Rozdział IX

2 0 0
                                    

  Idąc przez pachnący kawą korytarz, zastanawiam się jak to dziś będzie.
Szkoda, że nie wiem, gdzie mieszka Wilk.
Oddałabym mu kasę i spokojnie cały dzień przeżyłabym w trybie "ignore".
Zajrzałam do kuchni, pani Grażynka musiała wyjść na zakupy.
Na stole zostawiła drugie śniadanie.
Dwie porcje.
Czuję, że się cała spinam.
Jeśli on znowu stoi pod płotem?
Chyba dam mu w paszczę.
Nie dam. Zabraknie mi odwagi.
Jego zielone oczy mnie rozbroją w ułamku sekundy.
Beznadzieja.
Może go jednak nie będzie.
W końcu przez te dwa dni się wcale nie pojawił.
Myślałam, że przyjdzie w piątek. Przeprosi.
Sama nie wiem. COŚ powie.
Widać, że wcale mu nie zależy.
Cóż, nadejdzie w końcu taki dzień, że mnie to przestanie boleć.
Pakuje do torby śniadanie.
Patrzę na drugą torebkę.
Nie wiem dlaczego, ale staje mi przed oczami taśma sklepowa.
Kilka kajzerek i serek wiejski.
Zgarniam drugą porcję.
Wychodzę.

Kiedy popycham furtkę, serce wali mi jak oszalałe.
Pusto.
I już nie wiem, czy czuję ulgę, czy żal.
Wyżywam się na kamieniu.

Pojęcia nie mam, jak to się stało, ale jestem wcześniej.
Siadam przy wejściu. Poczekam na Wilka, będzie z głowy.
Dobrze, że dziś tylko pięć lekcji.
Widzę jak idzie w stronę budynku.
Cały w tej swojej maskującej czerni.
Słuchawki na uszach, ręce głęboko w kieszeniach, plecy zgarbione.
Patrzy pod nogi. Idzie jak na skazanie.
- Hej, późno przyszedłeś. - Rzucam, kiedy wchodzi przez szklane drzwi.
Zsuwa słuchawki, jego oczy omiotły moją twarz. Niewidzące spojrzenie.
- Cześć - szczeknął. Wyraźnie nie spodziewał się mojej obecności tutaj.
- Chodź, bo się spóźnimy.- Ruszam w stronę schodów. Mam nadzieję, że trafimy na Intruza.
Niech zobaczy, że nie jest mi do niczego potrzebny.
Na piętrze odwracam się gwałtownie, bo przypomniało mi się, dlaczego czekałam na Wilka.
Chłopak zwinnie mnie omija.
Stalowe oczy kipią od emocji.
- Przepraszam - mówię zupełnie nieskruszonym głosem. - Chciałam ci oddać kasę.
Sięgam do kieszeni i wyciągam pieniądze.
Zmieszał się. Stoimy dłuższą chwilę. Ludzie mijają nas ze złymi pomrukami.
W końcu widocznie dotarło do niego, że nie odpuszczę, wyciąga dłoń w moją stronę.
Czarny rękaw bluzy odsuwa się.
Mlecznobiały nadgarstek poznaczony jest licznymi bliznami po nacięciach.
Chciałabym mu zajrzeć w oczy, ale nie mam odwagi.
Stoi przede mną z obnażoną duszą.
Bez słowa kładę monety na jego dłoni. Przykrywam je swoją ręką.
Zaskoczony podrywa głowę. Stalowe oczy płoną gniewem.
Błyskawicznym ruchem cofa ramię i odchodzi.
Nie mam do niego żalu.
Naruszyłam jego przestrzeń. Nie żałuję.

Intruza nie było w klasie.
Nie pojawił się też na lekcjach.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Powoli ogarniał mnie niepokój.
A jeśli coś się stało?
Odepchnęłam tę myśl jak najdalej.
Na przerwie podchodzi do mnie Basia.
Znowu.
Może to absurdalne, ale czuję do niej niechęć.
Za całą tę sytuację.
- Mogę się dosiąść?- pyta głupio.
- Nie, mój jest ten kawałek podłogi- odpowiadam przekornie.
Nie rozumie, stoi i patrzy na mnie tym cielęcym wzrokiem.
Wzdycham ciężko.
- Co chcesz?
Siada nieśmiało i przez chwilę miętosi pasek swojej torby.
- Głupio wyszło - przerywa w końcu ciszę.
No nie. Odkryła Amerykę.
Robię minę pod tytułem "no co ty nie powiesz" i pozwalam jej kontynuować.
- Przepraszam, wiesz Florek, on nie chciał tego powiedzieć. Strasznie mu głupio później było.
Dobrze. Mam nadzieję, że aż go skręcało, myślę rozeźlona.
- Co cię to obchodzi?- Pytam cicho, wlepiając wzrok w okno.
- Nie chcę nikomu wchodzić w drogę - mówi jakoś tak żałośnie.
Boże, co za sierota.
Zmuszam się, żeby na nią spojrzeć.
Jej wielkie, brązowe oczy wypełniają łzy.
- Rany, tylko nie rycz - zaciskam zęby.
Tak, jeszcze potrzeba mi więcej scen.
Basia szybko mruga, a jej policzki różowieją.
Strasznie ładna jest.
Ta Basia.
Nic dziwnego, że Intruz z takim zapałem jej pomaga.
Faceci lubią takie cielaki.
- Po prostu o tym zapomnijmy - proponuję.
Patrzy na mnie rozpromieniona.
Jezu. Jak ja nie lubię, tych wszystkich dram.
Ja tylko chcę być cieniem. Zostawcie mnie w spokoju.
- Mogę z tobą usiąść? - pyta, kiedy wstaję, żeby wejść do sali.
Unoszę brwi do góry.
- Tylko dopóki Florka nie ma - dodaje szybko.
- Wszystko jedno - mruczę rozeźlona i znikam w klasie.

Przerwa śniadaniowa. Chowam się przed Namolną Basią na dworze.
Na tyłach mamy podwórko.
Siadam w cieniu pod filarem, oddalonym od stołów.
Tuż obok rozlega się westchnięcie.
Pogrążona w swoich myślach nie zauważyłam Wilka.
Nic nie mówię, podaję mu torbę ze śniadaniem.
Chwilę patrzy. Bierze.
Jemy w milczeniu. Doceniam tę ciszę.
Jest inna od tej, którą znam.
Lekka i przyjemna. Oczyszczająca.
Pełna zrozumienia.
Kończymy niemal równocześnie.
Wilk wyciąga dłoń po śmieci, jakie mi zostały.
Czeka cierpliwie, aż je położę na jego ręce.
Albo mi się zdawało, albo rzucił mi właśnie przekorne spojrzenie.
Nadal nic nie mówiąc, wstaje i znika w budynku, wyrzucając wcześniej nasze papiery.
Strasznie nie chce mi się iść.
No ale już niewiele zostało.
I będzie można się wreszcie zaszyć w pokoju.  

Ai ajuns la finalul capitolelor publicate.

⏰ Ultima actualizare: May 09, 2018 ⏰

Adaugă această povestire la Biblioteca ta pentru a primi notificări despre capitolele noi!

Labirynt Rzeczywistości - AlicjaUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum