Pamięć - cz.2

176 10 11
                                    

Coś ścisnęło mnie w środku, gdy to do mnie dotarło.

Byłam czyjąś żoną. Byłam żoną obcego mężczyzny. Faceta, którego nawet nie poznawałam.

I przerażało mnie to.

Czy to, dawało mu do mnie jakieś prawa? Czy mógł więcej, niż powinien?

Moja ręka zaczęła się trząść. Przełknęłam ślinę.

Dymitr odsunął się w tej samej chwili.

- Przepraszam. - szepnął na tyle cicho, że zastanawiałam się, czy naprawdę to powiedział.

A potem wyminął mnie i nie oglądając się za siebie, skierował do wyjścia z salonu. Po drodze mruknął coś po rosyjsku, a bogato ubrany moroj skinął mu głową. Minął nowicjusza i stojącego obok niego strażnika, zabrał płaszcz z wieszaka i wyszedł przez drzwi.

- Że co? - zapytałam, gdy zniknął mi z oczu.

Najwyraźniej mój głos brzmiał za cicho, ponieważ nikt nie zareagował. Musiałam odchrząknąć, żeby tym razem usłyszeli moje słowa.

- Co on powiedział?

Moroj zwrócił się w moją stronę.

- Może usiądziesz i posłuchasz? - zaproponował, zamiast odpowiedzieć na moje pytanie i wskazał kanapę, na której siedziała Lissa.

- Nie. - zaprotestowałam, podchodząc bliżej. - Co się tutaj do cholery dzieje? Czy to wszystko to jakaś chora gra?!

Była zdenerwowana, przerażona i choć w moim głosie słychać było żądanie, to nie byłam w stanie krzyczeć przez moje ściśnięte gardło, choć tak cholernie tego chciałam.

Lissa próbowała interweniować, z pewnością wiedząc, że się nie uspokoję.

- Spokojnie, Rose. Proszę...

- Nie! - przerwałam jej.

- Chcemy tylko...

Podniosłam rękę z obrączką.

- Jakim cudem jest to w ogóle możliwe?! Oboje jesteśmy dampirami, strażnikami! Jak do cholery do tego doszło?!

- Zostałam królową Rose. Mogę wprowadzać własne prawa.

Co ona bredziła? Niby jakim cudem? I jak niby zdołała zmienić prawo, które obowiązywało od wieków? Czy nie potrzebowała do tego zatwierdzenia rady? Nie było mowy, żeby ta banda królewskich dupków mogła kiedykolwiek się na coś takiego zgodzić. Jedyne co ich obchodziło to tylko własne tyłki.

- To nie jest możliwe. - pokręciłam głową. - Wyszłam za niego dla zielonej karty?

Szczęka Lissy o mało nie uderzyła w podłogę, a moroj zakrztusił się kawą.

- Co proszę? - żachnęła się blondynka.

- Jezu, Rose. - mruknął mężczyzna.

- Potrzebowaliście go legalnie w kraju - kontynuowałam - i to był najlepszy pomysł? Czysto biznesowe małżeństwo, tak? Tylko w takim razie, dlaczego akurat ja? Nie było lepszych kandydatek?

Lissa przesunęła rękami po włosach, a potem założyła je na piersi.

- Skąd ci to przyszło do głowy? - zapytała.

Wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę, wydawało się to najbardziej realną z opcji.

- On nie jest stąd.

Powiedziałam to, co i tak już wszyscy wiedzieli. Jeśli nie wcześniej, to na pewno od czasu kiedy się odezwał. Jego rosyjski akcent mówił to jasno, a do tego był cudo... Nie! Nie myśli o tym Rose. Nie w ten sposób. On jest obcym człowiekiem.

Krótkie historie wielkiej miłości | ONE-SHOTS | Akademia WampirówWhere stories live. Discover now