Rozdział 1.

2K 270 121
                                    

Ronald Weasley nie lubił poniedziałków. Miał wrażenie, że w poniedziałek zawsze spotyka go pech i zawsze w poniedziałek potrzebuje więcej herbaty niż zazwyczaj. I teraz również trzymał w dłoni gorący kubek i nieobecnym spojrzeniem wodził za kroplami deszczu, spływającymi po szybie. Mógł sobie na to pozwolić — przez cały dzień niemal nie było klientów. Kto by kupował jeszcze książki? Świat przecież uznał je za przeżytek, co niezbyt dobrze wpływało na samopoczucie Rona i ruch w księgarni. Sam nie był jakimś strasznie wielkim miłośnikiem książek, ale lubił je. Miały swój niezaprzeczalny urok. Należał im się szacunek. Którego nie dostawały. (Księgarnie również).

Chociaż...

Ron zauważył, że codziennie o godzinie czternastej przychodziła pewna dziewczyna. Co prawda, nigdy nie obserwował zbyt uważnie klientów, ale ona była tak bardzo charakterystyczna! Mało kto regularnie odwiedzał Kurz, nie mówiąc już o przychodzeniu chociaż raz na tydzień.

Zdążył wychwycić już kilka detali, które definiowały ją.

Miała niesamowicie gęste i kręcone włosy, zachowujące swój kształt nawet pod presją kilku dużych spinek. Gdy uśmiechała się, były widoczne zbyt duże zęby, a lekko zadarty nos marszczył się. Zawsze wpierw szukała tych starszych książek, zdmuchiwała z nich kurz i gładziła okładkę. Ach, no tak, i zawsze coś kupowała. Mógł to być zwykły ołówek albo grube tomisko, ale nigdy nie wychodziła z niczym.

I zawsze wychodząc, wołała spod drzwi Miłego dnia!, chociaż Ronowi zostawały wtedy zwykle tylko trzy, dwie godziny pracy i właściwe dzień się kończył.

Ron uważał, że była bardzo sympatyczna.

Wziął ostatni łyk herbaty, westchnął i odstawił kubek.

Zdecydowanie nie miał dziś chęci do pracy.

Zdecydowanie.

Ale wtedy właśnie zadzwonił dzwoneczek przy drzwiach i właścicielka brązowej szopy włosów na głowie wskoczyła do środka, ociekając deszczem. Energicznie skinęła Ronaldowi, uśmiechnęła się i melodyjnym krokiem poszła w kierunku regałów.

Patrzył, jak delikatnie bierze książki do ręki, jak jej włosy skręcają się jeszcze bardziej od wilgoci i jak co jakiś czas przesyła w jego stronę spojrzenie czekoladowych oczu.

Weasley mógłby przysiąc, że w tamtych momentach nabierał barw pomidora i zaczynał być taki... speszony. Ale nie było to bardzo złe. No, może troszeczkę.

Gdy podeszła do lady, jedynie skinął głową i wbijając wzrok w klawiaturę, naliczył cieniutką książeczkę i zeszyt, a następnie odebrał od dziewczyny banknot oraz podał paragon.

Dopiero gdy odchodziła, uniósł głowę.

— Miłego dnia!

— Ronaldzie. Mam na imię Ron.

— Miłego dnia, Ronaldzie.

Nawet kiedy wyszła, nadal czuł czerwień na policzkach.

Jesteś żałosny, Weasley.

a/n jak Wam się podoba pierwszy nowy fanfik po hiatusie? <3

Miłego dnia, Ronaldzie! ✔Where stories live. Discover now