~6~

24 3 4
                                    

Sięgnąłem do plecaka w poszukiwaniu kluczy do domu. Chwilę zajęło mi odnalezienie ich w tym bałaganie. Wszedłem do domu i zamknąłem za sobą drzwi. Otrząsnąłem rękę z obrzydzeniem gdy dotknąłem czegoś śliskiego na klamce.

- No nie... Naprawdę? Ledwo zdążyłem wrócić... Uduszę tą dwójkę...

Mruczałem jeszcze chwilę do siebie zdejmując z siebie kurtkę i buty. Rzuciłem plecak na ziemię i rozprostowałem się. Nie byłem pewien, która była godzina, starałem się więc zbytnio nie hałasować. 

Mój plan szybko się spalił gdy potknąłem się o coś leżącego na środku korytarza. Podniosłem się z cichym jękiem. Moje oczy zdążyły przyzwyczaić się już lekko do panującej ciemności. Z małym wysiłkiem rozpoznałem na podłodze przewrócone krzesło.

- Co jest?

W głowie zaczął narastać niepokój. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na dziwną ciszę jaka panowała w domu i jego otoczeniu. Sama w sobie nie była niczym dziwnym o takiej porze. Wydawała się jednak być... Znacznie mroczniejsza, gęstsza, cięższa.

Coraz bardziej zaniepokojony przyśpieszałem kroku, by w końcu wbiec na piętro. Spod drzwi do pokoju bliźniaków przedostawało się niebieskie światło ich nocnej lampki. Trochę mnie to uspokoiło. Sięgnąłem jednak do klamki by wejść do pokoju i upewnić się, że wszystko było w porządku. Znów poczułem jakąś ciepłą maź pod dłonią. Uniosłem niepewnie dłoń i wciągnąłem zapach nieznanej substancji. Poczułem jak moje uspokajające się serce ponownie przyśpiesza swój rytm. Metaliczny zapach krwi nie dało się z niczym pomylić.

Szarpnąłem drzwiami otwierając je na oścież. Poczułem chłód wpełzający do pokoju przez szeroko otwarte okno. Zasłony poruszały się na wietrze. Łóżka były puste, pościele na nich zmierzwione. W całym pokoju panował względny porządek, na tyle na ile takowy może być w pokoju dwójki dwunastolatków. Wybiegłem z pomieszczenia, wpadając do tego naprzeciw. 

Tutaj wszystko wyglądało inaczej. Mnóstwo rzeczy znajdowało się na podłodze, krzesła były poprzewracane, lustro zbite, komoda znacznie przesunięta ze swojego pierwotnego miejsca. Wyglądało to tak jakby przeszło tędy tornado. 

Poczułem jeszcze większe przerażenie gdy odwróciłem wzrok na łóżko. Bałem się ujrzeć to samo co w pokoju chłopców - puste posłanie. Jednak to co faktycznie tam się znajdowało było gorsze.

Na miękkich nogach zbliżyłem się do niego. Czując ucisk na klatce sięgnąłem do zakrwawionej pościeli. Trzęsącą się ręką zdarłem je jednym ruchem, pozwalając by upadło na ziemię. Cała krew odpłynęła mi z twarzy, nie byłem w stanie się poruszyć, wpatrywałem się tępo przed siebie.

Na łóżku, spętana kończynami do ram łóżka leżała moja Erin. Strzęp materiału będący zapewne jej koszulą nocną leżał obok, wymięty, cały zakrwawiony. Widziałem zatem całe jej nagie ciało, zmasakrowane. Siniaki, cięcia, zadrapania - wszystko to pokrywało całe jej ciało. Nogi były całe pocięte, od ud do kostek, jedno cięcie pod drugim, na ramionach były powycinane obelgi. Wyglądało to tak jakby była kartką papieru dla jakiegoś chorego "artysty". Widziałem ślady podduszania na jej szyi, odcinała się od nich długa, krwawa kreska pozostała po cięciu. Jej twarz wyglądała strasznie od płaczu i ciosów. Włosy całe potargane i tak jak wszystko wokół, we krwi.

Zapach ten był tak intensywny, że wręcz gryzący. Co chwilę czułem chęć na wymioty od tego widoku, zamiast tego stałem i się w nią wpatrywałem. Nie mogłem pogodzić się w tym widokiem.

Czemu.

Czemu ona.

Czemu nie ja.

Wzrastały we mnie wściekłość, strach, żal. To wszystko tworzyło groźną mieszankę, która spychała wszystkie myśli i uczucia w kąt pozostawiając tylko chęć zemsty i mordu.

Zabili ją. Zabili zaledwie dziewiętnastoletnią dziewczynę, zwyczajnie za to kim była. 

Mając po dziewiętnaście lat musieliśmy ciągle uciekać i się ukrywać przez to kim byliśmy. Po drodze przygarnęliśmy bliźniaków, których traktowaliśmy jak własne rodzeństwo. Pomimo całej chorej sytuacji tworzyliśmy dosyć dziwną, ale zgraną rodzinę. A teraz to wszystko legło w gruzach. Zniszczyli to.

Zabili moją ukochaną.

Najprawdopodobniej porwali chłopców, chcieli ich wykorzystać do swoich celów.

Po długich chwilach wpatrywania się w ciało jedynej osoby którą kochałem, w końcu zdołałem się poruszyć. Ostatni raz przytuliłem zimną już Erin i okryłem ją z powrotem kołdrą. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kolejnego pomieszczenia.

Brak jakichkolwiek śladów upewnił mnie w przekonaniu, że nie zauważyli ukrytego pokoju. Podważyłem drewnianą płytę i wszedłem do środka. Tak jak się spodziewałem, łóżko było puste, zajrzałem więc do dużej szafy.

- Ines? - szepnąłem.

- D-del?

- Tak, to ja.

Zza ubrań wyłoniła się przestraszona twarz dziewczynki. Siedmiolatka po upewnieniu się, że to naprawdę ja wyskoczyła z szafy i rzuciła mi się na szyję szlochając. Objąłem ją mocno, jakby bojąc się, że to tylko przywidzenia i ona też zniknęła.

- Ktoś tu by-ył... I-i zabrał Ajena i Kona... A-a Erin-n... 

- Cii, wszystko już w porządku, jestem tutaj. - Czułem jak moje serce jeszcze bardziej umiera pod wpływem strachu dziewczynki oraz jak złość i frustracja wzmacniają się.

- Co teraz zrobimy? - Spojrzałem na zapłakaną twarz zapłakanej blondyneczki. 

- Najpierw musimy stąd uciec i się gdzieś schować. Chodź pozbieramy Twoje rzeczy.

- Już trochę mam... Zabrałam kilka jak wydawało mi się, że ten ktoś wyszedł, ale za bardzo się bałam i schowałam się z powrotem w szafie... 

Pogłaskałem dziewczynkę po głowie w momencie gdy ona podała mi swój mały plecak.

- Dzielna dziewczynka.

Podniosłem małą na ręce. Pozbieraliśmy szybko jej pozostałe potrzebne rzeczy i wyszliśmy z jej pokoju. Nie chciałem żeby widziała w jakim stanie znajdował się pokój mój i Erin więc kazałem jej poczekać na korytarzu. Sam mechanicznymi ruchami pozbierałem swoje rzeczy, bezmyślnie wrzucając między nie pamiątki po ukochanej. Rzuciłem po raz ostatni okiem na pokój i kształt na łóżku. Przełknąłem gulę formującą się w moim gardle i wyszedłem z pokoju.

Razem z Ines zabraliśmy niewielki zapas jedzenia i wpakowaliśmy wszystko do mojego plecaka. Ubrałem dziewczynkę, zarzucając również na siebie kurtkę. Wziąłem ją znów na ręce i wyszliśmy z domu. Oboje odwróciliśmy się tylko raz w stronę naszego domu, kolejnego który musieliśmy opuścić. Gdy byliśmy wystarczająco daleko, podałem jej niewielki pilocik. Odebrała go ode mnie drżącą ręką. Spojrzała na mnie załamana.

- Wiesz, że nie możemy inaczej.

Blondynka niepewnie przytaknęła i zaciskając powieki wcisnęła przycisk. Mieliśmy krótką chwilę, by oddalić się od tego miejsca. Za chwilę ogień wskrzeszony użyciem pilota miał dosięgnąć materiałów wybuchowych. 

Po jakichś pięciu minutach, gdy byliśmy już na skraju lasu doszedł do nas huk wybuchu. Ines wtuliła się w moją pierś trzęsąc się od płaczu. Przytuliłem ją mocniej do siebie.

- Nie martw się. Skończymy to. Odzyskamy chłopaków i oddamy im pięknym za nadobne, za to co zrobili Erin.

Siedmiolatka wtulona we mnie nie mogła dostrzec, jak podczas wymawiania tych słów moje oczy zabłysły dzikim złotym blaskiem.

O nie, na pewno nie ujdzie im to na sucho.

Otchłań wyobraźni [One-shoty]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang