Epilog II

178K 4.3K 21.2K
                                    

Wakacje, rok 2042 (akcja dzieje się w lipcu, po ukończeniu pierwszej klasy college'u. Pewnie dla wielu z was nadal to rok 2018, ale spokojnie, dla mnie teżXD) 


— William, zaczekaj! 

Ledwo wchodzę po schodach, ciągle dysząc i ścierając z czoła kropelki słonego potu. Przystanęłam na kolejny odpoczynek, odwracając się za siebie. Nie ma już możliwości na powrót – razem z Willem przeszłam prawie kilometr tego wzgórza. Przynajmniej tak mi się wydaję. Że też musiał wybrać taką drogę, mogliśmy pojechać kolejką górską! 

— Jane, rusz się! — wykrzyczał do mnie z daleka — Sama wybrałaś te miejsce!

Zacisnęłam usta w wąską linię, poprawiając czapkę. Tak, sama wybrałam góry na nasz wyjazd, ale zdecydowanie tę drogę chciałam omijać szerokim łukiem. Zaczerpnęłam głębokiego oddechu, poprawiając plecak na plecach i ruszyłam w kierunku chłopaka, podpierając się grubego patyka. 

Wyjechaliśmy na tydzień do Kalifornii. Razem. Tylko we dwójkę, jak zaplanował. Wybrałam góry, ponieważ zawsze chciałam pojechać gdzieś, gdzie będę mieć spokój, ciszę, widok na piękno natury oraz osobę, przy której będę mogła to piękno przeżywać. Trudno było przekonać ojca do wyjazdu, ale po jakimś czasie odpuścił wykłócanie się. Nie mam pojęcia, czy mama maczała w tym palce, ale znając ją – na pewno jakoś go przekonała. Zostało nam jeszcze 3 dni i dwie noce, które musimy wykorzystać jak najlepiej. 

Sukcesywnie stanęłam na ostatnim stopniu schodka, rozciągając przemęczone ciało. Rozejrzałam się dookoła, oglądając wszystko jak zafascynowane dziecko. Małe jezioro z wodospadem otoczone było jedynie gęstym, zielonym lasem. Spojrzałam na Williama, który już zrzucał z siebie koszulkę. Nie umknęło mojej uwadze zadrapania na plecach. Uśmiechnęłam się delikatnie, ściągając plecak. 

— Wchodzisz? — odwrócił się w moją stronę. 

Błękitne niczym dziewicze płatki śniegu zawsze na mnie tak patrzyły. A ja zawsze nie potrafiłam panować nad motylkami w brzuchu, które od początku u mnie wywoływał. To było jak kubeł zimnej wody, który mnie ocucał, lecz w tych przypadkach zalewało mnie gorącem, nie zimnem. Sprawiał, że traciłam grunt pod stopami, traciłam racjonalne myślenie. Zawsze to sprawiał. Jego wzrok działał bardziej niż porażenie prądem. Rozwiązałam sznurowadła bluzki na karku, ściągając ją wraz ze spodenkami. Zeskanował moje ciało, zawieszając się kilka sekund na moich nagich piersiach. 

— Wchodzę. 

Uśmiechnął się. Wskoczył do wody na główkę, a ja zaraz po nim. Tego było mi trzeba – ugasić pożar na skórze od zewnątrz. Niestety wewnątrz byłam rozpalona jak płomień. Wynurzyłam się, lecz zanim mogłam zetrzeć wodę z twarzy gorące usta przywarły do moich. Pocałował mnie czule, oplatając rękoma wokół talii. Zarzuciłam ręce na jego kark, wplatając palce w czarne włosy. Całował dolną wargę, później górną i tak na przemian, podsycając mnie jeszcze bardziej. Ujął mój policzek, palcami co jakiś czas gładząc skórę. Odsunął się ode mnie na milimetr, zjeżdżając na szyję. Jęknęłam, przez co uśmiechnął się usatysfakcjonowany. Pocałował delikatnie skórę. Chwyciłam jego ujmującej mój policzek dłoń. Kąsał moją skórę. Przymknęłam oczy, ledwo mając siły na unoszenie się nad wodą. Zaczął całować moją szyję, jak zwierzę rozkoszując się aksamitnością skóry. 

— Will... — sapnęłam podniecona. 

— Ćśśś... — wyszeptał w moje usta — Nic nie mów — poprosił. 

— Kocham cię — wyszeptałam czule, ujmując jego policzki. 

— Ja ciebie też kocham, Jane — pocałował mnie i przytulił, co odwzajemniłam jak utęsknione dziecko, ciesząc się bliskością i bijącym z jego ciała ciepłem.

Kochamy siebieМесто, где живут истории. Откройте их для себя