Rozstanie

703 35 0
                                    

Dziewięć dni tyle Rose musiała cierpieć nic nie jedząc.Było to okropnym przeżyciem.Jedyny plus tego było to,że schudła.

Szła właśnie do swojej szafki gdy ktoś obok jej głowy położył rękę.Wiedziała do kogo należą te dłonie.Ostrożnie otworzyła szafkę i wyjmowała książki wkładając je do plecaka.

-Co robisz?

-Idę na lekcje.-Złapał ją za ramię i przycisnął do szafki swoim ciałem.

-O co chodzi?Rose widzę,że coś ukrywasz powiedz co..

-Odchodzę..-Zmarszczył lekko brwi.

-Co takiego?

-Wyjeżdżam..-Mruknęła już znacznie ciszej.

-Kpisz sobie ze mnie czy co?-Warknął przyciskając ją bardziej.Wydała z siebie zdumione sapnięcie.-Teraz zamierzasz wyjechać tak?Po tym ?!-Obróciła głowę w bok nie chcąc widzieć jego spojrzenia.

-Ty nie miałeś z tym problemu.

-Mówiłem ci musiałem.Inaczej nie mógłbym dorwać Cama..

-Powiedz mi tylko jak to zaplanowałeś hmm?-Zmrużył lekko oczy.

-Nie było to takie trudne.Tym bardziej, że byłaś roztrzęsiona.Rose nie możesz teraz odejść nie po tym co się stało..

-Co chcesz powiedzieć, że nie teraz gdy ktoś na mnie poluje..-Przekręcił głowę na bok.

-Skąd ty...powiedział ci ten..-Uderzył w ścianę tuż obok jej głowy.-Kretyn.-Odepchnął się i włożył ręce we włosy.-Nie chcesz powiedzieć, że przez to jedziesz...nic ci nie grozi naprawdę...

-Nie nie o to chodzi...po prostu dostałam szanse..-Powiedziała cicho.

-Szansa?Kłamiesz mnie..

-Nie nic z tych rzeczy.Po prostu nadarzyła się szansa, niepowtarzalna, życiowa..-Uśmiechnęła się smutno.-Nie chce jej zaprzepaścić...-Kendji spojrzał na nią.Wiedziała nie był na tyle głupi aby nie połączyć tych faktów ze sobą.Mocno zagryzła wargę aż poczuła krew.Jego spojrzenie od razu zeszło niżej.Patrzył prosto w jej oczy.

-Co ty zrobiłaś..-Powiedział szeptem.Zacisnęła mocno ręce nie chcąc się rozpłakać.

-Rose..Zrobiłem coś nie tak?-Wszystko.

-Nie.Po prostu to moja decyzja.Nie utrudniaj mi tego..-Pogłaskała go po policzkach.-Tak będzie lepiej..

-Dla mnie czy dla ciebie?-Prychnął odsuwając się.-To jest żałosne Rose chcesz coś ukryć..

-Nieprawda!

-Przed kim uciekasz, a raczej przed czym?Przede mną czy raczej przed tym, że możesz mnie pokochać?-Zmroziła go wzorkiem.

-Przyznaj się boisz się.Taka właśnie jesteś, tchórzliwa.-Przymknęła oczy, a z jej policzków leciały łzy.-Przeraża cie to?To, że możesz kochać kogoś?A może to, że dopuścisz kogoś do siebie?Wiem, że życie w sierocińcu nie jest miłe, ale to nie powód aby się zamykać na miłość.Ja dałem radę znów pokochać..-Podniosła plecak i uciekła.Po prostu uciekła.

              Kilka godzin później 

Zapukała do drzwi i odsunęła się kilka kroków do tyłu aby nie dostać metalową klamką.Pani Benson otworzyła zamki i wyjrzała na zewnątrz.

-Rose...

-Dzień dobry możemy porozmawiać?-Uśmiechnęła się lekko.Kobieta odsunęła się robiąc przejście.Rozejrzała się dookoła.

-Nic się nie zmieniło ..

-Ale ty się zmieniłaś ...-Złapała ją za ręce.-Nie masz pojęcia jak się cieszę widząc cię taką..-Zmarszczyła lekko brwi.

-To znaczy..

-Pójdźmy do mojego gabinetu i porozmawiajmy.-Przechodząc przez korytarz uwagę Rose zwrócił mały pokoik. Drzwi były otwarte więc bez problemu ujrzała w nich małego chłopca wpatrzonego w okno.Był sam.

-A gdzie są dzieci?

-Bawią się pewnie po domu.-Zaśmiała się lekko.-Robią bajzel.Przygryzła wargę przypomniawszy sobie o swoich latach spędzonych tutaj.Tylko silne jednostki dawały radę ona zaliczała się poniekąd do niej, ale odbiło to ślad w jej psychice.Usiadła tak samo jak dwa lata temu w skórzanym fotelu.

-A więc co cie do mnie sprowadza..

-Chodzi o mnie..-Wychowawczyni sierocińca zaniepokoiła się.

-O co chodzi Rose..

-O moje dzieciństwo, dorastanie..niech opowie o wszystkim.-Westchnęła i wyciągnęła z biurka ogromny album.

-Najlepszy, a zarazem najgorszy moment w tym całym miejscu jest to jak ktoś odchodzi.-Otworzyła album ze zdjęciami.-Dzieci idą, a później wracają, ale nie są już takie same.Są dorosłe, mądrzejsze bardziej świadome swego i tego co się dzieje.-Odwróciła go i podała brunetce.-To jesteś ty..-Wskazała placem na zdjęcie małego dziecka w kołysce.-Dokładnie tego samego dnia co cie tu przynieśli..-Przyjrzała się uważnie.Małe maleństwo leżało opatulone kocykiem.Było jedynie widać twarzyczkę i ogromne, brązowe oczy.Uśmiechnęła się lekko.Przewróciła kawałek dalej.Dziewczynka leżała na dywanie wymachując nogami z szerokim uśmiechem.Dalej.

Biegła z skrzywioną miną przez pokój wymachując rękami.Rose podniosła wzrok na kobietę.

-Co to jest?

-Możesz sądzić, że to miejsce jest dziczą, bo niestety jest to prawdą Rose.Tutaj nie zyskasz miłych słówek, ciepłych zachęcających gatek ani nic z tych rzeczy wiesz dlatego?Te dzieci ciężko nauczyć kochania, te które tu trafiają, nigdy jej nie zaznały albo dowiedziały się co to jest zaraz po tym jak zostały oddane bądź zabrane.Ludzie z natury broną się przed tym co nieznane, strach, lęk podprowadza ich do ataku, w tym wypadku do agresji.

-Co chce pani przez to powiedzieć?

-Chcesz wiedzieć jaka byłaś Rose?Powiem ci.Jako mała dziewczynka bałaś się podejść i przywitać do obcych ludzi. Z biegiem lat zaczęłaś ich unikać, aż w końcu gdy ktoś chciał się do ciebie zbliżyć,  poznać atakowałaś.Nie dałaś się bliżej poznać. odrzucałaś każdego aż w końcu oni przestali.Gdy dorastałaś byłaś zamknięta i spokojna, ale do czasu aż ktoś nie nadepnął ci na odcisk, w tym wypadku były to emocje.Bardzo łatwo można było cie rozwścieczyć.Teraz widzę, że to uległo zmianie.Cieszę się.-Wyjęła z szuflady list.-Prowadzę takie albumy dla dzieci z różnych względów, jednym z nich jest po prostu chęć.Wiem, że kiedyś przyjdzie taki dzień,że będą miały te dzieci rodziny, będą oglądać albumy i dojdą do wniosku, że nie ma nic związanego z ich przeszłością, dorastaniem.Wiem, że to jest ryzykowne, ale też bardzo pomaga potem w dorosłym życiu.Uświadamia i kieruje.-Podała jej zawiniątko.Uważnie je przejrzała.

-To akt twojego urodzenia.Był w koszyku.

-Dlatego pani mi go nie dała wcześniej?!

-Bo wiedziałam co możesz zrobić.Czyli wyrzucić go albo podrzeć.Myślę, że dorosłaś już na tyle aby zrozumieć.-Album należy do ciebie tak samo jak akt zrób z nimi co ze chcesz..


                                                   ****

-Jak to kurwa nie wiedzie gdzie ona jest!-Wściekły ryk poderwał z miejsc informatyków.

-Tak się składa, że nie ma dokładnych  danych..

-Zamknij mordę i przeszukaj wszystkie kamery.Nie obchodzi mnie ile wam to zajdzie macie ją odnaleźć.

-To są informacje z kilkuset jak nie kilku tysięcy obrazów z monitoringu.Wiesz ile to może zająć.-Zamachnął się i cała zawartość biurka polecała na ziemię.

-Jak już mówiłem nie obchodzą mnie tłumaczenia macie to załatwić inaczej ja was załatwię.-Wyszedł trzaskając drzwiami.

-Sie nakręcił..-Mruknął  jego kolega obok.

Kendji wypadł na świeże powietrze z morderczym wzorkiem.

-Znajdę cię kochanie, choćby i na końcu świata.-Mruknął cicho.

Criminal.PowrótWhere stories live. Discover now