Bóg miłosierny, bóg sprawiedliwy...

67 6 7
                                    


-Asiu, patrz! - Mihnea podbiegł do prowadzącej konia dziewczyny w zielonej pelerynie, wskazując rączką na niebo. Spojrzała we wskazanym kierunku. Przez wszechobecne chmury gdzieniegdzie przebijało się słońce, tworząc w powietrzu świetliste pasma. Chłopiec uśmiechnął się do niej - To anioły schodzą na ziemię, wiesz?

No tak... Odkąd malec dowiedział się, że nie wyznaje jedynego Boga, usilnie próbował przekonać ją do swojej religii. Dziewczyna oblizała usta i westchnęła, szykując się do odpowiedzi.

-Wiesz, niektóre anioły wcale nie chcą schodzić na ziemię... One upadają...

-Upadają? - chłopiec zrobił wielkie oczy.

-Upadają - przytaknęło dziewczę, przyglądając się chłopcu spod kaptura. - Na przykład Szatan upadł...

-Dlaczego upadł, Asiu?

-Cóż... Według twojej religii Szatan upadł, ponieważ sprzeciwił się Bogu... Chciał rządzić, o ile dobrze pamiętam, i zbuntował przeciw Najwyższemu kilka innych aniołów. Bóg się zdenerwował i strącił ich wszystkich do Piekieł. Zaś Koran twierdzi, że Szatan upadł, ponieważ nie chciał pokłonić się człowiekowi, który został wykonany z „gorszego materiału" niż on... Każda religia mówi o tym inaczej.

Mihnea przytaknął powoli, analizując usłyszaną historię. Coś mu jednak nie pasowało, więc kiedy Asia wprowadziła konia do zamkowej stajni i zaczęła go czyścić, pociągnął ją lekko za rąbek peleryny i zapytał:

-Ale... Skoro Bóg jest miłosierny... Bo jest, prawda...?

-Ponoć owszem.

-To skoro jest miłosierny, to dlaczego wyrzucił Szatana?! -wykrzyknął, z oczami pełnymi łez. - Dlaczego, chociaż podobno wybacza, nie pozwolił mu wrócić?!

Chociaż jak zwykle ponura twarz dziewczyny nie zmieniła wyrazu, to w jej oczach błysnęło zaskoczenie. Odłożyła końską szczotkę i ostrożnie zmierzwiła chłopcu włosy.

-Posłuchaj, Hobbicie... Nie znam Boga, nie umiem Ci odpowiedzieć... Pogadaj z duchownym, oni mają większą wiedzę - zaproponowała. Po chwili milczenia chłopiec przyznał jej rację. Pożegnał się i opuścił stajnię. Na odchodnym usłyszał jeszcze, jak dziewczyna mruczy cicho do siebie:

- Bóg miłosierny, lecz tylko dla tych, którzy są mu bezgranicznie posłuszni...

Zaraz potem trzasnęły drzwi, wystawiając go na ostre zimno styczniowego dnia.

* * * * *

Duchowny zdumiał się na widok chłopca przed swoimi drzwiami.

Lecz jeszcze bardziej zdumiało go zdanie, które usłyszał.

-Bóg nie jest miłosierny.

Pomyślał, że się przesłyszał. Wtedy Mihnea uniósł wzrok i powtórzył twardo. -Bóg nie jest miłosierny. Gdyby był, nie wyrzuciłby Szatana z Nieba.

Niezachwiana pewność chłopca wstrząsnęła kapłanem. Potrząsnął głową.

-Szatan zasłużył sobie na to, chłopcze. Doprowadził do tego, że Ewa popełniła grzech, przez co Bóg musiał wygnać ją i Adama z raju.

-Wcale nie musiał! To Bóg, on przecież niczego nie musi! Dlaczego On to zrobił?! - chłopiec nie dawał za wygraną. Chciał wiedzieć, nie dawało mu to spokoju. W akcie desperacji uczepił się szaty duchownego, który ze złością strzepnął jego ręce.

-Wróć, kiedy nabierzesz pokory - syknął. - Na Niego się nie krzyczy!

I zatrzasnął drzwi. Odszedł w głąb domu, kręcąc głową i mamrocząc ciche modlitwy.

*****

Mihnea ponownie został sam. Odszedł, zaciskając pięści w wyrazie bezsilnej złości. On... On chciał tylko wiedzieć, tylko zrozumieć! Miał sześć lat, jego pragnienie wiedzy z każdym dniem rosło, podsycane przez zamkniętą w sobie przyjaciółkę.

*****

Zamrugał, widząc pod swymi stopami marmurową posadzkę. Uniósł wzrok, ze zdziwieniem rozglądając się po pomieszczeniu, a jego przyśpieszony oddech tworzył obłoczki pary. Znalazł się w kaplicy...

Zadrżał ze strachu. Jak tu było dziwnie! I strasznie... Zawsze grzecznie chodził z rodzicami na msze, na uroczystości, nawet to lubił. Lubił słuchać pełnych uwielbienia głosów ludzkich, wychwalających jedynego Boga. Wierzył, że Bóg wtedy patrzy na nich z czułością i obdarza ich swą łaską.

Lecz teraz... Teraz świątynia go przerażała... Była wielka, pusta i cicha. Mihnea czuł się przy niej taki mały, taki nie na miejscu, taki...

...Taki opuszczony.

Zapomniany i niedoceniany.

Jego wzrok obsunął się na barwną mozaikę witrażu, wprawionego w okno po jego lewej ręce. Przedstawiał dwoje nagich ludzi wybiegających spomiędzy drzew. Kulili się i zasłaniali głowy, trwożnie zerkając na znajdującą się ponad drzewami świetlistą postać. Zdecydowanym ruchem ręki zdawała się mówić „odejdźcie stąd! Odejdźcie i nie wracajcie!".

Oglądał Boga. Boga, który skazywał swoje dzieci na męki śmiertelnego żywota. Na cierpienia. Na głód i rozpaczliwe próby przeżycia na suchej, kamienistej ziemi, która rozciągała się poza bramami Raju.

Chłopiec stał, przerażony i zszokowany.

-Morderca... -szepnął, lecz w ciszy panującej w świątyni jego szept brzmiał jak wystrzał.

-...Morderca!! - wrzasnął, a jego wrzask przeszedł w skowyt. Chwycił stojący nieopodal świecznik i z całej siły cisnął nim w witraż. Rozległ się głośny brzęk tłuczonego szkła i z obrazu zostały tyko metalowe ramki. Chłopiec padł na kolana, łkając i krzycząc rozdzierająco. Walił pięściami o ziemię, nie przejmował się, że odłamki szkła ranią jego ręce. Czuł się zdradzony. Zdradzony przez Tego, kogo uważał za pełnego miłości. Zraniony przez swojego Boga!! Tak podle oszukany...

Ktoś prychnął cicho za plecami roztrzęsionego chłopca. Mihnea odwrócił się przełykając łzy i od razu wyciągnął rączki do postaci. Oczy stojącej w cieniu Asi błyskały czerwonym światłem. Podeszła do chłopca, klęknęła przed nim. On przytulił się do niej mocno. Szlochał w jej zieloną koszulę, a ona tuliła go, szepcząc cicho - Już... Cichutko, Hobbicie... Widzisz, Bóg wcale nie jest ani miłosierny, ani sprawiedliwy... Ludzie wierzą w niego ze strachu... Boją się, że jeśli odwrócą się od Niego, On sprowadzi na nich zniszczenie... To się tyczy każdego boga, nie tylko tego, którego tutejsi ludzie nazywają swoim... Już, mały... Chodźmy stąd...

Wstali. Chłopiec trzymał się dłoni dziewczyny. Kiedy wychodzili zagaił cichutko:

-Asiu...?

-Tak, Hobbicie?

-Nienawidzę boga.

Asia spojrzała na niego, zaskoczona. Mihnea pociągnął nosem i spojrzał jej w oczy.

-Nawet Piekło wydaje się lepszym wyborem, niż bóg.

Dziewczyna nic nie powiedziała, pogłaskała go jedynie po głowie i wyprowadziła ze świątyni. Przy wyjściu spojrzała jednak na figurkę świętego stojącą w niszy i uśmiechnęła się szaleńczo. Przez moment w jej ustach błysnęły kły, pod kapturem uwydatniły się malutkie rogi. „Wygrałam" -szepnął bezgłośnie Szatan i po chwili ponownie był zwykłą, zamkniętą w sobie dziewczynką...





~~~~~~~~

Wiem, że Wattpad, jak każde internetowe forum dyskusyjne (tym bardziej, że nim nie jest) nie jest dobrym miejscem, by rozmawiać o Bogu. Opowiadanie powstało pod wpływem impulsu. Było odpowiedzią na książkę, którą przeczytałam (I swoją drogą gorąco polecam - "Noc Ognia" Erica-Emmanuela Schmitta).

Szczątki UmysłówWhere stories live. Discover now