Rozdział 13

539 25 1
                                    

Zaledwie dzień później Trish przechadzała się korytarzami Hogwartu w poszukiwaniu sposobu, by pomóć pewnemu nieporadnemu pierwszakowi - Jon'owi, który niewiele rozumiał już na samym początku szkoły. Niewiele brakowało jej do znalezienia odpowiedniej metody, gdy nagle poczuła jak czyjaś dłoń mocno uderza ją w bark.
-Hej Trish, stresujesz się dzisiejszym dniem? - krzyknął jej James prosto do ucha dołączając wraz z Syriuszem do jej przechadzki.
-Niezbyt. - odparła wolno dziewczyna, nie do końca pewna czym takim miałaby się stresować.
-To masz farta, bo ja prawie nie mogę oddychać. - przyznał okularnik wzdychając ciężko.
-Ja też. - dodał Syriusz. - Boję się, że nie dostanę się do drużyny.
-Taak. - Trish skinęła głową za wszelką cenę starając się zachować spokój. Chłopcy właśnie przypomnieli jej, że przecież tego dnia ma się odbyć nabór do drużyny, a ona w ogóle się nie przygotowywała. W prawdzie wcześniej McGongall wspomniała o natłoku obowiązków przez możliwe treningi, ale Trish nie zwróciła wtedy na to większej uwagi. Teraz jednak nie miała wyboru. Nie żeby jakoś szczególnie jej na tym zależało, ale nie chciała zawieść przyjaciół wypadając okropnie. - Cóż ja i tak mam niewielką szansę.
-No co ty?! - wykrzyknął zaabsorbowany Syriusz. - Jesteś mega wysportowana, a z twoim uporem i pociągiem do nauki, jestem pewien, że trenowałaś całe wakacje.
-Tak, jasne. - przytaknęła Trish czując się co najmniej niezręcznie.

Kilka godzin później Trish, James, Syriusz i Remus - ten ostatni w roli widowni - przyszli na pobór do drużyny. Cała trójka miała w rękach miotły, a ubrana była w stroje sportowe. Stanęli oni na boisku pośród grupki innych, młodych Gryfonów chcących dostać się do drużyny. Głównie chłopców. Oprócz Trish na boisku znajdowały się tylko dwie inne dziewczyny. Wszyscy bez wyjątku, może oprócz Jamesa i Syriusza - oraz Remusa, który siedział na trybunach wraz z jakimś Krukonem - patrzyli więc na Trish wrogim spojrzeniem, nawet reszta Gryfonek. Quidditch wśród dziewczyn wciąż nie był zbyt popularny i wielu było uprzedzonych do posiadania osobnika płci żeńskiej w drużynie*. Dixon nie była wprawdzie pewna czemu inne dziewczyny również patrzą na nią tak zlowrogo, ale domyślała się, że widzą w niej rywalkę, a nie kumpelę. Nim jednak ktokolwiek zdążyłby obrazić Trish na boisku rozległ się stanowczy głos kapitana Gryfonów.
-Hej! Wszyscy cisza! - wykrzyknął. Chłopak wyglądał na około szóstą klasę i Trish była pewna, że widziała go już wcześniej wiele razy, ale kompletnie nie mogła przypomnieć sobie jego nazwiska. - Jeśli chcecie być w tej drużynie to w pierwszej kolejności musicie nauczyć się dyscypliny!
Na około nagle zapanowała cisza jak makiem zasiał, choć jeszcze przed chwilą boisko rozbrzmiewało gwarem wielu zaniepokojonych szeptów.
-Tak lepiej. - odezwał się w końcu jasnowłosy kapitan. - A teraz słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzał. Mam tu liste - w tym momencie pomachał skrawkiem pogniecionego pergaminu przed nosami zgromadzonych. - tych, którzy postanowili zapisać się na nabór do drużyny. Jest was dosyć sporo, więc nie ma szans na zrobienie oddzielnego meczu dla każdego. Zaczniemy więc od drobnego pokazu lotów. - chłopak szepnął coś do drugiego, który stał obok i najwyraźniej miał mu pomagać w naborze, po czym znowu podniósł głos. - Aha i jeszcze jedno. Teraz przypatrzymy się jak latacie i wybierzemy około dziesiątkę, która wyda nam się najlepsza. Reszta stąd wylatuje.
Na boisku w jednej chwili dało się wyczuć napinającą się atmosferę, ale nikt nie śmiał się odezwać.
-No! Na co czekacie?! Do góry! - w tym momencie Gryfoni nie zważając jakby na zasłyszne uprzednio oznajmienie jak na komendę chwycili miotły w ręcę i wzbili się w powietrze.
Trish poczuła się wyjątkowo niekomfortowo wśród natłoku tych wszystkich chłopaków na około niej. Kątem oka jednak wciąż widziała Jamesa oraz Syriusza i nie chciała ich zawieść. Szybko zabrała się więc do roboty. Zaczęła latać z jednego końca boiska na drugi zręcznie lawirując pomiędzy otaczającymi ją nienawistnymi osobnikami płci przeciwniej. Starała się nie wyróżniać i w przeciwieństwie do swoich dwóch przyjaciół nie robiła fikołka co dziesięć stóp. Poza tym panicznie się bała, że przy tego typu akrobacji spadnie z miotły. Kurczowo trzymała się rączki swojego sprzętu. Kiedy na chwilę spojrzała w dół ujrzała kapitana drużyny, który spoglądał na nią równie nienawistnym wzrokiem jak reszta startujących na miejsce w grupie. Świetnie, czyli mogę się pożegnać z pozycją ścigającej. - pomyślała Trish tracąc wiarę, że kiedykolwiek w jakikolwiek sposób zabłyśnie. Miała już nawet kompletnie zrezygnować, gdy wtem ujrzała małego Jon'a. Dokładnie tego samego, nieporadnego Gryfona, któremu dziewczyna tak usilnie chciała rankiem pomóc w lekcjach. Trish doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że pierwszak nie miał jeszcze nawet swojej pierwszej lekcji latania, ale gdy ujrzała jak Jon raptownie ześlizguje się z miotły dała się zaskoczyć. Na kilka ułamków sekund dosłownie zamarła w powietrzu, a jej mózg po raz pierwszy w życiu odmówił współpracy. Nie zdążyła jej jednak nawet odzyskać. Nie musiała. Z jakiegoś dziwnego powodu gdy ujrzała bezradnego pierwszaka pikującego gwałtownie w dół nie czuła powodu do zastanawiania się. W jednej sekundzie rozpędziła miotłę do najszybszej prędkości z jaką była w stanie latać i ruszyła prosto w dół po małego Jon'a. Trish prawie zderzyła się już z ziemią, gdy nagle poczuła coś bardzo ciężkiego w swoich ramionach i najszybciej jak umiała poderwała trzonek miotły w górę o włos unikając niemal nieuchronnego zderzenia z ziemią. Gdy już udało jej się nieco zwolnić jak najszybciej wylądowała na murawie i wypuściła Jon'a z rąk, po czym ciężko oparła się na miotle. Nie zdążyła jednak nawet odetchnąć, bo w tej samej chwili na całym boisku rozległ się ogłuszający wręcz aplauz. Pomiędzy oklaskami dało się słyszeć jedynie zachwycony krzyk kapitana drużyny Gryfonów.
-Dziewczyno to było prawie jak Zwód Wrońskiego!

Tego samego dnia Trish siedziała na kolacji wraz z James'em, Syriuszem, Remusem i Peter'em. Tylko ostatni z nich nie widział wyczynu dziewczyny i był z tego powodu nieco zawiedziony, szczególnie, że naprawdę lubił Quidditcha. Opowieści Blacka, Pottera oraz Dixon, którymi ci raczyli wszystkich na około aż do znudzenia w zupełności wystarczyły, by zobrazować to, co miało miejsce na boisku.
Samemu Jon'owi nic się na szczęście nie stało może oprócz tego, że był w ogromnym szoku i dostał szlaban na dwa tygodnie za nieprawne przystąpienie do kwalifikacji.
Jeśli chodzi natomiast o trójkę naszych Gryfonów to wszyscy, co do jednego wylądowali w reprezentacji swojego domu. Trish i Syriusz na pozycji ścigających, a James szukającego.

*wiemy, że według J.K Rowling quidditch od początku był sportem koedukacyjnym, ale uważamy, że było to gloryfikowanie świata czarodziejów, którzy niby nigdy nie mieli uprzedzeń do kobiet, np. w sporcie. Dlatego w naszej wersji - to przecież fanfiction, może się trochę różnić - w czasach Huncwotów quidditch wśród dziewczyn dopiero się rozwijał, a chłopcy wciąż byli pełni uprzedzeń.

Różdżka, Pergamin i KłopotyWhere stories live. Discover now