6.

4.9K 294 7
                                    

27 września 2017, granica pomiędzy królestwami wampirów i wilkołaków, na wschód od Moskwy

- Pani generał, list.- Uniosła głowę znad laptopa i spojrzała na jednego z szeregowców, który trzymał w rękach grubą, idealnie białą kopertę zalakowaną czerwonym woskiem. Ostatni raz dostała taki list z zaproszeniem na bal, który dla niej zorganizowano. To było tak dawno. Myślała, że królewska kancelaria przerzuciła się na elektroniczną drogę dostarczania informacji. 

- Nie mogli zadzwonić. - Wampir wybałuszył oczy, ale machnęła ręką. - Połóż na biurku i przygotuj się do snu.- Jeszcze się nie przyzwyczaił do jej charakteru. Był jej asystentem dopiero od tygodnie, odkąd Sasha został zabity. Nie wiedziała nawet jak ma na imię, ale na pewno był szeregowcem. Pogardzała dowódcami, którzy z oficerów robią chłopców na posyłki. Spojrzała na zegarek i ze złością zauważyła, że została jej godzina do wschodu słońca. Młody wampir skłonił się i zamknął drzwi niewielkiej chatki. Jej kwatera znajdowała się po środku koszar oddziałów europejskich. O ile w Ameryce podziały granic zostały ustalone już prawie wiek wcześniej i dochodziło tam tylko do sporadycznych bitew Europa nadal stanowiła pole walki. Szczególnie jej wschodnia i północna część. Pomimo możliwości jakie zapewniało jej stanowisko nie chciała budować trwalszego obozowiska.Do zimy miała zamiar przesunąć granicę o co najmniej dziesięć kilometrów w głąb terytorium wilkołaków. Miała doskonałych żołnierzy i nowe uzbrojenie. Jednak brakowało im jedzenia. Teraz najważniejszą rzeczą zaplanowanie odwetu za spalenie magazynu z krwią. Wampiry w ciągu dnia były bezbronne, więc to wtedy wilkołaki czyniły dotkliwsze szkody. Ogrodzenia wzmacniane srebrem i oddziały ludzkich wojowników strzegących ich bezwładnych ciał tym razem nie wystarczyły. Zmienni podpalili magazyn z zapasami krwi na całą zimę. Teraz musiała czekać na zaopatrzenie z głębi europejskiej części królestwa. Trwająca ponad trzysta siedemdziesiąt lat wojna wyniszczyła obie strony. Ludzi na całym świecie zostało niewielu. Większość na przestrzeni lat została zamieniona na wojowników obu stron. Jednak wampiry traktowały ich z większym szacunkiem. Za bezpieczeństwo, domy i jedzenie mieli zapewnioną krew. Oczywiście tak sytuacja miała się na prowincji. W dużych miastach, a przede wszystkim w stolicy ludzie mogli się kształcić, a nawet osiągać wysokie stanowiska. I to wszystko za jedną wizytę w centrum krwiodawstwa w miesiącu. W porównaniu z tym co robiły wilkołaki brak możliwości wyjazdu z królestwa na stronę wilkołaków nie wydawał się dużym ograniczeniem. Zmienni traktowali ludzi jak bydło, byli dla nich tylko służącymi, w najlepszym wypadku.  Wampiry zawdzięczały im życie. Ale obie strony wykorzystywały ludzi jako żołnierzy. Zarówno wilkołaki jak i krwiopijcy mogli przemienić człowieka w jednego z nich. Praktyka ta była popularna w pierwszym wieku wojny, ale wampiry szybko zaczęły zauważać, że zaczyna brakować im pożywienia. Od tamtej pory ludzie zostali objęci dokładną ochroną. Rosalie jeszcze raz obejrzała dokładne powiększenia obozowiska zmiennych. Musiała być skupiona, ale nie była w stanie oderwać wzroku od koperty. Westchnęła cicho, kiedy jej myśli poszybowały w tym kierunku. Od kiedy król zgodził się przyjąć ją do wojska przestała być traktowana jak księżniczka. I bardzo jej to odpowiadało. Zaczynała jako szeregowa, jedyna kobieta w całej armii aby dokładnie dwieście dziewięćdziesiąt dziewięć lat później zostać generałem. Jednak po awansie nie zrezygnowała z bezpośredniej walki. Co prawda wymagało to od niej wyrzeczeń i ciężkiej pracy, ale zbyt kochała świst kul i zapach krwi. Nie wiedziała co zrobi ze sobą, kiedy wojna się skończy. Jeszcze raz popatrzyła na list i chicho przeklęła. Rozcięła kopertę sztyletem ze srebrną klingą, który dostała od Philipa na setne urodziny. Na blat biurka wypadły dwa arkusze czerpanego papieru. Pierwszy zamierał, napisane pozłacanymi literami i podpisane przed króla, królową i delfina zaproszenie na bal. Następcy tronu nigdy nie poznała, ale wiedziała że istnieje. Przegapiła jego przedstawienie na dworze, kiedy walczyła w Kanadzie. Jednak samo imię, Tristran powodowało, że miała ochotę parsknąć śmiechem. Czerwona lampka zapaliła jej się, kiedy przeczytała że nazwano ją księżniczką, a nie generałem. To już źle wróżyło i wyglądało komicznie. Król zawsze pamiętał żeby tytułować ją wojskową rangą. Przeczytała tekst pobieżnie.  Miała zjawić się na balu w zimowej rezydencji królewskiej w  Brindisi pierwszego października. Nawet tego nie rozważała. Nikt nie mógł od niej wymagać żeby w środku wojny zajmować się takimi bzdurami. Zirytowana koniecznością wyjaśnienia sytuacji odłożyła zaproszenie. Z królem utrzymywała przyjazne stosunki, łamała tym wszelkie zasady etykiety, ale nigdy nie okazała mu braku szacunku. Rozłożyła drugą kartkę i zaczęła czytać. Po chwili przerwała i zamknęła oczy. Otworzyła je po chwili i przeczytała jeszcze raz. Myślała,  że to jakiś żart. Sięgnęła po telefon satelitarny i wybrała numer Ministerstwa Wojskowych. Jednak, kiedy jej zwierzchnik czyli minister, który ostatni raz na froncie był w dniu rozpoczęcia wojny nie odebrał zadzwoniła do kancelarii królewskiej. Mogła ewentualnie spróbować w sztabie, ale władca na pewno wyjechał już do Włoch. Odebrano dopiero po piątym sygnale jeszcze bardziej działając jej na nerwy. 

- W czym mogę służyć? - Melodyjny głos kobiety tylko ją rozsierdził. 

- Generał Rosalie Atlee. Z ważnym raportem do jego wysokości. - Położyła nacisk na pierwsze słowo i czekała aż zostanie połączona z władcą. Nie trwało to zbyt długo i nie do końca udało jej się opanować. 

- Dostałaś moje listy czy wilkołaki zaatakowały was w ciągu dnia i wybiły całą armię. Bo tylko te dwa powody przychodzą mi na myśl, kiedy dzwonisz dwa razy w ciągu tygodnia. - Przełknęła gorzkie słowa jakie cisnęły jej się na usta. W poniedziałek zdała mu raport ze spalenia magazynu. 

- Dostałam listy panie. Nie muszę mówić, że to kompletny absurd i nieodpowiedzialność. 

- Z mojej strony wszystko zostało dokładnie przemyślane. - Miała ochotę rzucić telefonem o ścianę. 

- Nie wydaje mi się panie. Odwoływanie mnie ze stanowiska w takim momencie tylko po to żebym stawiła się na jakimś idiotycznym przyjęciu to debilizm!  - Dopiero, kiedy ostatni wyraz wyszedł z jej ust uświadomiła sobie co zrobiła. Na prawdę żałowała, że nie może cofnąć czasu. Usłyszała ciche prychnięcie. 

 -Nie zapominaj do kogo mówisz Rosalie. Jak napisałem w liście ze skutkiem natychmiastowym zostajesz odsunięta od dowodzenia. Zawiesiłem cię do odwołania. Jeżeli chcesz poznać szczegóły tej decyzji masz się stawić pierwszego października w Brindisi. W przeciwnym razie zawieszenie stanie się permanentne. Czy to jest jasne? 

- Tak wasza wysokość. 

- Będę na ciebie czekał. - Rozłączył się nie czekając na jej odpowiedź. Pewnie miał do zaplanowania wybór garnituru na wieczór.

 -Kurwa mać! - Wszystko na co pracowała przez całe życie zostało zaprzepaszczone jednym świstkiem papieru. Rzuciła szklanką, w której została resztka krwi o ścianę. Szkło rozprysło się w drobny mak a na drewnianych deskach zaczęły spływać wąskie, czerwone stróżki. Popatrzyła na zegarek i podeszła do drzwi. Wychyliła się na zewnątrz i nabrała powietrza w płuca. 

- Weir do mnie!- Mogła to po prostu powiedzieć, ale krzyk pozwalał jej odreagować. Sekundę później w drzwiach pojawił się Christopher. Jej najstarszy syn. Przemieniła go dwieście lat temu i od tamtej pory stał się jej najbardziej zaufanym człowiekiem. Ciemno brązowe włosy przyciął bardzo krótko, tak samo jak ona. Miał niecały metr siedemdziesiąt i nie należał do najsilniejszych. Jednak intelektem przewyższał większość oficerów.

 - Co się stało generale? - Sarknęła głośno. 

- Nie jestem już generałem. Król mnie zawiesił. - Zabrakło mu słów, widziała to na jego twarzy. - Nie wiem, dlaczego. Jadę do Brindisi. Nie wiem kiedy wrócę. I czy wrócę. 

 - Zawiesił cię w środku kampanii? 

- No właśnie wiem. - Kopnęła w biurko i patrzyła jak drewno pęka. - Kurwa. Będziesz musiał sobie sprowadzić nowy stół. Tym możecie palić w piecu. - Zaczęła wyjmować papiery z szuflad, a Christopher obserwował ją uważnie. 

- Ja? - Rosalie uniosła wzrok. 

- Oczywiście, że ty. Zastąpisz mnie dopóki nie wrócę. Myślisz, że zostawiłabym to w rękach kogoś innego? Nikomu na tyle nie ufam. A teraz choć. Muszę ci pokazać co i jak. 

WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz