Rozdział XIV: Nieoczekiwane wsparcie

116 2 0
                                    

  Nagle postać syknęła stanowczo:

- Przestaniesz się wiercić czy nie?! Obu nam się oberwie...

Na to lis uspokoił się, a postać zaczęła powoli popuszczać ręce. Po głosie poznał że ma do czynienia z dużo starszym od siebie ssakiem, poza tym pazury sugerowały, że to drapieżnik z rodziny kotowatych.

- Poczekaj tylko, niech no się odwrócę... - pomyślał policjant.

Ręka trzymająca usta Nicka cofnęła się szybciej i oficer poczuł charakterystyczny nacisk na plechach zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch. Nie pierwszy raz ktoś przykładał mu lufę do ciała.

- Gadaj, co ty odwalasz? Myślałem, że chciałeś uciec, a jesteś jakiś nowy...

- Miasto jest zaniepokojone słabszą jakością waszych baterii... - Nick nie wiedział jak zakomunikować komuś „odwal się" na bardziej subtelny sposób.

- Cóż, i tak na razie stąd nie wyjdziesz. Kładź się na brzuchu, ręce do tyłu...

Postać zaczęła przeszukiwać lisa. Po chwili przyznała z zawodem.

- ...ech, policjant a przyszedł tutaj bez broni. Czyli to prawda, co gadali; rozbroili was. Pytałeś o baterie? Ech i tak prędzej czy później pokapowałbyś się, że najlepsze surowce idą teraz na amunicję dla szanownego Mufasy, władcy pojmanych i szantażowanych...

- Że co?

- „Król Lew", młodziki nie znajo... W każdym razie, nie obraź się za to panie Bajer...

Nick poczuł jak osobnik związuje mu ręce, stawia go w pozycji klęczącej i zaczyna wypruwać mu z ubrania wszystkie blaszki, paski i odznaki.

- ...i tak ci się nie przydadzą. A mogą narobić jedynie problemów. Na pewno przybyłeś w dobrych intencjach ale nie wiem jak jest w twoim poczuciem dumy. W moim teraźniejszym fachu, dużo rzeczy trzeba robić na dotyk, a odznakę policyjną ciężko pomylić z czymkolwiek innym. Jedyny lis w policji, myślałem że ci się uda. Wciąż masz większe szanse niż ten drugi...

Nick po takim wstępie porzucił wszelkie plany przeciwko osobnikowi. Gdyby chciał go zabić lub wydać, już dawno zawołałby strażników. Wspomnienie o drugim oficerze napełniło go niepokojem...

- Jaki drugi?

- Ten tłusty gepard. Nie wiem co on kombinował ani czym podpadł... ale przed Rogerem nie miał szans uciec. W każdym razie stał się chyba jego maskotką, bo odkąd tu przybył to żaden robotnik nie wylądował na torturach.

- Robotnik?

- Jakiś czas temu pracownicy fabryki zostali pozwalniani, z paroma wyjątkami w tym mną bo znam tu obsługę każdej maszyny. Przybyło tu mnóstwo zwierząt, ale wszystko spoza Zwierzogrodu. Dopiero po czasie dowiedziałem się że są to rodziny tych którzy nie stali się najemnikami Rogera dobrowolnie. Prawie same lwice, orlice i ich dzieci. Robiłem im za instruktora i byłem trochę jak podstarzały ojciec. Najbardziej współczuję ptactwu. Żeby zwiększyć ich skuteczność Roger kazał powyrywać im pióra na końcówkach skrzydeł. Mnóstwo bólu i cierpienia... ale w jednym się to sprawdziło – obyło się bez wypadków śmiertelnych, bo niektóre machiny mogłyby powciągać ich skrzydła i przerobić na mielonkę. U nich w kraju są zaginieni, a u nas tylko ja... ech, kto by się przejmował takim ramolem? Nawet ZPD miał to gdzieś. Kilka lat życia w ciemności... – westchnął osobnik.

- Widziałem jego brata, burmistrza. Właśnie przyjechał...

- Co?! Wstawaj, nie mamy czasu, oni przed chwilą pokapowali się że ktoś ich śledził. Lada moment mogą wpaść na teren fabryki i wziąć robotników jako zakładników...

Zwierzogród 4: Płonące pióraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz