~ 2.1 ~

26 2 7
                                    

Otworzyłam oczy z wielkim wysiłkiem. Drobne poszarpane chmury płynęły nade mną po błękitno-różowym niebie, słońce dopiero wstawało.

Ostatkiem sił uniosłam się na łokciu. Byłam cała przemarznięta od spania na mokrej ziemi, ubranie które mi zostało i cienki płaszcz nie dawały ochrony przed chłodem.

Rozejrzałam się wokół. Mgła zasłaniała sporą część krajobrazu, nie rozpoznawałam miejsca w którym się znalazłam; nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Od długiego czasu uciekałam przed żołnierzami, ostatnio nie mogłam znaleźć najmniejszej pomocy w żadnym domu - ludzie rozpoznawali mnie i bardzo chcieli pomóc ale bali się o życie swoje i swoich rodzin. Rozumiałam to i odchodziłam by im nie zagrażać.

Wstałam odrętwiała, ciężko poruszając nogami i trzęsąc się z zimna ruszyłam w dowolnym kierunku. Musiałam zajść zbyt daleko, nie znałam tych terenów, a zawsze wiele podróżowałam.


Popołudniu zatrzymałam się by odpocząć - po raz kolejny, wiele razy zatrzymywałam się tego dnia. Nie miałam sił dalej iść, jeśli chciałam przeżyć musiałam znaleźć ludzi, potrzebowałam pomocy.

Zamyślona nie zorientowałam się, gdy ktoś podszedł do mnie od tyłu. Ramieniem zablokował moje ramiona i przyłożył sztylet do szyi. Byłam tak wykończona psychicznie i fizycznie ciągłym uciekaniem, ledwo byłam w stanie ustać na nogach, pierwszą moją myślą w tym momencie była ulga - zabije mnie szybko, nie będę się męczyć.

- Nie masz przy sobie żadnych rzeczy, najbliższe miasto jest prawie 2 dni drogi stąd pieszo, wyglądasz jakbyś tułała się od miesięcy. Co tu robisz?

Cisza, która po tym nastąpiła, sugerowała że nie myślał on na głos, tylko było to pytanie skierowane do mnie i oczekiwał odpowiedzi.

- Lubisz pytać osoby które zabijasz o ich losy?

Sztylet mocniej przylgnął do mojej szyi. Zamknęłam oczy i próbowałam się rozluźnić. Napastnik zachowywał się pewnie, nie był byle kim, musiał należeć do armii.

- Odpowiedz.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na ziemię przede mną. Na marnej, skalistej ziemi przed moimi stopami próbował rosnąć drobny błękitny kwiat. Uśmiechnęłam się smutno i ledwo słyszalnym głosem odpowiedziałam:

- Próbuję żyć.

W chwili gdy to powiedziałam, ku mojemu przerażeniu w kwiat uderzył piorun i spalił go na popiół. Krzyknęłam krótko i w tym samym momencie, puszczona przez żołnierza, upadłam na ziemię. Nie miałam już sił się podnosić, kaptur płaszcza nasunął mi się na głowę. Poczułam uścisk na ramieniu i zostałam podciągnięta do góry.

- Idziemy stąd. Dzikie Pustkowia nie są przyjemnym ani bezpiecznym miejscem do przebywania.

Dzikie Pustkowia. To by wyjaśniało uderzenie pioruna - każdy obawiał się zapuszczać zbyt daleko na te tereny, ze względu na dziwne, niewytłumaczalne w żaden sposób zjawiska. Podniosłam głowę i spojrzałam na mężczyznę. Mógł mieć około 25 lat, ubrany był trochę jak żołnierz, ale nie kojarzył się z armią. Ciemnobrązowe włosy zachodziły mu lekko na brązowe oczy, które wpatrywały się we mnie nie zdradzając emocji. Złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą nim zdążyłam zaprotestować.

Po bardzo krótkiej chwili dotarliśmy do miejsca, w którym mężczyzna najwyraźniej nocował - między trawą widoczne były resztki ogniska. Pod drzewami stał gniady koń, do którego mnie podprowadził. Bez pytania złapał mnie w pasie i podsadził na niego. Chciałam coś powiedzieć, niestety nie dał mi dojść do słowa.

Otchłań wyobraźni [One-shoty]Where stories live. Discover now