|Rød leppestift|

86 7 1
                                    

Piątek, 17:37
Zjazd zaczyna się za dwadzieścia minut, a Chris nadal okupuje łazienkę. Wszystko byłoby  okej, gdyby nie to, że Schistad jeszcze nie jest ubrany, a do knajpy, w której mamy się spotkać jest około piętnastu minut drogi, oczywiście jeśli jedziesz z przepisami. Na nasze (nie)szczęście prowadzi Chris, któremu już raz zabrali prawo jazdy.

- Jestem już piękny! - powiedział wychodząc z pomieszczenia. - Jak moja fryzura? - spytał po czym przeczesał włosy ręką.

- Super, jest ślicznie Schistad, a teraz zacznij się ubierać, kretynie. - powiedziałem dość oburzony. Powoli zaczynają mi już przeszkadzać te jego wygłupy i infantylne zachowanie.

- Już idę. Nie denerwuj się tak, Magnusson. - odparł i spojrzał na zegarek. - Matko, już jest tak późno? Chociaż po co się martwić, skoro dojedziemy tam w mniej niż siedem minut. - zaśmiał się. Myślałem, że mu coś zaraz zrobię. Od dwudziestu minut czekam na tego durnia. Na szczęście chłopak się szybko ubiera, więc po chwili był już gotowy.

- No, William, oceń mnie. Jak wyglądam?

- Szczerze? - chłopak kiwnął głową. - Jak kwas siarkowy po reakcji zobojętniania. - rzuciłem do Chrisa ubranego w niebieską koszulę i szare, lniane spodnie. Chris w swoim jasnym zestawie był moim przeciwieństwem. Ja miałem na sobie: marynarkę, spodnie i koszule wszystko to było czarne. Razem wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu, Chris zasiadł za kierownicą i jak przeczuwałem szybko dojechaliśmy na miejsce. Na salę weszliśmy dwie minuty po osiemnastej.  Od razu w oczy rzuciła nam się wielka płachta z napisem „Zjazd absolwentów". Wnętrzem oraz wyposażeniem sala przypominała trochę klub. Spojrzałem na stoły, było ich naprawdę dużo, a znajdowały się one na obrzeżach sali przy czym zostawiały na środku miejsce do tańca. Większość krzeseł było już zajętych. Chris pociągnął mnie za rękaw i zaprowadził do naszego stolika. Siedziałem obok Schistada, a przy nim Mohn, są jeszcze cztery wolne miesca, które pewnie są zaklepane dla przyjaciółek Evy i ich chłopaków. Domyślam się, bo nawet jeśli spojrzałbym na karteczki z nazwiskami nie wiedziałbym, o kim mowa. Po chwili stół już był zapełniony, tak jak myślałem przysiadły się do nas dziewczyny, które ostatnio widziałem na zdjęciu. Ale nie mogę ukryć tego, że się zdziwiłem, bo tylko jedna z nich przyszła z drugą połówką, z tego co pamiętam ma na imię Sana.

- Zaraz kelner przyniesie alkohol. Pijemy i idziemy tańczyć! - powiedział Chris i spojrzał w stronę wcześniej wspomnianego kelnera. Mam nadzieję, że Schistad nie będzie chciał pić, bo jak wrócimy do domu?

Ja za to popatrzyłem na parkiet, na razie nikt nie tańczył, wszyscy byli zajęci rozmowami z dawnymi przyjaciółmi. W pewnym momencie muzyka zaczęła grać - to oznaczało, że do swojego stanowiska podszedł DJ. Nie chciałem tańczyć, nie potrafię. Kiedy Bóg rozdawał umiejętności taneczne stałem w kolejce po lody o smaku kaszy jaglanej z malinami. Na szczęście w rogu sali dostrzegłem bar, a przy nim kilku facetów, którzy najwyraźniej również nie mieli zamiaru tańczyć. Dosiadłem się i zamówiłem whiskey, zerknąłem na parkiet. Praktycznie każdy tańczył, większość stołów była pusta. Większość - ale nie nasz. Siedziała przy nim blondynka ubrana w biały kombinezon i co chwilę patrzyła w telefon, kiedy jeszcze siedzieliśmy tam wszyscy dziewczyny mówiły na nią Noora, więc to chyba jej imię. Tak, William Magnusson jest geniuszem. W pewnym momencie podeszła do nej Eva i mimo oporów ze strony Noory i wyciągnęła ją do tańca.

- Nalejesz mi jeszcze raz tej whiskey? Tym razem dolej coli. - powiedziałem do chłopaka, który aktualnie zajmował się barem. Tymczasowy barman podał mi trunek. Wziąłem łyk. Poczułem lekkie strurchnięcie.

- Przepraszam. - usłyszałem delikatny głos. Spojrzałem w stronę osoby, która mnie potrąciła, to była ta blondynka, którą wcześniej obserwowałem. - Mnie możesz nalać samej coli. - powiedziała i odebrała napój, od razu się napiła, a na szklance został ślad po czerwonej szmince. - O, William Magnusson, niegdyś zarozumiały fiut i złoty medalista w klepaniu dziewcząt po tyłku, a teraz poukładany chłopiec. Jak życie? - zwróciła się do mnie, a ja tylko uśmiechąłem się w jej stronę. Jeszcze raz na nią spojrzałem, wyglądała na delikatną i naturalną, jej blada cera dobrze współgrała z czerwonymi ustami, które jako jedyne odznaczały się w jasnym outficie.

- Zanim dowiesz się, co u mnie słychać powiedz mi coś więcej o sobie, bo to trochę nie fair, że ja znam tylko twoje imię, a ty możesz o mnie pisać biografię.

- Myślę, że moje życie nie jest tak szalone, jak twoje, ale w porządku, opowiem coś o sobie. Mieszkam sama, po kilku latach w końcu się wyprowadziłam od współlokatorów, ale jeden z nich cały czas chce u mnie urządzać imprezy. Jestem dziennikarką i muszę napisać artykuł o wielkich przemianach, więc pomyślałam, że były fuckboy może mi opowiedzieć swoją historię. - popatrzyłem na nią ze zdziwieniem, jeszcze nigdy tak śmiało nikt ze mną nie rozmawiał. Myślałem, że po mojej odzywce już nie będzie skłonna dalej ze mną rozmawiać... Zazwyczaj to ja wzbudzałem respekt i zazdrość w rozmówcy, a tu jest na odwrót, nie spodziewałem się. - Żartowałam z tym artykułem. Szkoda, że Vilde z Tobą nie przyleciała. - powiedziała, a ja kiwnąłem głową.

- Wiesz, to zjazd absolwentów. Nie rozmawiajmy o przyszłości i teraźniejszości, powspominajmy trochę. Fajnie było być russem?

- Było naprawdę super, ale nie uzbierałyśmy na autobus i musiałyśmy cały czas się wkręcać na imprezy do innych busów. - odparła i zaczęła się przyglądać szklance z colą. W pewnej chwili coś stało się ciekawsze od napoju. - Chyba musisz już się zbierać. - poklepała mnie po ramieniu i wskazała palcem na schlanego w trzy dupy Schistada. - Powodzenia. - odeszła, a przede mną stanęła Eva z wcześniej wspomnianym Chrisem.

- William, zabierz go do domu. - zaczęła rudowłosa, miałem jej przerwać, ale wyprzedziła mnie. - Nie obchodzi mnie, że piłeś. - zostawiła mnie z Christofferem.

Wziąłem Schistadową rękę i założyłem na swój kark, wybrałem numer na taksówkę i po chwili wraz z chłopakiem byliśmy w samochodzie. Droga do domu była prawie bezproblemowa. Prawie, bo Chris zaczął śpiewać wszystkie piosenki, które aktualnie leciały w radiu.

Lady in red || NoorhelmDove le storie prendono vita. Scoprilo ora