2.18

2K 119 18
                                    

- Tato... - ze snu wyrwał mnie smutny głos Brinley. Natychmiastowo otworzyłem oczy, żeby ujrzeć jej zapłakaną twarzyczkę. - Miałam zły sen, a mamusi nie ma - pociągnęła noskiem i wyciągnęła do mnie rączki.

Podsadziłem Brinley i przytuliłem ją mocno do siebie. Za oknem nadal było ciemno, a zegar na ścianie wskazał kilka minut po trzeciej w nocy. Alice rzeczywiście nie było po drugiej stronie łóżka.

Brin usnęła mocno wtulona w moje ramie. Wyglądała tak krucho z mokrymi rzęsami na szczycie zaróżowionych od płaczu policzków. Bałem się usnąć, a dokładnie tego, że mogę ją po prostu zgnieść. Z tego powodu wolałem nie zasypiać już tej nocy.

Kiedy poczułem, że brunetka mocno już usnęła, wstałem najdelikatniej jak się dało. Na palcach wydostałem się z pokoju i przeszedłem do salonu, z którego docierało słabe światło.

Widok jaki zastałem wywołał niemiłe ukłucie w moim sercu. Alice leżała wtulona w ciało Louis'a. Nie wyglądało to na zwykle, przyjacielskie przytulenie. Blondynka ciasno obejmowała tors chłopaka, a jej policzek był mocno przyciśnięty do jego ciała.  On za to trzymał jedną ze swoich dłoni zdecydowanie za nisko na kręgosłupie dziewczyny.

Dalej na palcach pokierowałem się z powrotem do sypialni. Brin rozłożyła się na środku łóżka i skopała z siebie kołdrę, jednak szybko naciągnąłem ją na jej ciało. Jej policzki zdążyły już wyschnąć od płaczu i wyglądała po prostu spokojnie. 

Wysunąłem torbę, w której znajdowały się moje ciuchy spod łóżka. Odnajdowałem już się w pomieszczeniu, dlatego bez zapalania świateł zacząłem pakować rzeczy Brin. Nie wszystkie. Tylko podstawy, kilka jej ulubionych zabawek. Irytowało mnie to, że dziewczynka musi oglądać jak jej matka nie umie się zdecydować. Nie chciałem, żeby Brin miała wodę z mózgu od mówienia do mnie tato, kiedy jej matka kocha się w innym mężczyźnie. Dlatego zdecydowałem się zabrać ją do swojej mamy. Moja rodzicielka i tak marzyła o poznaniu swojej wnuczki.

O piątej nad ranem domykałem torbę. Musiałem wyjąć z niej kilka swoich rzeczy, ale po inne mogłem podjechać do swojego mieszkania. Wciągnąłem na siebie spodnie i pierwszą lepszą bluzę. Odnalazłem kocyk Brinley i już po chwili, z torbą na ramieniu i szczelnie owiniętą, dalej śpiącą dziewczynką, kierowałem się do auta. Na szczęście fotelik dalej znajdował się w nim, dlatego mogłem szybko wpiąć bezpiecznie dziewczynkę.

Wróciłem szybko do mieszkania i odnalazłem kartkę, na której już po chwili koślawym pismem nakreśliłem „jesteśmy u mamy". Przyczepiłem kartkę magnesem do lodówki i zbiegłem do swojej córeczki.

Najszybciej jak się dało odjechałem spod domu. Nie bałem się, że Alice mogła się obudzić i zacząć szukać Brin. Czasem miałem wrażenie, że zapomniała już o tym, że ma córkę. Miałem już po prostu dość tego co tam się działo. Zachowania Alice.

W pewnym momencie miałem wrażenie, że jest już znowu moja, że niedługo staniemy się prawdziwą rodziną. Jednak nie było to nam pisane, skoro nagle pojawiła się choroba Louis'a. Rozumiałem to, że dziewczynie zależy na swoim przyjacielu, ale traktowała przy tym Brinley, jakby jej nie kochała. A prawda była taka, że dla dwulatki jej mama była całym światem, który z dnia na dzień się rozpłynął i nagle zaczął się nią zajmować nieznany jej facet, do którego musiała mówić „Tato". Bo tak na prawdę kim więcej dla niej byłem?

Doctor Styles | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz