Rozdział VIII

1 0 0
                                    


  Ławka, park i rozmowa z Kostuchem.
Nawet po łyknięciu najdziwniejszych proszków, nie wymyśliłabym takiego scenariusza.
W dodatku  co on do mnie mówi...
- Jak to? Przecież masz chłopaka, dobrze się dogadujesz. Znacznie lepiej niż ja.
Jakiego chłopaka?? Czy ludzie naprawdę są tacy powierzchowni?
Fakt, że Intruz bezustannie narusza moją przestrzeń prywatną ma świadczyć o naszej relacji?
Śmieszne.
- Naprawdę mnie taką widzisz? - Pytam dziwnym tonem.
Chłopak wyraźnie się spłoszył. Pewnie zaraz zmieni temat. Może ucieknie?
No i proszę, bredzi o jakiejś kartce na ławce. Mam ochotę przewrócić oczami.
Naprawdę trudno mi się powstrzymać.
- No... Na niej był napis... "świeżo malowane". - Powiedział bardzo cicho.
Nie no, poważnie? Zerkam przez ramię i widzę, że tył chabrowej niegdyś sukienki, ma obecnie kolor brązowy.
Wzruszam ramionami. Przecież to nie tak, że kocham tę sukienkę.
Spokojnie wracam do boskiego ciastka.
Kostuch nic nie mówi, więc patrzę na niego.
Wygląda jakby czekał na jakiś atak z mojej strony.
- Czemu nie jesz? - Jak rany, co za dziwak.
Wybałusza na mnie te swoje srebrne gały. Otwiera i zamyka usta.
Wygląda trochę jak ryba.
Nie mogę się powstrzymać. Wybucham śmiechem.

Niedziela jest takim dziwnym dniem.
Niby leniwy, wszyscy mają wolne. Małe sklepy pozamykane.
Dzwony biją. Ludzie odpoczywają.
Ja nie lubię niedzieli. Gdzieś tam w zakamarkach świadomości masz poczucie, że jutro wraca rutyna.
Jak tu odpoczywać, kiedy już wisi nad tobą widmo obowiązków.
Jedyny dzień, kiedy Programistka śpi dłużej.
Jedyny taki dzień, kiedy udajemy rodzinę.
Wspólne śniadanie.
Wspólny obiad.
I nadal dziwi mnie fakt, że jej nie przeszkadza to, że nie ma o czym ze mną rozmawiać.
Że jemy te posiłki w milczeniu.
A mi ta cisza ciąży.
Każdy kęs jest pozbawiony smaku, rośnie mi w ustach i staje w gardle.
Koniecznie muszę popijać.
Mam wrażenie, że jem nie posiłek, ale tę ciężką atmosferę.
Zmuszam się, żeby zjeść i mieć to jak najszybciej za sobą.
Ale porcje zamiast maleć, zdają się rosnąć.
Mam wrażenie, że wskazówka minutowa cofa się.
Boże niech ten dzień się już skończy.

Zabrakło mleka. To była informacja, która wywołała u mnie niemal euforię.
To był mój ratunek przed deserem.
I już nawet nie miało znaczenia, że miał być mój ulubiony tort z Sowy.
Wciskam trampki i wybiegam z domu.
Najbliższy otwarty sklep, jest na osiedlu Siedącego Na Parapecie.
W sumie to mam ochotę jechać nawet na drugi koniec miasta.
Ale nie będę przeginać.
Idę baaaaaardzo powoli.
Myślę, że to nawet nie podpada pod kategorię "żółwiego tempa".
Wszystko na nic, bo 5 minut później staję przed sklepem.
Wchodzę, biorę mleko i idę do kasy.
Wtedy, wychodząc z alejki, wpadam na Kostucha.
- Czołem Kostuszku - rzucam, kładąc karton na taśmę.
- Cześć- ściąga słuchawki. Usłyszał mnie?

- 3,20 - informuje mnie kasjerka.

Sięgam do kieszeni i... No tak. Zapomniałam wziąć kasę.
Czuję, że się rumienię.
Kostuch kładzie na taśmie trzy kajzerki i serek wiejski z miodem.
- Proszę policzyć razem - mówi, nie patrząc na mnie.
- Dzięki - wzdycham przesuwając się do wyjścia. - Oddam ci jutro.
- Nie ma sprawy - wzrusza ramionami.
Patrzę jak wsadza mleko do siatki, którą wyciąga w moim kierunku.
Patrzy mi prosto w oczy. Trzyma siatkę dosłownie koniuszkami palców.
Rozumiem przytyk i robię się jeszcze bardziej czerwona.
- Ja... wtedy...- Zaczynam. Srebrne oczy nie wyrażają nic. Pustka.
- Wiem. - Brzmi prawie jak szczeknięcie.
Biorę siatkę i już na niego nie patrzę.
Głupio mi, ale czuję, że on rzeczywiście rozumie.
Jakoś nie podnosi mnie to specjalnie na duchu.
Wychodzimy ze sklepu. Chciałam zapytać czy mieszka gdzieś tu, ale zamiast tego rzucam:
- Intruz nie jest moim chłopakiem - i ruszam w stronę domu.
Przebiegam przez ulicę, słyszę za plecami, jak tym swoim warkliwym głosem powtarza:
-Intruz...- Słychać zaskoczenie? Ja jestem zaskoczona, dlaczego to powiedziałam?
Mętlik w głowie. Nie wiem, co się ze mną dzieje.
Za dużo emocji.
Kostuch. Bardziej kojarzy mi się z wilkiem. Zwłaszcza ten jego głos, spojrzenie.
Wilk, którego odtrąciło stado.
Niech ta niedziela się już skończy.  

Labirynt Rzeczywistości - AlicjaWhere stories live. Discover now