Pan Wielmożny

18 1 1
                                    

Kolejny "świetny" dzień wakacji w moim "kochanym"mieście.Nie no dobra,żartowałam nienawidze tego miejsca.Cały czas to samo nic się nie dzieje.W dodatku ciagle wieje i prawie w ogóle nie ma słońca.Ciągłe chodzenie do tego samego parku pełnego dzieciarni.
Mmmm dzieci.Małe słodkie stworzanka biegające po calutkim parku,drące się do matek jak to im strasznie zimno,ale przecież po co ubrać bluzę,którą właśnie wręcza ci mama.Nie co ty kto w dzisiejszych czasach nosi bluzę kiedy wieje,przecież nikt no nie?W dodatku są całe brudne,ufajdane sokiem pomarańczowym lub czymkolwiek innym-  krótko mówiąc fuuu.
Najśmieszniejsze jest to że kiedy spojrzysz w drugą stronę to widzisz nastolatki palące różowego papieroska, popijające co jakiś czas piwko,w tle leci jakaś piosenka Taconafinde z głośnika i w ręce IPhone X,a mają one po czternaście lat! Co tu się stało? Oto moje pytanie. Jeszcze nie dawno biegały zasmarkane , ubrane w byle co,bo to dziecko i ubrudzi się po kilku minutach, a teraz... Markowe ciuchy najlepiej Gucci,Lewis lub inna znana marka, ponieważ wtedy będzie fajna i modna.Eh ewolucja.
Co jest ze mną nie tak? Dlaczego ja nigdy nie chciałam nosić takich rzeczy,tak się zachowywać i podążać za modą na ślepo. Jako czternastoletnie dziecko nie myslałam o takich rzeczach tylko jeszcze wtedy mieszkając na wsi biegałam z kuzynostwem po polach i łąkach z kijami bawiąc się w indian lub w innych dzikich wojowników z buszu. Eh to były czasy. Tutaj nie mam zbyt wielu przyjaciół,z resztą nie chce, bo ludzie są strasznie fałszywi.Doświadczyłam tego nie raz i nie dwa. Mieszkam w mieście od około czterech lat.Przeprowadziliśmy sie z rodzicami do tego miasta kiedy miałam szesnaście lat,lecz teraz mieszkam w swoim małym przytulnym mieszkanku. Dobra,ale teraz nie o tym.
Po jakimś czasie stwierdziłam że dłużej nie wytrzymam połączenia ryku dzieci i "Tamagotchi" naraz. Zebrałam wszystkie moje rzeczy leżące na ławce do skórzanej torby i skierowałam się na stare zarośnięte boisko koszykówki. Często tu przychodzę,gdy nie mam się gdzie podziać. Nikt tutaj nie przychodził,lecz dziś czekała na mnie niespdzianka. Na środku boiska stał wysoki chłopak ubrany w szary elegancki płaszcz, spod którego można było zauważyć białą koszule,na szyji miał długi szalik, a całą jego intrygującą stylizację czarne lakierki.Zaciekawił ją.Zwłaszcza tym ze trzymał w jednej ręce bukiet polnych kwiatów, natomiast w drugiej dość spory  plik karteczek. Co jakiś czas chodząc tak w kółko rzucał kwiatami z nerwów gdzie popadło. Wyglądał dziwne,lecz usiadła na starych zamszałych trybunach i  patrzyłym co wymyśli dalej,ale gdy zauważył że go obserwuje zebrał się i skierował się do furtki.Nagle zauważyłam że jedna z jego karteczek upadła,nie myśląc długo zerwałam się z miejsca i podbiegłam podnieść,a później oddać zagubioną karteczkę właścicielowi. Posbiegłam podałam mu kartkę z jakimś notatkami i nic nie mówiąc spojrzałam mu w oczy.Nie powiem był to magiczny moment,ale nikt nie spodziewał się że to on za chwile zepsuje go takimi słowami:
-Ty też chcesz autograf?! Ile was jeszcze będzie,ale Okej,proszee...-wyrwał mi kartkę z dłoni, wyciągnął z kieszeni płaszcza srebrnego Parkera i podpisał kartkę,podając mi z powrotem gotowe dzieło.
-Co?! Chwilę o co ci chodzi? Podałam ci tylko twoją głupią notatkę,która upadła na ziemię?! Ja cię nawet nie znam! Przyszłam w moje ukochane miejsce żeby odciąć się od głupiej dzieciarni i spokojnie poczytać moja kochaną poezje Przerwy-Tetemajera,ale nie było mi dane,bo jakiś narcystystyczny egoista musiał przyjść tam przede mną i rozrzucać sie na wszystkie możliwe strony,a kiedy chcesz być miła i oddać zagubioną kartkę to on ci wyjeżdża z autografem!What are you doing of this shit?!-dostałam momentalnie ataku furii i nie potrafiłam przestać,ale nikt się spodziewał się tego co sie stanie za chwilę. Ja osobiście doznałam szoku i to nawet termicznego!
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie jak wryty,a później złapał mnie i przytulił do siebie.
-Nareszcie ktoś mnie rozumie,dziękuje. Dziękuje!
-Yyyyyyy Co?! Właśnie na ciebie nawrzeszczałam,a ty mnie przytulasz? Czy z tobą jest wszystko Okej?!Może brakuje ci piątej klepki?-zapytałam,ale on tylko sie zaśmiał i powiedział:
-Jestem Igor,ale mów mi jak chcesz.
-Aha Okej… Ja mam na imię Xenia
-O matko jakie piękne imię!Piękne imię pasuje do tak pięknej dziewczyny.-powiedział to z takim zachwytem że wydawało mi się że trochę podskoczył. Widziałam już różne reakcje na moje imię,ale ta była jedną ze śmiesznieszych.
-Proszę cię daruj sobie.-i tym razem to ja ruszyłam w stronę furtki,lecz kiedy tylko sie obruciłam złapał mnie za rękę i pociągnął lekko do siebie.
-Co ty robisz?
-Przepraszam cię za moje zachowanie. Jestem w tym mieście od wczoraj i cały czas jakieś dzieci przylatują po autograf albo zdjęcie,bo znają mnie z internetu.Myliłem sie co do ciebie,wybacz proszę...-mówiąc ostatnie zdanie padł na kolana błagając
-Co ty robisz?!Naćpałeś się? Wstań natychmiast! Ludzie się patrzą!
-Już mnie to nie obchodzi.Powiedz czy mi wybaczysz,to wstane.
-Czy to był szantasz?
-Tak.
-Eh,dobrze więc ogłaszam wszech i wobec że ci wybaczam.Zadowolony?
-Nawet nie wiesz jak.-powiedział wstając,a na koniec puścił mi oczko.Co było z nim nie tak? Nie wiem,ale spodobał mi się jego styl bycia.
-Tooo mieszkasz tu?
-Nie znam cie i chyba nie chce żebyś na razie wiedział gdzie mieszkam. Nie chciałabym pod oknem gościa,który drze sie o piątej nad ranem,a po tobie już nie wiem czego sie mogę spodziewać.
-Nie no spokojnie na razie nie będę obiecuje.-zażartował
-Dlaczego tu przyjechałeś?
-Za pracą i lepszym zyciem,a jak będzie to się okaże.
-Myślę że znajdziesz szybko jakąś robotę. Tutaj o to nie musisz się martwić.
-Czy zechciałabyś wpaść jutro do mnie na herbatkę?-zapytał odważnie blonyn
-Mam się bać?
-Nie ma czego,chyba że masz lęk przed piciem herbaty i ciastkofobie.-zaśmialiśmy się-Masz tutaj mój adres jak będziesz miała ochotę to wpadnij.Teraz już muszę lecieć.Trzeba posprzatać tą kawalerkę dla takiego gościa.-zaśmiał się i podał ponownie kartkę z autografem,lecz teraz wzbogaconą o jego adres zamieszkania. Jeszcze raz puścił oko w moja stronę i odszedł,zostawiając mnie samą na środku boiska koszykówki.Po kilku chwilach zorientowałam się ponownie coś zgubił.Tym razem był to jego długi kolorowy szalik.Kiedy to zobaczyłam zachciało mi się śmiać.
"Chyba już wiem jak go będę nazywać Pan Wielmożny."~pomyślałam i uśmiechnełam się pod nosem.

∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆

Nie pytajcie skąd pomysł na to opowiadanie,bo to jakaś masakra.Piszcie w komentarzach czy podoba się i z góry dziękuje za głosy.
X.M.

Pan Wielmożny Where stories live. Discover now