1

166 27 193
                                    


— 10 lipca, rok 1987, Portland, USA


         Park Chanyeol opadł ciężko na metalowe krzesło, a głębokie westchnienie uciekło z jego pulchnych ust. Na zewnątrz panował niesamowity skwar, któremu towarzyszyło ciężkie powietrze sygnalizujące nadchodzący deszcz. Mogło wydawać się to absurdalne, gdyż niebo rozchodzące się ponad wysokimi budynkami było zupełnie czyste - zdobiło je jedynie złociste słońce, ale chyba nikogo nie zdziwiłoby, gdyby nagle lunęło jak z cebra. Upał był nie do zniesienia, przechodnie smażyli się niczym na patelni, gubiąc buty w roztapiającym się asfalcie. Ubrani w jak najskromniejsze skrawki materiału, dzierżąc parasole i lody w dłoniach, przemierzali zatłoczone ulice, by jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniach i schować przed męczącymi promieniami. Chanyeol marzył, by być teraz wśród nich.

         Tylko niewielka grupka została na lokalnym targowisku, próbując zarobić trochę drobniaków, wciskając ludziom najróżniejsze rupiecie. Wysoki brunet był jej częścią. Od kilku dobrych godzin grzał cztery litery na metalowym siedzisku, które odsmażało mu pośladki, by pilnować stoiska, jakie rozłożył dziś rano. Siedział w długich wytartych spodniach i dość grubej bluzie, co tylko pogarszało sytuację. Ale skąd miał wiedzieć, że pogoda zmieni się aż tak diametralnie w ciągu jednego dnia? Nie oglądał telewizji już od dwóch tygodni, gdyż nie miał wystarczająco dużo pieniędzy, by zapłacić za prąd, więc nie został ostrzeżony przed morderczymi upałami. Jedynym rozwiązaniem, by choć odrobinę sobie ulżyć, było zdjęcie bluzy, lecz nie miał zamiaru tego zrobić. Od zawsze widok mężczyzn bez koszulek w środku miasta był dla niego niesmaczny. Nie chciał świecić sutkami przed tyloma mieszkańcami.

         Po raz setny otarł czoło z kropelek potu czerwonym rękawem bluzy, przyciskając do ust szyjkę butelki z wodą mineralną, którą odkupił od mężczyzny sprzedającego bieliznę dla puszystych pań. Chciał żeby ten dzień się już skończył. Jedyne czego pragnął, to zamknąć się w chłodnej kawalerce i poczytać jakąś dobrą książkę.

         Niestety utknął tu wraz z porcelanowymi laleczkami, które kolekcjonował za czasów dzieciaka.

         Można było powiedzieć, że jego stoisko wyróżniało się na tle wszystkich innych. Ludzie sprzedawali wszystko - od papieru toaletowego po telewizory i mikrofalówki. Chanyeol jako jedyny wystawił spory zbiór zabawek, przez co zdobywał najwięcej uwagi. Niestety lalki były zniszczone, co przynosiło tylko smętne spojrzenia. Nikt nie chciał żadnej przygarnąć, przez co tracił już wiarę w cokolwiek. Potrzebował pieniędzy na zaraz. Próbował nawet uatrakcyjnić swój stragan poprzez granie na harmonijce, którą znalazł w czeluściach szuflady podczas sprzątania. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze, ale najważniejsze, że się starał.

         — To nie ma sensu, kochane. — Stwierdził smutno, zwracając się w stronę lalek, jakby te miały go zrozumieć. Spojrzał zawiedziony w paciorkowate oczy dziewczynki o blond loczkach, która ściskała w rączce pluszaka, szukając w jej pustym wzroku jakiejkolwiek motywacji. To była jedna z jego ulubionych lalek, gdyż łudząco przypominała mu jego siostrę, która zmarła trzy lata temu. Jej alabastrowa cera odbijała brzoskwiniowe promyki słońca, a poszarpane kucyki odstawały we wszystkich kierunkach świata. Policzki miała soczyście czerwone, jakby ciągle coś ją zawstydzało, a usta lśniły zamrożone w delikatnym uśmiechu. Miała na sobie kwiecistą suknię, która sięgała jej kostek. Na małych stópkach nosiła czarne lakierki, a w lokach wplątaną kokardę. Pod długimi rzęsami skrywała zimne spojrzenie, jakie nie raz przyprawiało Chanyeola o ciarki.

        — Dzień dobry! — Mrugnął trzy razy, natychmiast wracając do rzeczywistości. Jego głowa wystrzeliła w górę, a zmęczone oczy napotkały dość potężną sylwetkę, która górowała nad nim przez dłuższą chwilę. Zdziwiony podniósł się z krzesła, by stanąć z postacią twarzą w twarz. Był to mężczyzna w jego wieku, ubrany dość nieodpowiednio do pogody, co odrobinę dodało mu otuchy. Już miał wrażenie, że jako jedyny ubrał się jak na Alaskę. Nieznajomy odziany był w długi czarny płaszcz i tego samego koloru spodnie prasowane w kant. Nie mógł dostrzec jego twarzy, gdyż zasłaniał ją ogromy cylinder, ale założył, że jest przystojny, co było jego dziwnym przyzwyczajeniem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 27, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

lalka 〃 chanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz