Rozdział czterdziesty siódmy

Zacznij od początku
                                    

- Pani Sofii nie ma w gabinecie, jest w magazynie i prosiła przekazać wam, że macie się tam udać.

Beatrice przytaknęła i podziękowała, posyłając dziewczynie swój najpiękniejszy uśmiech. Schodząc po schodach, Ojciec Chrzestny poprawił rozwiane włosy, zatrzymał na środku pomieszczenia, unosząc brwi. Nikogo w nim nie było. Zmarszczył czoło, po czym obrócił w stronę tak samo zdziwionej rudowłosej. Najwyższy robiąc parę kroków, zamarł, słysząc znajome westchnięcie. Obrócił się ponownie, aby napotkać ciemne oczy, których nienawidził.

- Vinz? A ty tu czego? - rozbrzmiał niski, ochrypły głos.

Zapanował cisza.

- Tak właściwie to miałem do ciebie sprawę - mówił, łapiąc się za żuchwę. - Hmmm... Nie ładnie tak, straszyć innych i kazać im kablować. Myślałem, że masz jeszcze jakieś zasady, ale biedny bankier, musiał powiedzieć nam do widzenia. Szkoda.

Białooki marszczył coraz bardziej czoło, wpatrując w Benedictto, nie zwracając uwagi na wlepione w niego oczy ludzi z Inquinatori. Obaj obrócili się w stronę drzwi, słysząc czyjeś ciche kroki, a Vincenzo zamarł, widząc kolejną osobę.

- Giovanna? Co ty tu robisz? - wyszeptał, nie spuszczając z niej wzroku.

Dziewczyna stanęła w miejscu, zamarła. Kolejne kroki zaczęły coraz mocniej złościć bruneta, a słowa wypowiedziane, sprawiły, że poczuł się zagrożony.

- Benedictto, nie kombinuj już i tak wiesz, że jesteś przegrany, mamy na ciebie za dużo - rozległ się głos, wyłaniającej z cienia Medleigne.

Francuska poprawiła włosy. Czarnowłosy zerknął na swoich członków mafii, wśród Inquinatori przeszedł cichy szmer, a na twarzach mężczyzn pojawiło się zaniepokojenie. Czarnowłosy nie tracąc czasu, szybko przyciągnął Giovannę do siebie i przystawił lufę rewolweru do jej skroni. Serce brunetki biło tak szybko, że nie była w stanie nawet pisnąć. Przestraszonym wzrokiem patrzyła na Vincenza, który pobladł. Białooki przełknął ślinę, czując gulę w gardle, rzekł:

- Zostaw ją - wyciągnął pistolet zza koszuli i wymierzył w byłego przyjaciela. - Zostaw albo będę musiał cię zabić.

Ciszę przerwał charakterystyczny, przesiąknięty sarkazmem śmiech czarnowłosego. Jakiś mężczyzna stojący przy Benedictto wycelował w Vinza. Francezco przeładował swoją broń i skierował lufę w stronę osiłka, celującego w Białookiego.

- Nie zabijesz mnie - brunetka odezwała się cicho. - Za dobrze cię znam. Nie zabiłbyś mnie.

Czarnowłosy uśmiechając się niewidocznie, odblokował rewolwer. Brunetka wciągnęła głośno powietrze, drżącą dłoń zacisnęła mocniej na nadgarstku byłego.

- Nie rób tego! - krzyknęła Madleigne. - Nie na moich oczach...

- W twoich oczach i tak już jestem nikim - odpowiedział Benedictto. - Nigdy nie byłem dla ciebie prawdziwym bratem. Przecież sama to mówiłaś - odpowiedział, nie patrząc na szatynkę.

- Nie zrobisz tego - wyłkała, szeptem Giov.

- Tak myślisz?

Po policzkach drobnej dziewczyny zleciały łzy, skapujące na brudną posadzkę. Twarz bruneta spoważniała, a on przyciskając broń do skroni Giovanny, spojrzał w oczy Vincenza. Beatrice krzyknęła, zasłaniając dłońmi twarz. Źrenice Benedictto rozszerzyły się, a na twarzy pojawił zdziwiony grymas. Jego ciało opadło z hukiem na ziemię, a ze skroni, gdzie znajdowała się kula, spływała stróżka czerwonej krwi. Białooki odwrócił szybko głowę w stronę dźwięku wystrzału. Serce stanęło mu, widząc stojącą prosto panią Sofię, z poważną miną i wyciągniętą ręką, na której końcu trzymała w dłoni pistolet, a z lufy unosił się cienki dymek.

- Tak. Tak myślę. Zawsze ci mówiłam, że go nie lubię - rzekła najstarsza.

Brunetka dysząc głośno, zasłoniła dłonią usta, płacząc oszołomiona. Vincenzo stojąc osłupiały, nie spuszczał wzroku z poważnej staruszki. Czarnowłosa trzęsąc się, obróciła głowę w momencie, w którym odezwał się Vinz.

- Pani Sofia?

Dziewczyna odsłaniając usta, drżącym głosem, powiedziała:

- Babciu?

Wszyscy spojrzeli na zapłakaną twarz dziewczyny, w pomieszczeniu zapanował przeraźliwa cisza, przerwana ostatnim tchnięciem bruneta.

Kochani, to przedostatni rozdział. Szczerzę, to nie mogę uwierzyć. Zawsze jednak nadchodzi czas, że coś się kończy. Tak więc chciałam wam podziękować za każde miłe słowo od was, za każdą gwiazdkę i komentarz. Najbardziej jednak chciałam podziękować za to, że czytaliście Niepokorną pomimo moich błędów. Zdaję sobie sprawę, że książka nie jest najwyższych lotów i kiedy czytam początkowe rozdziały, nie jestem z nich zadowolona i napisałbym je zupełnie inaczej. Niemniej muszę się pożegnać i życzę miłego czytania ostatniego rozdziału oraz powodzenia w dalszym życiu.


NiepokornaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz