Rozdział 17

439 19 1
                                    

Trish nigdy nie była skora do sprzeczek chyba, że liczyć te z Syriuszem. Uważała, iż nerwowe rozważanie problemu nic nie wnosi, a tylko powoduje niezgodę wśród, często, zaprzyjaźnionych osób. W tym wypadku również nie chciała się mieszać do tej głupiej, nudnej i nic niewnoszącej kłótni, która miała miejsce zaraz po lekcjach na boisku Quidditcha.

Było chłodne, październikowe popołudnie i wszyscy najchętniej zostaliby w ciepłych dormitoriach grając w gry, czytając książki lub rozmawiając z przyjaciółmi.

Mimo to trening Quidditcha musiał się odbyć. Pierwsze mecze były już za pasem i nie można było pozwolić sobie na lenistwo. Gryfoni, by nie stracić okazji do treningu zarezerwowali sobie z góry boisko (za pozwoleniem profesor McGonagall) na co drugie po południe przez następne dwa tygodnie, czyli aż do pierwszych zawodów. Trish, zirytowana samym faktem tak częstych treningów przychodziła na nie coraz mniej chętnie i ćwiczyła z coraz mniejszym zapałem.

Mimo to nie było mowy o wymówkach, nie w tamtej chwili. Trish wraz z Jamesem i Syriuszem pojawiła się więc, niechętnie, bo niechętnie, ale jednak, na treningu właśnie tamtego dnia. Dixon wyszła przed szatnię (tym razem Slytherinu, bo z jakiegoś powodu ta Ravenclawu była zamknięta) i czekała wraz z przyjaciółmi na skompletowanie się drużyny.

Rozmowa jednak nie kleiła im się - Syriusz wciąż chodził z Mary, mimo że od feralnej lekcji historii magii minęło już półtora tygodnia i ciągle uparcie ignorował przyjaciół w jej towarzystwie. Trish nie miała, więc ochoty doświadczać jego niezmiernej łaski i na każde zadane sobie pytanie odpowiadała półsłówkami bądź ironią. James też nie był zbyt gadatliwy, bo złapał okropne przeziębienie, które mimo eliksirów pani Pomfrey kompletnie nie chciało mu przejść, więc rozmowa szybko ucichła.

Dopiero śmiech reszty drużyny powoli wychodzącej z szatni nieco ożywił atmosferę. Trish niechętnie złapała za swoją miotłę, którą wciąż pożyczała z resztą ze szkolnego składziku i już miała jej dosiąść, kiedy usłyszała czyjś głos.

-Ej, co wy tu robicie?! - ze strony szatni Ravenclawu dobiegł ich zirytowany głos kapitana drużyny. Chłopak otoczony był przez resztę kumpli, którzy patrzyli na Gryfonów z zaciętymi minami. - To my rezerwowaliśmy dzisiaj boisko!
Trish uniosła brwi w zdziwieniu przekonana, że podobnie robi reszta drużyny, która z pewnością nie chce wdawać się w sprzeczkę, ale jej wątpliwości szybko zostały rozwiane. Kapitan ich drużyny, który już siedział na miotle zeskoczył z niej ze złością i podszedł do grupy Krukonów.

-Mamy zarezerwowane boisko co drugi dzień, przez następne dwa tygodnie. - warknął. - I mamy na to pozwolenie od McGonagall.

-Naprawdę? - krukoński kapitan nie wyglądał na zdziwionego. - My mamy pozwolenie od Flitwicka i też rezerwowaliśmy boisko.

-Cóż, najwyraźniej na inny dzień. - warknął James włączając się do dyskusji.

-Na dzisiaj! - pałkarz Krukonów wyjął z kieszeni szaty pozwolenie wypisane starannym pismem profesora na wygniecionej kartce. - Możecie sobie przeczytać, tu jest data!

-Nie obchodzi mnie wasze pozwolenie! - warknął zbulwersowany kapitan Gryfonów wyrywając pozwolenie z ręki pałkarza i drąc je na małe kawałeczki.

Na ten widok Krukon zrobił się cały czerwony na twarzy i przed walnięciem Gryfona w nos powstrzymał go tylko pewny uchwyt obrońcy Ravenclawu.

-Uspokójmy się! - zarządził chłopak, a Trish natychmiast stwierdziła, że należy poprzeć jego jednoosobową kampanię pogodzenia się. - Nie ma sensu się kłócić w ten sposób nic nie wyjaśnimy!

-Dokładnie. - Trish pokiwała gorliwie głową robiąc krok w stronę sprzeczających się. - Może po prostu pójdźmy po madame Hooch. Albo po profesor McGonagall i profesora Flitwicka. Oni pomogą nam wyjaśnić tą bezsensowną kłótnię.

Różdżka, Pergamin i KłopotyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora