Rozdział VI

2 0 0
                                    


 Jesteśmy już kilka metrów od szkoły, kiedy Intruz odzywa się.
- Myślisz, że on skoczył?
- Tylko dlatego, że tam nie siedział nie znaczy, że zaraz skoczył. - Zatrzymuję się gwałtowanie.
Intruz znowu na mnie wpada. Wzdycha ciężko.
- Czy ty musisz tak robić?- sapnął- Dzięki Bogu, że nie masz prawa jazdy.
Nie słyszę, co mówi. To zupełnie nie ma znaczenia.
O mój Boże. Co w szkole robi moja matka?
Widzę ją dokładnie, przez oszklone drzwi holu.
Rozmawia z dyrektorką.
Robi mi się niedobrze. Myśli zaczynają galopować przez głowę, w poszukiwaniu przewinień.
To ten cholerny wf, z wczoraj.
Czuję, że ktoś dotyka mojej ręki. Wytracona z równowagi, odskakuję gwałtownie.
Rozglądam się nieprzytomnie.
- Przepraszam. - Intruz unosi dłonie w geście obronnym. - Co się stało?- Pyta, mrużąc oczy.
Ruchem głowy wskazuję na drzwi. Z ogromnym trudem zmuszam się do podjęcia marszu.
Ostatnie czego mi potrzeba, to spóźnić się tuż przed nosem dyrektorki i matki.
- Czy to... - Zaczyna Intruz.
- Przestań tyle gadać i przydaj się na coś. Zasłoń mnie czy coś...
Roześmiał się. Pierwszy raz słyszę, jak śmieje się w głos.
- Wybacz, jestem duży, ale nie szeroki...
Uderzam go z rozmachem w żebra.
- O matko, jesteś nieludzka. - Wzdycha żałośnie.
Nie czekam na niego, chcę mieć to po prostu za sobą.
Ręka mi drży, kiedy otwieram drzwi.
Wchodząc do holu dostrzegam, że obok mojej matki i dyrektorki stoi jeszcze jakiś chłopak.
Momentalnie, robi mi się jakoś lżej.
Pewnie chodzi o kolejnego podopiecznego Programistki.
Próbuję uspokoić rozszalałe serce.
Właśnie wtedy Intruz nachyla się i szepcze, prosto w moje ucho:
- Czy to czasem nie ten Kostuch, z wczoraj?
I nie wiem, co bardziej na mnie podziałało.
To, że jest naprawdę blisko, czy to, co powiedział.
Faktycznie, ubrany w ciemnie ciuchy, zgarbiony chłopak, wygląda jakoś znajomo.
- Alicja. - Programistka, wreszcie zwraca na mnie uwagę. - Och i Florian.
- Busted. - Mruczy Intruz, szczerząc zęby w uśmiechu Grzecznego Chłopca.
- Pani Marto, miło panią widzieć. - Skłonił się lekko.
- Lizus. - Syczę, nadeptując mu na stopę.
Nie zdążył się jednak odgryźć, bo Programistka podejmuje przemowę.
Dyrektorka, po krótkim "dzień dobry", oddala się, znikając w swojej pieczarze.
- Chciałabym- Ciągnie Programistka, wskazując na stojącego obok niej chłopaka. - żebyście poznali Przemka. Będzie chodził do waszej klasy.
Rzucam okiem na Przemka.
Ucieka spojrzeniem. Wygląda, jakby chciał stąd zwiać szybciej niż struś Pędziwiatr.
Intruz nie odzywa się. To jest dziwne, jak na taką paplę.
Moja matka wzdycha.
- Nie bądźcie dzikusami. No już podajcie sobie ręce i zmykajcie na lekcje.
W powietrzu wisi napięcie.
Mam wrażenie, że zaraz się uduszę.
Za żadne skarby nie chcę dotykać jakiegoś obcego gościa.
Spojrzenie mojej matki zdaje się palić.
Czyję, że Intruz odsuwa mnie delikatnie. Robi krok do przodu i wyciąga dłoń.
- Florek jestem. - Mówi swobodnie, z tym swoim dziwnym, drwiącym uśmiechem.
Ponury chłopak wyraźnie zmusza się, żeby uścisnąć, wyciągniętą w jego kierunku, dłoń.
- Przemek. - Mówi. Jego głoś sprawia wrażenie zupełnie zardzewiałego.
- Chodźmy już. - Szepczę, odwracając się na pięcie.
W tej chwili, jestem wdzięczna Intruzowi, że uratował mnie z tej głupiej sytuacji.
Po raz kolejny dotarło do mnie, że cieszę się z faktu, że on po prostu jest.
Zaciskam zęby. A co będzie, kiedy zniknie?
Kiedyś znudzi mu się łażenie za mną.
Robi mi się nagle przykro.
Wcale nie chcę, żeby mu się znudziło.
Ale zupełnie nie wiem, jak go zatrzymać.
Pozwalam im się wyprzedzić . Pogrążona w swoich myślach, po prostu za nimi idę.
Gdyby mnie teraz ktoś zapytał, w której sali mamy lekcję, nie potrafiłabym odpowiedzieć.
Zastanawiam się, pierwszy raz w życiu, co należy właściwie robić, żeby mieć przyjaciół.
Na czym, to polega?
Ludzie zawsze chcą czegoś w zamian. Czego chce Intruz?

Tak jakoś zlatuje mi ta lekcja, dzwonek wyrywa mnie z zadumy.
Rozglądam się , Intruz właśnie zebrał rzeczy i powoli rusza do wyjścia.
Skinął na Przemka, który, albo mi się zdaje, albo jest blady jak ściana.
Co za dziwny typ, myślę z niechęcią.
- Hej. - Słyszę tuż przy swoim ramieniu, kiedy idę w stronę drzwi.
Z całych sił zmuszam się, żeby nie odskoczyć.
Po co robić z siebie większe dziwadło?
Więc, jak normalny człowiek, odwracam tylko głowę.
Dziewczyna o krótkich czarnych włosach, które ciągle, bezskutecznie, próbuje zatknąć za ucho.
Ta, która tak szeptała z Intruzem.
- Hej. - Zmuszam się, żeby nadać temu słowu pozytywne brzmienie.
- Jestem Basia. - Uśmiecha się.
- Alicja. - Informuję ją, chociaż jestem przekonana, że ona doskonale o tym wie.
- Chciałam się zapytać, bo tak jakoś niezręcznie mi. - Zmieszała się wyraźnie.
Wychodzimy z sali i przesuwamy się nieco na bok, żeby nie blokować przejścia.
- Widzisz, ja mam okropne zaległości z matmy i Florek powiedział, że chętnie mi pomoże.
Tylko, że ja nie wiem, czy...- wahała się. - Czy nie masz nic przeciwko?
Patrzę na nią zaskoczona. Nie bardzo rozumiem, co ma na myśli.
Chciał ją uczyć, ależ proszę bardzo. Co mnie to obchodzi?
- On nie jest moją własnością. - Wzruszam ramionami.
Policzki Basi pokrył gwałtowny rumieniec.
- Czemu ma mnie obchodzić, co ci obiecał? - Nie rozumiem.
Dziewczyna rozgląda się bezradnie w około. Mocniej ścisnęła książki.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby to zabrzmiało jakoś...
- Nieważne. - Wzruszam ramionami. Już mam coś powiedzieć, żeby załagodzić całą sytuację.
Ale wtedy właśnie podchodzi Intruz z Przemkiem.
- Boże, Aluś, czasem jesteś taka gruboskórna. Jak ty chcesz, żeby ludzie cię polubili?- Intruz staje za plecami Basi.
Mówi to głośno. Czuję, że palą mnie policzki.
Część osób odwraca się w naszą stronę.
Robi mi się niedobrze. Co się właściwie stało?
Czemu ten idiota, obraża mnie na samym środku korytarza?
Ludzie zaczynają szeptać, wciąż patrząc na mnie.
Czuję, że szczypią mnie oczy. Łzy chcą się wydostać.
Jeszcze tego brakowało, żebym rozpłakała się.
Na środku korytarza. Przed nimi wszystkimi.
Robię więc jedyną rzecz, jaką mogę zrobić.
Odwracam się na pięcie i odchodzę.
Szybkim krokiem. Z całych sił powstrzymując się, żeby nie pobiec.
Tak to jest, kiedy dajesz ludziom podejść zbyt blisko.
Potem wykorzystują przeciw tobie to, czego się dowiedzieli.
Zatrzymuję się dopiero dwie ulice od swojego domu.
Właściwie nawet nie interesuje mnie, co powie matka.
Dzięki Bogu dziś piątek. To oznacza, że nikogo nie będzie o tej porze w domu.
Ocieram łzy rękawem i przyspieszam kroku. Wyciągam torebkę z drugim śniadaniem, o które specjalnie poprosiłam panią Grażynkę.
Z mściwą satysfakcją wywalam je do mijanego kosza.
Nie potrzebuję tego.
Nikogo, nie potrzebuję.
Czuję się  jak przekuty balon.
Cała poranna energia, cały dobry nastrój, uleciał gdzieś w cholerę.
I DOBRZE.
Z impetem otwieram drzwi wejściowe, zabieram po drodze kawałek ciasta i zamykam się w pokoju.
Odpalam Pożeracza i sadowię się w fotelu.
I przysięgam, że jeżeli ktoś tu dziś wejdzie, urwę mu głowę.

Florian za późno ugryzł się w język.
Nie sądził jednak, że jego słowa odniosą aż taki skutek.
Kiedy zobaczył, jak Alicja walczy ze łzami, poczuł się jak ostatnia łajza.
Co gorsze, ona po prostu zwiała.
Ledwo mógł wysiedzieć na lekcji. Nerwowo obracał długopis w palcach.
Nie ma rady, jeżeli nie znajdzie jej podczas przerwy, będzie musiał zerwać się z lekcji.
Zaraz po szkole jedzie z matką do babci, do stolicy.
Wrócą dopiero w poniedziałek, późnym wieczorem.
A on, idiota, nawet nie ma jej komórki.
Boże, pomyślał, gdyby ona była normalna, nie robiłaby takiej afery.
No ale nie była.
Była Alką, a on wiedział, że nie zamieniłby tej dzikuski na żadną inną.

Ktoś dzwoni do drzwi.
Niech dzwoni, patrzę na zegarek. Lekcje kończyłabym i tak dopiero za ponad godzinę.
Nikogo nie ma w domu, mruczę, odpalając kolejny epizod ulubionego anime.

Labirynt Rzeczywistości - AlicjaWhere stories live. Discover now