Bliźniaczki

863 34 0
                                    

Nerwowo skubała zębami wargę czekając na dalsze wskazówki.Usiadła na ławeczce w parku spoglądając na telefon.Powinni napisać.Do cholery napisać.Cokolwiek, a nie dając znaku.Warknęła zła zaciskając palce na urządzeniu.

-Coś nie idzie według planu?-Podskoczyła podnosząc się.Julia opierała się o drzewo uśmiechając się.-Niespodzianka?!-Zapiszczała rozkładając szeroko ramiona.-Nie cieszysz się?Cholera miało to wyglądać inaczej..

-Czego chcesz?

-O co tak nie miło witasz się siostrzyczko.Ostrzegałam cie przed nim.-Zmrużyła oczy.Rose westchnęła cicho wyglądały identycznie.W dodatku miała na sobie ten sam strój co ona.

Jej długi włosy sięgały przed ramiona podobnie jak u niej.Było to dość podejrzane.

-Wiesz, że możesz ją stracić?

-Skąd wiesz, że to ona?-Warknęła zła.Zaśmiała się kręcąc głową.

-Widziałam akt urodzenia.To nie takie trudne jak wyglądamy praktycznie tak samo.Myśleli, że jestem tobą.Zobacz no jeden uśmiech taki jaki masz codziennie i już każdy się nabierze.Nawet Kendji.-Podeszła do niej z uśmiechem.Stanęła obok odwracając się.Ludzie wyszli z krzaków i zarośli mierząc do nich z broni.Przybrała podobną minę do Rose.

Kendji zaszedł ich od tyłu z wyciągniętymi rękami.W obu dłoniach trzymał broń.Rose zabiło boleśnie serce gdy dotarło do niej to, iż w nią też celował.

-Julie dla twojego dobra radzę ci wyjść.Czeka cie mniejsza kara.-Obie milczały, a Rose miała ochotę coś powiedzieć, podejść i wyjaśni, ale wiedziała, że to bez sensu gdy ktoś do ciebie mierzy lepiej nie wykonywać gwałtownych ruchów.-Słyszałem, że raz do roku broń sama z siebie strzela...-Mruknął patrząc na bliźniaczki.-Wychodź nie świruj.-Rose czuła smutek i żal jak nie mógł jej rozpoznać.Były łudząco podobne, ale zawsze wśród bliźniaków są różnice.

-Nie możesz jej poznać.-Ten głos, znała go.Larry zdjął kask zerkając na nie.-Mam ci pomóc?

-Nie mieszaj się w to koleś.-Szatyn wyciągnął broń celując to w Julie, to w Rose marszcząc brwi.

-Są identyczne.

-No przestańcie chłopaki to ona.-Julie wskazała ręką na Rose.-Zabierzcie ją w końcu.Chciała mnie nastraszyć.-Otworzyła usta.

-Nieprawda!Przestań kłamać Julie...to kolejna twoja sztuczka.

-Doprawdy?-Warknęła.-Julie nie uda ci się to...

-Kendji, Larry  zróbcie  coś..-Westchnęła.Larry patrzył przed siebie nie wiedząc co zrobić.Były takie same, a fakt, że posiadały identyczne ubrania nie pomagał.Wiedział, że powinni inaczej to rozegrać.

Kendji uśmiechnął się lekko, a jego oczy  zaświeciły się, a on sam przeładował broń mierząc do prawdziwej Julie.Oczy dziewczyny wyglądały jak monety.

-Nie możesz mnie zabić Kendj...

-I tu się myślisz skarbie...-Prychnął.

-Nie zrobisz tego, bo wciąż mnie kochasz.Czuje to, wiem to.-Mówiła w desperacji.

-Mylisz się.-Jego palec niebezpiecznie zaciskał się na pistolecie.Rose wstrzymała oddech.

-Jeżeli to zrobisz nie poznasz swojego dziecka.-Krzyknęła, a Kendji zastygł w miejscu.

-Te twoje gierki już na mnie nie działają.Nie kieruje się już emocjami.

-To prawda...masz ze mną dziecko.Ukryłam to, przed tobą, przed ojcem, przed wszystkimi dla jego dobra.

-Jaja sobie robisz?-Warkną Larry.

-Jeżeli mnie zabijecie nie dowiecie się gdzie ono jest.-Zaśmiała się.

-Zabrać ją.-Polecił Smith nawet nie patrząc w jej stronę.Podeszli łapią ją za ramiona ciągnęli.

-Dlaczego co?Wciąż ją kochasz?!-Larry podszedł do bruneta.

-Tu nie chodzi o to..

-Dałeś się nabrać jak głupie dziecko..naprawdę sądzisz, że mogła być..

-Tak.-Przerwał mu patrząc na niego.

-Jakoś mi się nie wydaję..

-Szansa jest bardzo duża.

-To jedynie wymówka aby nie dostała kulką.

-Kim ty, ja jesteśmy aby decydować czy ma żyć?

-Czyli nie chciałeś jej zabić?

-Oczywiście, że nie.Po co mi by to było?W więzieniu zajmą się nią lepiej.Szczególnie w tym z zaostrzonym rygorem

- A potem po odsiadce wyjdzie na wolność?

-Nie dopuszczą do tego.Najpewniej psychiatryk.-Rose siedziała na ławce patrząc się przed siebie.Nie mogła uwierzyć, że to już koniec.Jej problemy wszystko.Łudziła się, że to wszystko co stało się przed chwilą było snem.Głupim snem i zaraz się obudzi, a ten koszmar powróci.

Ciepłe, duże dłonie dotyknęły jej kolan.Uśmiechnęła się lekko do Kendjiego kręcąc głową.

-To koniec..

-Tak naprawdę koniec.-Objął jej twarz dłońmi.-W końcu wszystko będzie dobrze.

Criminal.PowrótWhere stories live. Discover now