2, czyli POCZĄTEK ROKU SZKOLNEGO

29 3 6
                                    

Boże, jakie te tytuły są nieprzyjemne jak na środek wakacji. Od pierwszego epizodu minął gdzieś tydzień, podczas którego zagłębiłem się troszkę w dyskografię BMTH. Powyższej piosenki w jeden weekend przesłuchałem 158 razy i dalej ją uwielbiam.

Zaczęło się od zwykłego spaceru w stronę szkoły. Czarne spodnie, biała koszula i tak dalej. Słońce świeciło ciut zbyt mocno, przez co byłem trochę wkurzony. Nie miałem ochoty stać w szeregu, jeżeli inni mieli się na mnie gapić z powodu śmierdzących pach i spoconych pleców. W połowie drogi jednak poprawił mi się humor. Spotkałem mojego znajomego, ps. Mleczaka, który na rozpoczęcie poszedł w koszuli, dresach (tak, dobrze czytacie) i czapce z daszkiem. Był niski jak na 2 klasę gimnazjum, bo tylko jakoś 165 cm wzrostu. Brakowało mu przedniego zęba. Doszedłem do wniosku, że teraz mógłbym nawet biegać. Lubiłem Mleczaka; nie mogę jednak zaprzeczyć, że był ewenementem pod pewnymi względami. Mimowolnie uśmiecham się, pisząc to. Sorry Mleczak.

W szkole spotkałem jeszcze dwóch znajomych, którzy swój debiut mieli w "Opowieściach Kolegów" na moim koncie. Jeśli to czytaliście, pewnie domyślacie się, że rozmowa powitalna z nimi po wakacjach była trochę jakbym się zjarał. Przynajmniej miałem dobry humor. Nawet nie spociłem się aż tak bardzo. Wleźliśmy na salę gimnastyczną i po 15 minutach mojej klasie udało się ustawić w dwuszeregu. Ze zdziwieniem zauważyłem, że dziewczyna ze starszej klasy (ta którą kojarzyłem z koszulki BMTH i ślicznej twarzy) stoi w naszym szeregu. Chwilę nie rozumiałem, co się stało, po czym ogarnąłem, że to musi znaczyć, że nie zdała. Czyli teraz będzie w naszej klasie. Hm. Może być ciekawie.

Po monotonnym apelu poszliśmy do klasy z nową wychowawczynią. Miała wciąż taki wyraz twarzy, jakby była gotowa wybuchnąć w najbliższej przyszłości łzami. Tłumaczyła, że pojedziemy na wycieczkę, którą nasza inna wychowawczyni z pierwszej klasy obiecała nam w drugiej klasie, jeśli będziemy się dobrze sprawować i zdobędziemy dobre stopnie. Ah, no i jeśli zgłosi się 10 osób. Było to dość ważne, moja klasa liczyła osób 15. Z tego 3 na nauczaniu indywidualnym:

- Pewna dziewczyna, której na oczy nie widziałem od pierwszej klasy;

- Pewien chłopak, który śmierdział i chyba rzadko mył zęby, ale lubił mnie. Nie miałem nic przeciwko, dopóki nie zaczął siadać obok mnie na dosłownie każdej przerwie. To odegra później dużą rolę;

- Pewna dziewczyna, którą nazwę Wilczur, z nadwagą i problemami z sercem. 2 lata okłamywała nas że ma 18 lat ale kibluje, a, no i pali zdecydowanie zbyt dużo fajek niż ktoś z chorym sercem powinien.

Czyli na zajęciach, na które ja uczęszczam, pozostaje 12 osób, z czego jedna dziewczyna prawie zawsze była chora, a poza tym w klasie zazwyczaj nie ma jednej osoby z różnych powodów. Czyli: Na lekcjach było ogólnie po około 10 osób. Super, nie?

Podobało mi się to. Lubię takie małe klasy. Po pewnym czasie wychowawczyni wreszcie pozwoliła nam wyjść, a my jak najszybciej poszliśmy sobie do domów.

Teraz trochę skoczymy w czasie.

Tydzień później na lekcji muzyki nauczyciel oświadczył, że mamy przygotować krótkie prezentacje tego, co słuchamy. Po 3 piosenki i notki o wykonawcach. No a 2 tygodnie później zaczęliśmy to prezentować.

Jak pewnie się spodziewaliście, najbardziej polubiłem gust muzyczny dziewczyny w koszulce z BMTH. Nazwijmy ją na razie jakoś krócej, np. emo. W sumie była ona emo; nosiła akurat popisane markerem spodnie, swój sławny podkoszulek, a włosy miała pofarbowane na czerwono. Nie używała natomiast prawie w ogóle makijażu, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest śliczna. Wystąpiła przede mną, była troszkę nieśmiała. Puściła dobre piosenki, w szczególności "In The End" Linkin Parku. Drugie było "We Don't Have To Dance" Andy' ego Blacka, a trzeciego już niestety nie pamiętam. Potem byli koledzy z opowieści; jeden miał prezentację; w którą upchnął wypchane po brzegi przekleństwami cytaty. Jak można zgadnąć, prezentował polski rap. Nauczyciel zgromił go wzrokiem i zapytał, czy aby na pewno jest normalny. Drugi z kolegów puścił taką muzykę, jaką znajdziecie na YT na kanałach typu Trap Nation. W końcu przyszła moja kolej. Do tego czasu w klasie panowała dość luźna atmosfera, pan od muzyki był naprawdę spoko. Nie wwierciłem się wtedy jeszcze w deathcore, słuchałem trochę więcej rocka, indy i delikatniejszego metalu. Nie żebym teraz nie lubił tych gatunków; słucham wszystkiego po równo. Tak mi się wydaje. Nie miałem też wtedy jeszcze mojej ogromnej późniejszej (a trwającej do dziś) zajawki na Linkin Park, więc zacząłem od Foals i "Mountain At My Gates". Potem Blue Foundation z "Eyes On Fire", które koś skojarzył z filmem. Chyba "Zmierzchem". Na koniec zostawiłem "Can You Feel My Heart" BMTH. Był to ten rodzaj piosenki, który wpada w ucho większości osób, nawet jeśli ktoś nie słucha metalcore' u ani nawet rocka w ogóle. To ta piosenka z mediów, btw. Ostatnio wstawiałem tam cover, tu macie oryginał. Tutaj właśnie emo powiedziała z uśmiechem, że zna ten utwór. Uśmiechnąłem się, ale oczy automatycznie wbiłem w czubki moich butów. Może nawet lekko się zarumieniłem. Po jakichś 3 sekundach ogarnąłem się, podniosłem wzrok i stwierdziłem, że to fajnie. Że też ją lubię (w sensie, piosenkę). 

Na przerwie zastanawiałem się, co się właściwie stało, no bo przecież jedynie przemówiła do mnie inna uczennica. Zrzuciłem wszystko na tremę, której nigdy nie miewam. Usiadłem pod ścianą i zacząłem żuć bułkę. Obok zasiadł kolega od Trap Nation; gadaliśmy. Był spoko, można było z nim porozmawiać o czymś więcej niż o "dobrych dupach", alkoholu i ostatnim haju. W pewnym momencie znikąd wyłoniła się emo. Naprawdę; totalnie nie widziałem jak podchodzi. Toteż drgnąłem lekko, wystraszony, kiedy jakiś głos zapytał się mnie o tytuł drugiej piosenki, którą puściłem. Tym razem nie było tremy, ale była moja wada wymowy, spotęgowana delikatnym strachem. Nie miałem nawet czasu, żeby się zestresować. Z bułką w ustach i wyjąkałem, że "Eyes On Fire" Blue Foundation. Powiedziała z uśmiechem "Dzięki", po czym odeszła. Nie wydawało mi się, że zrozumiała tytuł. Zapytałem kolegi:

- Znasz ją?

- Nom. Jest całkiem spoko, tak myślę. Chociaż wcześniej zbyt dużo nie gadaliśmy. Na mojej intuicji nie robi złego wrażenia. 

Pomyślałem, że na mojej intuicji wrażenie robi nie tylko złe, ale nawet dobre. Nie powiedziałem tego jednak na głos.

Po powrocie do domu mam oświadczyła, że jedziemy na koncert Dawida Podsiadło we Wrocławiu. Nie kojarzyłem ani jednej piosenki, ale słyszałem, że to leci w radiu, więc przytaknąłem, ukrywając niechęć (Jak się potem okazało, niepotrzebną. Jesteś nawet spoko, Dawid). 

3 miesiące później  wyjechaliśmy. Ten dzień miał w sobie specjalne znaczenie. Podkreślą to wydarzenia z listopada. Ale o tym, o tym już następnym razem. 

DRAMATYCZNY ROMANTYCZNY DRAMAT, czyli CO ROBIŁEM OSTATNIE 2 LATAWhere stories live. Discover now