Ojciec

681 34 0
                                    

Pociągnęła rękawy koszulki do góry i skoczyła w jego kierunku.Niestety ktoś złapał ją w pasie i trzymaj.Szamotała się z silnymi ramionami.Dopiero kiedy ujrzała tatuaże przestała.Wzrokiem śledziła umięśnione kończyny i dziarę.Julie.Rose.Dwa imiona,a tak bardzo wprawiły ją w osłupienie.Zerknęła przez ramię za siebie.Facet nie należał do osób z którymi można zadzierać. Jego zimne wręcz lodowate spojrzenie tworzyło w sobie mieszankę doskonałą wraz z budową ciała mógł idealnie nadawać się na zawodnika mieszanych sztuk walk. Zmrużyła oczy. Łysy mężczyzna uważnie śledził jej wzrok.
-Zostaw ją w tej chwili! - Larry doskoczył do nich. Rose zrobiło się go szkoda. Wyglądał śmiesznie w porównaniu do goryla. Niczym kurczak, a tygrys. Pożarłby go  w całości. Szatyn nie przyjął się facetem. Z uśmiechem na twarzy zaatakował go. W niemałym szoku obserwowała całą sytuację. Puścił ją ustawiając się do walki. Cam w oddali przyglądał się w asyście swoich osiłków. Larry w dwóch krokach pojawił się obok niego. Rose niemal czuła ból chłopaka kiedy tylko pakero by go rozwalił. Jednak nic takiego się nie stało. Larry powalił jednym ciosem w krtań gościa. Położył się chwytając rękami swoje gardło.Osłupiała nie wiedząc co zrobić gapiła się na ochroniarza. Facet kogoś jej przypominał. Tylko kogo. Poczuła ucisk na nadgarstku.
Larry złapał ją i ciągnął w stronę wyjścia. Cam skinął głową i z dwóch stron wyszli muskularni faceci ubrani na czarno. Nie mieli szans. Chłopak uśmiechął się zasłaniając swoją osobą Rose. Gdy zaczęli do niech podchodzić z drugiego końca padły strzały. Dziewczyna krzyknęła zsuwając się na ziemię. Larry położył się na niej kryjąc jej ciało swoim. Czuła jego ciepły oddech na policzku.
-Jesteś ranna? - Zsunął się z niej wyciągając do niej dłoń. Przyjęła ją. Ciała leżały. Cam patrzył na niech złowrogo uciekając ręką swój krwawiący bok. Uśmiechnął się lekko.
-Jesteś taka sama jak matka. - Wypluł krew z ust. - Nie licz na to, że masz chodź trochę w sobie dobra. Masz w sobie moją krew. Nie zapominaj o tym Rosalindo. - Zaczął głośno kaszleć.
-Płuca. - Mruknął Larry. Rose obserwowała jak z jej ojca uchodzi życie. W tamtym momencie boleśnie uświadomiła sobie, że będzie już naprawdę sierotą. Gdy znieruchomiał nie czuła nic. Przerażło ją to. Powinna odczuć jakąś ulgę, cokolwiek, ale jej przeczucie mówiło, że to nie koniec gry. Obejrzała się i zobaczyła go. Podeszła bliżej.
-Kim jesteś? - Kucnęła mierząc go wzrokiem. Już nie dusił się tak jak przed tem. Wpatrywał się w nią oddychając ciężko.
-Twoim ojcem. - Mrużyła oczy zerkając to na niego to na ciało Cama.
-Kłamiesz. - Prychnęła. - Chcesz ocalić swoje życie.
-Nie Rose. Ten człowiek nie był twoim ojcem. Znasz jedynie małą cząstke historii. - Westchnął. - W każdym razie nie biologicznym. - Przetarł twarz rękami.

Criminal.PowrótWhere stories live. Discover now