26.

3.1K 274 14
                                    

Idąc razem z innymi wampirzycami na ostatnie piętro pałacu nie wiedziała co ma myśleć. Król musiał przygotować dla nich coś niezwykłego skoro wszystkie miały na sobie podkoszulki i spodnie dresowe. Rosalie zastanawiała się czy pozostałe księżniczki kiedykolwiek miały na sobie takie ubrania. Całkowicie zwyczajne, niemające w sobie ani krzty elegancji ciuchy. Kiedy weszły do przestronnego pomieszczenia generał nie mogła uwierzyć własnym oczom. Od razu poznała stojącego na środku mężczyznę mimo tego, że minęło ponad trzysta pięćdziesiąt lat. Wysoki, wyprostowany jak struna. Bardziej wysmukły niż muskularny. I pomimo braku lewej nogi nadal tak samo zabójczy. Zaczął formalnie witać wampirzyce, a Rosalie nie mogła opanować szerokiego uśmiechu. Tristran zorganizował im lekcje samoobrony z dawnym dowódcą gwardii królewskiej.  W końcu zielone oczy wampira spojrzały na nią z naganą. 

- Atlee, przestań się szczerzyć i zacznij uważać. - Wampirzyca chrząknęła i skłoniła się nisko. 

- Tak, mistrzu. - Przez kilka następnych minut zagryzała wargi  i obserwowała wyrazy twarzy pozostałych księżniczek. Tylko Nadia okazywała umiarkowany optymizm. Reszta wahała się pomiędzy przerażeniem, a gniewem. Rosalie była rozbawiona. Longina ostatni raz widziała, kiedy skończył ją trenować. Zaraz po tym wyjechała na front. Swojego mistrza nie widziała nawet po nieudanym zamachu na Trajana, który miał miejsce w tysiąc osiemset pięćdziesiątym. Wybuch praktycznie zabił Longina, ale ten pomimo wszelkich prognoz wyszedł z wypadku tylko z urwaną nogą.  Ranny  musiał zrezygnować z funkcji, którą pełnił przez kilka stuleci. A teraz będzie uczył wampirzyce samoobrony, straszliwy upadek. Kiedy skończył mówić kazał im przebiec dziesięć okrążeń wokół sali. Później miały dobrać się w pary i zaczęły rozgrzewkę. Rosalie widząc nieporadne ruchy pozostałych wampirzyc zaczęła się zastanawiać, dlaczego Tristran zmusił wszystkich do przeprowadzenia takich zajęć. Oprócz niej nikt nie był zadowolony. Longin zaczynał wymyślać księżniczkom od łamag i niedołęg. Niektórym brakowało niewiele do płaczu, kiedy wampir poprawiał ich sylwetki mocno chwytając je za ręce. Rosalie wzięła Nadię pod swoje skrzydła co oszczędziło jej kilku nieprzyjemnych spojrzeń i szturchnięć. 

- Wszystkie jesteście niezdarnymi łamagami. Atlee, pokaż im co potrafisz. O ile nie zasiedziałaś się za biurkiem. - Wampirzyce rozsunęły się pod ściany, a Rosalie wystąpiła na środek. Longin rzucił jej długą, drewnianą laskę, którą złapała w locie. Podobnej wampir używał jej do podpierania się, ale wiedziała że jeżeli się nie postara może nieźle dostać po głowie. Obróciła kij kilka razy w dłoniach i ugięła lekko nogi. Nie miała czasu na regularne treningi, bardzo rzadko udawało jej się znaleźć choć chwilę czasu na ćwiczenia. 

- Ale on nie ma nogi. - Usłyszała cichy szept. Gdyby nie absolutna cisza jaka zapadła sekundę wcześniej umknąłby jej uwadze. Wymieniła z wampirem pełne niedowierzania spojrzenia. Wzruszyła ramionami i prawie przegapiła moment, w którym Longin rzucił się do ataku. W ostatnim momencie uniosła kij i odskoczyła do tyłu. Nie rozumiała jak ktoś może poruszać się tak szybko. Przez pierwszą minutę była w stanie tylko zatrzymywać kolejne uderzenia. Kiedy w końcu zdobyła się na oddanie jednego z ciosów został on bez trudu odbity. Zacisnęła zęby i zaczęła nacierać na Longina z większym zacięciem. Była przekonana, że wampirzyce mogą dostrzec tylko rozmazane kształty. Uderzała teraz z całą siłą i szybkością, a tylko raz udało jej się trafić w klatkę piersiową przeciwnika. Ku jej frustracji nawet nie wytrąciło go to z rytmu. 

- Wystarczy! - Krzyknął odsuwając się do niej po dobrych kilku minutach. Jednak zanim to zrobił z całej siły uderzył ją w głowę. Zdążyła odskoczyć, ale jeden z końców zdzielił ją w skroń. - Co to było? - W porównaniu do wcześniejszego podenerwowania teraz Longin był zwyczajnie wściekły. Rosalie chciała coś powiedzieć, ale wiedziała że zadziała tylko na swoją niekorzyść. - Byłaś zdolniejsza od setek wampirów jakich wyszkoliłem. To co zaprezentowałaś to porażka. Porażka!  Nie mogłaś pokonać kaleki. Zmarnowałaś czas jaki przeznaczyłem na twoją naukę. Od jutra będziesz przychodziła tutaj codziennie aż nadrobisz zaległości. 

- Raczej będę miała inne obowiązki. - Wampir zmrużył oczy, ale po chwili pokiwał głową. 

- Nie wymigasz się od codziennego treningu. Jeśli nie ze mną to z Henrym. To dotyczy każdej z was. - Obrzucił każdą z księżniczek protekcjonalnym spojrzeniem. - Żyje od prawie dwóch mileniów, a nie spotkałem jeszcze takich niezdar jak wy. Czy ktokolwiek nauczył was jak biegać? Ruszacie się jak muchy w smole. - Rosalie uniosła brwi. Akurat na to nie zwróciła uwagi. Bardziej na nieporadne ruchy przy wykonywaniu nawet najprostszych ćwiczeń. Prawie wszystkie księżniczki  były od niej starsze. Nawet przez sekundę nie pomyślała, że nie potrafią poruszać się z wampirzą szybkością. - Teraz zobaczycie prezentację. I skoro Atlee oblała test będzie walczyła ze swoim liktorem. Możesz odłożyć laskę. - Posłusznie podeszła do ściany i oparła o nią drewniany kij. Kiedy stała tyłem do wampira dotknęła skroni, próbując wyczuć jak duży będzie guz i jak szybko zniknie. Na szczęście uraz był niewielki i szklanka krwi powinna wyleczyć go do następnego zmierzchu. Gdy odwróciła się zobaczyła, że Henry już stoi na środku pomieszczenia. To, że na jego ustach błąkał się ironiczny uśmiech tylko bardziej podrażniło jej i tak już urażoną dumę.

- Ja będę atakował. - Rosalie niezbyt przejęła się tym co powiedział Henry. Na sygnał Longina wampir wyprowadził lewego sierpowego. Wampirzyca bez trudu go sparowała i sama zaczęła przechodzić do ofensywy. Nie wiedziała jak to możliwe, że z liktorem walczy się jej o wiele łatwiej. Na pewno starał się jej coś udowodnić, ale odbijała jego kolejne uderzenia z dziwną lekkością. Wampir nie poruszał nawet w połowie tak szybko jak Longin. Sparing trwał przez kilka minut i przez ten czas Henry nie zdołał zadać jej choć jednego ciosu, który bardziej by ją zabolał. A widziała, że na prawdę się starał. 

- Stop! - Na dźwięk donośnego głosu starszego z wampirów odskoczyli od siebie. Rosalie opuściła dłonie powstrzymując się przed popatrzeniem na otarte kłykcie. - To było przyzwoite, ale stać was na więcej. - Słowo przyzwoite w słowniku Longina było tylko o stopień wyżej od kompromitacji, więc nie miała się z czego cieszyć. - Jeżeli tak wyglądają umiejętności wszystkich liktorów to będę musiał poważnie porozmawiać z królem. A teraz w parach ustawcie się na przeciw siebie. Będziecie naśladować to co będą robić Henry i Rosalie. - Przez resztę nocy wampirzyca i jej liktor tysiąc razy powtarzali najprostsze sposoby na obronienie się przed uderzeniami. Po pewnym czasie wykonywali je tak automatycznie i bezmyślnie, że nie słyszeli krzyków Longina. Kiedy w końcu ich męczarnie dobiegły końca wampir poinformował ich, że jeżeli nie poprawią się w następnym tygodniu to zacznie być niemiły. Wszyscy, bez wyjątku opuścili salę ze zwieszonymi głowami. Rosalie miała zamiar wziąć długi prysznic, ale zdołała tylko ściągnąć podkoszulek, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Po cichu liczyła na dostawę krwi, więc kiedy do środka wszedł Tristran tylko się skrzywiła. 

- Longin był zawiedziony. Kiedy ostatni raz walczyłaś? - Bezceremonialnie usiadł na jej łóżku. 

- Wręcz? Jakieś dwieście lat temu. Używamy teraz broni palnej, zdajesz sobie z tego sprawę? - Król pokiwał głową uśmiechając się lekko? - Właściwie po co to było? 

- Nie ucieszyłaś się na spotkanie z dawnym mistrzem? Możesz mi nie uwierzyć, ale kiedy to ja byłem jego uczniem prawie bez przerwy mówił o tobie. Podobno nadal to robi. - Rosalie przewróciła oczami próbując opanować emocje jakie się w niej kłębiły. 

- No cóż wydaje mi się, że po dzisiejszym dniu na pewno się to zmieni. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Dlaczego? Twoja przyszła żona ma obijać twarze potencjalnych napastników?  - Tristan roześmiał się głośno, a ona po raz kolejny zdziwiła się jak bardzo jego śmiech nie pasuje do jego wyglądu. 

- Nie. Po prostu chciałem żeby spróbowały czegoś nowego. I to co widziałem...

- Widziałeś?- Co prawda była zajęta i niezbyt skoncentrowana na otoczeniu, ale na pewno nie przeoczyłaby jego obecności na sali. 

- Kamery. Chciałem zobaczyć jak zachowają się w okolicznościach, które są dla nich całkowicie obce.

- I?

- Postanowiłem, że zmienię kilka rzeczy. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. 

WybórDove le storie prendono vita. Scoprilo ora