#11

602 23 6
                                    

Sala była ogromna, taka, na jakiej wyobrażałbyś sobie ślub największej monarchini. Przepych widoczny był w każdym aspekcie tego miejsca, liczne złote elementy, piękne kwiaty, szykowne dywany i takie też obrazy - a to tylko nieliczne dekoracje znajdujące się tego wieczoru w tym budynku. Nie lada wyzwaniem byłoby opisanie wyglądu, który ujrzała Caroline wchodząc. Jednak można było stwierdzić, że zaparło jej dech w piersiach, bo biorąc pod uwagę, że była na kilku balach, to ten był nieporównywalny do jakiegokolwiek z nich, nawet do tego w Mystic Falls. Stefan, trzymając pod rękę swoją towarzyszkę, uniósł kąciki ust do góry, widząc jej reakcję. Dla niego to nie było to pierwsze takie wydarzenie, więc nie był pod takim wrażeniem jak ona, ale i tak czuł się w tym miejscu wyjątkowo.  "Cali Mikaelson'owie" - obydwoje pomyśleli, uśmiechając się do siebie wymownie. 
Szczerze mówiąc, Forbes nie widziała się z hybrydą od ich ostatniej nocnej rozmowy, gdyż obydwoje byli zbyt zajęci planem całego balu. Wszyscy chcieli, aby na wskutek imprezy został uzyskany spokój przez rodzinę Mikaelsonów i liczyło się odzyskanie więzi Klausa z wampirami, które stworzył. Na czas balu cała rezydencja była tak chroniona, że niemożliwym byłaby śmierć kogokolwiek z właścicieli budynku - sztab wiedźm (z Freyą i Daviną na czele) cały wieczór odprawiało zaklęcia dla zabezpieczenia. Głównym zadaniem było uzyskanie krwi najstarszych, którzy planowali zemstę na Niklausie od kilku dobrych wieków, a teraz mieli na to szansę. To, co uplanowali było naprawdę ryzykowne, ale jednak - czy łatwo jest przechytrzyć tak wielką ilość czarownic i samą rodzinę najstarszych? I także nie zapomnijmy, że bal był wyprawiony przez "wrogów" Mikaelsonów - Camille i Marcela.

- Oh, Stefan, oh, Caroline... jacy wy jesteście uroooczy! - Rebekah zatoczyła się do pary przyjaciół, ledwo stając na obcasach. 
- Rebekah... chyba żartujesz. - blondynka zmrużyła wrogo oczy - to jest najważniejszy dzień, a ty jesteś tak pijana? - szepnęła, starając się uniknąć rozgłosu, jednak zachowała przy tym burzący ton. 
- Spokojnie, zabiorę ją. - Stefan wziął wampirzycę pod rękę - spotkamy się na dole niedługo. - powiedział, prowadząc ją na górę. Forbes ciężko westchnęła, biorąc lampkę szampana od kelnera uśmiechającego się ze współczuciem. 
- Uwierz, też chcę mieć to za sobą. - usłyszała za sobą, kiedy to Kol również odebrał trunek od zahipnotyzowanego lokaja. - No normalnie mógłbym się teraz kołysać z Daviną, ale wiesz co? No nie mogę. - wzruszył ramionami - Więc załatwmy to raz, a dobrze.
- Zgadzam się. - popatrzyła na niego ze zrozumieniem, po czym stuknęli się szkłem ze złotą cieczą. 
Po wypiciu alkoholu każdy z nich udał się do swojego bazowego miejsca. Wszystko miało rozstrzygnąć się za niecałe dwie godziny, po głównym tańcu. Zaplanowany był wielki finał. Caroline stała więc przy balkonie, rozmawiając z innymi wampirami. Więcej niż połowa nienawidziła tutaj Klausa i Forbes słuchając tych opowieści sama nie miała do niego dobrego nastawienia... ale czego można było się spodziewać? Ci ludzie, co Car wnioskowała, mieli tyle nadziei związanych z dzisiejszym dniem, pragnęli zemsty... ale nie mieli pojęcia, że to oni ucierpią.

Punktualnie, tak jak obmyślili, na sali pojawił się Niklaus z Elijahem. Cami "niechętnie" wpuściła ich do środka i na sali nagle pojawiły się dwuznaczne spojrzenia, szepty. Program właśnie się rozpoczął. Nagle rozbrzmiał stukot odbijającej się łyżeczki od lampki szampana.
- Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim za przybycie. - odezwał się Marcel wygłaszając powitalną mowę. Wszyscy słuchali, ale nie mogli jednak całkiem się skupić, bo byli gotowi ruszyć na Klausa. Ale wiedzieli, że to nie pora. - Więc, mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór pomoże nam w zachowaniu spokoju w Nowym Orleanie. Bądź też jego odzyskaniu... - spojrzał wymownie w stronę braci Mikaelson, co również było fragmentem ich gry. Rozbrzmiały brawa, a gdy nastała zupełna cisza, odezwał się głos muzyki. Walc Szostakowicza.
- Mogę prosić? - Caroline usłyszała pewny siebie głos.
- Klaus? Tego nie ma w planie. - oburzyła się, unosząc w zdenerwowaniu ręce do góry. Chciała, aby było idealnie.
- Nie musi być. Miałaś tańczyć ze Stefanem, ale jak widzisz, wymienił cię na moją siostrę.
- Nie wymienił, ale... źle się poczuła, więc musiał się nią zająć. - warknęła, dopiero zauważając, że są już pogrążeni w tańcu, na co tylko wywróciła oczami. - Psujesz, to, co tyle wymyślaliśmy.
- Rozluźnij się, kochana, wszystko idzie wręcz idealnie.
- Zbyt idealnie. Zaraz to się... - złapała oddech, kiedy Nik ją obrócił w tańcu - popsuje. - odetchnęła, ledwo kończąc zdanie. 
- Od kiedy u ciebie panuje tak pesymistyczne nastawienie? - uniósł brew do góry, kołysząc się w rytm muzyki. - Słyszałem tą suitę jeszcze przed wojną w '39 na żywo. To było coś pięknego - jego urocze dołeczki właśnie się ukazały na wskutek uśmiechu - mamy XXI wiek i dalej ta muzyka jest wszechobecna w naszym otoczeniu. A niby tyle się zmieniło.
Caroline odpowiedziała na tą historię czułym wzrokiem na swojego partnera w tańcu. Uwielbiała słuchać jego beztroskich historii, dalekich od terroru i krwi. Było to miłą odskocznią od tego, co usłyszała wcześniej na jego temat.
- Mam déjà vu, a ty, dziadku? - zaśmiała się.

Utwór po kilku minutach zakończył swą melodię i kiedy nastała cisza, Marcel oderwał się od swojej partnerki i zaszedł Klausa od tyłu.
- Mogę przeprosić? - zaczął, a gdy pierwotny się odwrócił, wbił mu strzykawkę w tętnicę szyjną.
- Co ty... - nie dokończyła, gdyż sługusy mężczyzny zaczęły się na nią rzucać, co wywołało początek bitwy między wrogami. Marcel zabrał ze sobą ciało hybrydy, przez co wszyscy, którzy pragnęli zemsty poszli za nim. Caroline wysłała sms do Freyi, która zablokowała drzwi, aby nikt nie mógł wyjść. Kol, Marcel, Stefan oraz Elijah ruszyli do ataku na wampiry, a kobiety pilnowały martwego. To była jedna, wielka rzeź, której dziewczyna nie chciała oglądać, ale wiedziała, że jest to konieczne. Dzięki mapie, którą utworzyły wiedźmy, możliwym było zobaczyć, że wystarczająca ilość ludzi zjawiła się tutaj, aby odtworzyć więź Klausa między tymi, których stworzył. Białe kołki nie byłyby już tak straszne. 
Nagle drzwi się otworzyły, co znaczyło, że ktoś zrobił krzywdę czarownicom. I Caroline ukazał się nie tyle, co wrogo nastawiony do nich wampir, a biały kołek w jego dłoni.
- Pora to zakończyć, czyż nie? - zaśmiał się, po czym za jego plecami ukazała się kolejna ilość żądnych śmierci Klausa. - Myśleliście, że wszyscy będą tak głupi i nie przygotują się na to, że może być to po prostu ugrany bal? - popatrzył w stronę Rebeki z politowaniem - Przyznam, na początku nawet w to uwierzyłem, gra była niezła. Ale jestem za stary, aby nie przejrzeć na oczy, dajcie spokój. - po raz kolejny usłyszały jego śmiech, który odbił się echem po sali. Wszyscy ruszyli na przód, gotowi na rzeź. Z tyłu ataki odpierali dalej wspomniani wyżej, ale nie zatrzymało to jednego z pierwszych od dotarcia do Mikaelsona. Forbes rzuciła się jednak na niego za późno, bo kołek wylądował w ciele Niklausa. W ostatniej chwili udało jej się przesunąć minimalnie kawałek drewna. Chciała zabić oprawcę, jednak kiedy się obróciła, zauważyła, że zostali tylko alianci i masa trupów. Wszyscy uciekli. 


/Cześć!
Dopiero teraz zauważyłam, że nie dodałam nic ponad pół roku... nawet nie wiedziałam. No powiem wam, że było duuużo nauki, a teraz będzie jeszcze więcej, więc postaram się w te wakacje coś jeszcze stworzyć. I w dodatku teraz w The Originals jest tyle scen Klaroline, że chce mi się płakać! Shippuje ich odkąd zaczęłam tvd, czyli jakieś 6/5 lat? I to będzie endgaaaaame! Na nowo ich pokochałam, więc naszła mnie wena i oto powstał ten rozdział. Nie wiem, czy jest on dla Was satysfakcjonujący, ale na pewno jest jednym z najdłuższych. Napiszcie mi co sądzicie! 

you're the only reason that i'm not afraid to flyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz