec.

- Hej! - powiedziałem tak, abym wydał się radosny. Od razu usłyszałem to samo, lecz jego przywitanie miało zdecydowanie mniej szczęśliwy ton.

- Synu, co ty, do cholery, robisz w Oslo? Albo wiesz, co; lepiej nie mów. Ja już wszystkiego się dowiedziałem. Mówiłem, że nie warto się z nią spotykać? Mówiłem? Oczywiście, ale starego ojca nikt nie słucha! W każdym razie, żebyś nie myślał, że jestem jakimś potworem na koncie masz przelane pieniądze, powinno wystarczyć na mieszkanie gdzieś na obrzeżach miasta. - rozłączył się.

- To było dziwne. - mruknąłem do siebie, a następne poszedłem w stronę kawiarni, w której dziś miałem rozpocząć karierę baristy. To wcale nie jest tak, że ledwo potrafię ugotować jajko czy parówki.

- William, jak dobrze, że już jesteś! - powiedziała mama Chrisa. - Mój mąż zaraz kończy zmianę, więc przyszedłeś w samą porę. Idź na zaplecze, załóż fartuch i przyjdź do mnie, to Ci wszystko pokażę.

Zrobiłem tak, jak mówiła kobieta: ubrałem się, a następnie wróciłem do pani Schistad, która zaprezentowała mi, jak używać tych wszystkich maszyn. Okazało się, że to wszystko nie jest takie trudne, a mielenie kawy w młynku należy do jednych z przyjemniejszych zajęć.
Zacząłem obsługiwać pierwszych klientów, szło mi całkiem nieźle, nawet nie narzekali. W pewny momencie do kawiarni wszedł rudy chłopak, mama Chrisa zdążyła mi powiedzieć, że będę z nim pracował.

- Eskild. - przedstawił się, a następnie szeroko uśmiechął. Odwzajemniłem ten gest i wyciągnąłem do niego rękę zdradzając mu swoje imię. Ponieważ do kawiarni zaczęło przychodzić coraz więcej ludzi musieliśmy zakończyć rozmowę jedynie na przedstawieniu się.
Kolejne godziny upływały bardzo szybko, nawet nie zorientowałem się, kiedy to wszystko minęło. Gdy ostatni klient wyszedł z kawiarni mogłem się udać na zaplecze i ubrać swoją kurtkę. Za mną ruszył Eskild i tak samo jak ja zabrał swój płaszcz, kiedy miałem już wychodzić, chłopak zatrzymał mnie.

- Hej, William, organizuje imprezę z okazji Halloween, wpadniesz? Wiesz będzie okazja, aby się lepiej poznać, bo jak widzisz w pracy nie ma zbyt wielu wolnych chwil.

- Z chęcią, dodaj mnie na Facebooku. Moje nazwisko to: Magnusson, napiszesz mi, kiedy i gdzie. - odpadłem, a chłopak ucieszył się na moje słowa. Ja też byłem szczęśliwy, bo bardzo lubię imprezy, a te w klimacie Halloween szczególnie!

- Okej, to cześć! Do jutra! - powiedział, a ja pożegnałem się z nim i ruszyłem w stronę domu. Wiem, że miałem jeszcze odnieść książkę do biblioteki, ale Chris nie powiedział mi o tym, że w tym miesiącu z powodu remontu biblioteka jest zamknięta. Dobrze, że wyświetliła mi się ta informacja w Internecie, bo inaczej teraz stałbym tam i bluzgał na Schistada.

Lady in red || Noorhelmحيث تعيش القصص. اكتشف الآن