Prolog

69 5 0
                                        

Szła wolno żwirową osiedlową ścieżką. Niewielkie kamyczki skrzypiały pod podeszwami jej ciężkich butów. Wsunęła dłonie głęboko w kieszenie czarnego płaszcza. Mroźne temperatury dawały o sobie znać. Pomimo tego, zima wciąż była jej ulubioną porą roku. To czas ciepłych swetrów, herbaty i długich wieczorów, które spędzała zazwyczaj w swoim pokoju, oglądając ulubiony serial. Zazwyczaj. Na początku liceum Alison znalazła swoje "miejsce w stadzie". Ma grono przyjaciół, obiekt westchnień, przyzwoite oceny, plany i marzenia - jak większość dziewczyn w tym wieku. W pierwszej klasie liceum zaczęła farbować włosy. Naturalnie miały one kolor orzechowy. Aktualnie rozjaśniała je jak tylko mogła, bo czuła się pewniej jako platynowa blondynka.

Dziś wracała z imprezy urodzinowej jednej z przyjaciółek. Camila była jej najbliższa z całej paczki. Miała do niej zaufanie i opowiadała praktycznie o wszystkim. Teraz przekonała się rownież, że jej przyjaciółka urządza najlepsze imprezy.

Otworzyła przymknięte dotąd oczy i spojrzała w niebo, delikatnie się uśmiechając. W sumie nie tak delikatnie. Bardziej pijacko.

Szczerząc się tak wracała do domu, nie przejmując już nawet tym, co powie mama, widząc ją w takim stanie. Nagle mina jej zrzedła. Poczuła dziwne, ale znajome uczucie w żołądku i już po chwili jej głowa znalazła się nad metalowym kubłem na śmieci. Uświadomiła sobie, że zdecydowanie przegięła. Zaczęła też odczuwać zmęczenie i ból kręgosłupa.
Resztkami sił dotarła do drzwi frontowych swojego (a przynajmniej tak jej się wydawało) domu. Niezdarnie sięgnęła ręką do torebki w poszukiwaniu kluczy. Zajęło jej to kilka minut, a kiedy już je odnalazła upadły na tarasowe panele, powodując hałas. Dziewczyna przeklnęła pod nosem, może nieco głośniej, i podniosła pęk kluczy z różnorodnymi brelokami i zawieszkami. Gdy trafiła w końcu na ten odpowiedni, najciszej jak tylko potrafiła otworzyła drzwi i weszła do środka, nie zapalając światła. Nie trudząc się już ze ściąganiem butów w odpowiednim miejscu w holu, poszła prosto do swojego pokoju na piętrze. Modliła się, by nikt z domowników jej nie usłyszał. Cichutko weszła do swojej sypialni, zamykając za sobą drzwi. Rzuciła się na ogromne łóżko, tuż obok drewnianej szafy. Mogłaby przysiąc, że jeszcze pół godziny temu nie była tak pijana, jak jest w tym momencie. Spojrzała w stronę łazienki i pomyślała o prysznicu.

— Dzień dziecka... — mruknęła pod nosem i zasnęła tak, nie przejmując się makijażem, ani ubraniem.

|•Delicate•|Where stories live. Discover now