Rozdział 89

185 26 14
                                    

Spokojny, niemalże wiosenni wiatr poruszył żaglami statków, które utrzymywały się ostatkiem sił w porcie na dyndających linach. Jedna z nich pękła. Gray chwycił za jej kraniec, ciągnąc ostatkiem sił, aby tylko uratować błagającą o pomoc załogę. Zaczepił się nogami o wystającą belkę, lecz jego starania szły na nic. Powietrzny pojazd obniżał się i obniżał wraz z każdym powiewem, który porywał go ze sobą.

— Uważaj! — wrzasnął Musica.

Rzucił się w stronę Graya, odpychając go na bok. Maszt uderzył o podłoże, roztrzaskując się. Drzazgi pomknęły ku załogantów. Erza stanęła naprzeciw nich, otwierając bramy, z których wypuściła wszystkie miecze. Sama osłoniła się tarczą.

Musica zerwał z siebie naszyjnik, formułując z niego tarczę. Skulił się, broniąc siebie i Graya.

— A lu... — zaczął mag lodu, ale przerwał w połowie zdania.

Statku już nie było. Podszedł pod samą krawędź, dostrzegając dryfującą na wierze flagę. Zerwał ją i rozwinął. Nieczytelny, porwany znak ukazał się przed jego oczyma, jako jedyna pozostałość po ludziach, których nie zdążył uratować.

Przymknął powieki.

— To ty — szepnął. — To ty za tym stoisz! — zwrócił się do lewitującej na niebiosach kobiety.

Uśmiechnęła się.

Poprawiła czerwoną suknię, podciągając ją do samych kolach. Zrobiła krok, schodząc jakby po schodkach, powoli i dostojnie. Ogień buchnął spod jej stóp. Żar rozniósł się po okolicy, paląc wieże złotego miasta na drobny pył. Krzyk rozniósł się echem między ulicami miasta. Z najwyższego punktu, którego nie strawiły płomienie, wyszedł mężczyzna, cały okalany płomieniami, które trawiły go stopniowo i boleśnie. Podszedł do samej krawędzi i rzucił się w odmęty wysokości, widząc jedynie w nich ratunek.

Kobieta zatrzymała się, przyglądając się scenie. Przechyliła na bok głowę. W jej czerwonych, pozbawionych uczuć oczach pojawił się blask — ciekawość, która pochwyciła ją w swoje kruche objęcia.

— Dlaczego tak szybko umarł? — spytała szczerze.

— Ona... — zaczęła Lisanna. — Kim ona jest?

Przysłoniła usta. Zatrzęsła się, robiąc krok w tył. Plecami uderzył o ścianę. Obróciła się, zdając sobie dopiero teraz sprawę z tego, że nie mają gdzie uciec. Spojrzała ku idącej na nich kobiecie i zamarła.

— Lu... — przełknęła ślinę —...cy? — dokończyła z trudem.

Jedno słowo, jedno imię, które pochwycili wszyscy w tym samym momencie.

Amelia złapała się za ramiona, podchodząc bliżej. Bała się. Nogi drżały jej w kolanach, pot spływał po całej twarzy, lecz dzielnie szła na przód, zmierzając do tego samego miejsca, co Lucy.

— Stój — nakazała Lucy.

Tak też uczyniła.

Erza wyciągnęła kolejny miecz ze zbroją, przygotowując się na najgorsze. Kiwnęła ku reszcie, aby zrobili tak samo. Gajeel pokrył się w całości metalem. Gray wykreował młot z lodu.

— Ja zajmę się cywilami — szepnął Musica, rozkazując swojej załodze, aby zajęła się służbą i tymi, który jeszcze znajdowali się w pałacu.

Kobieta, zwana Lucy, nie zareagowała na zamieszanie, które wykreowało się przed jej pojawienie się. Stanęła nad ich głowami i rozłożyła szeroko ręce, czekając, aż cała uwaga zostanie skupiona tylko na niej.

[z] Smocze KrólestwoWhere stories live. Discover now