14.

17.5K 1.1K 22
                                    

Kiedy wrócił Heather zerwała się z kanapy w salonie i stanęła wyprostowana ze spuszczoną głową. 

- Proszę, usiądź.  - Posłusznie wykonała jego polecenie. Sam zajął miejsce obok niej. Po chwili milczenia zorientowała się, że chce żeby na niego popatrzyła. Uniosła oczy i spotkała się z niewielkim uśmiechem. Ethan z zadowoleniem pokiwał głową. - Rozpakowałaś się. 

- Mhm, ale nie mogłam znaleźć żelazka. - Po tym jak to powiedziała zorientowała się jak głupie to było. Żaden alfa nie prasował swoich ubrań. To słabsze osobniki zajmowały się takimi przyziemnymi rzeczami. 

- W porządku. Zapomniałem ci powiedzieć, że tak jak pralka jest w piwnicy. Ale mogę poprosić kogoś żeby to zrobił za ciebie. 

- Zrobię to sama. - Odpowiedziała szybko. Myśl o spotkaniu wilkołaka innego niż Ethan ją przerażała. 

- Dobrze. Jak uważasz.  Musimy porozmawiać o naszej więzi. Mówiłaś, że wiesz kim są dla siebie bratnie dusze. Mniej więcej? - Heather przez cały czas kiwała głową. Wzrok ponownie utkwiła w swoich dłoniach i Ethan zaczynał tracić cierpliwość. 

- Przestałam się tym interesować, kiedy zrozumiałam że po mnie nie przyjdziesz. - Jednym zdaniem zgładziła całą jego irytacje. Zastąpiła ją poczuciem winy. 

- Przepraszam. - Chciał ją objąć, ale podejrzewał jak zareaguje. Jednak nie miał zamiaru w ogóle jej nie dotykać. Musiał zacząć ją ze sobą oswajać. Ujął jej dłoń i zaczął miarowo poruszać kciukiem po jej kłykciach. Początkowo się wzdrygnęła, ale nie wyrwała ręki. - Wiesz, że jako moja partnerka awansowałaś w pozycji stada? 

- Tak, ale dalej jestem słaba. - Oboje mogli mieć pewność, że to się nie zmieni. Mógł z niej zrobić swoją lunę, ale i tak na zawsze pozostanie omegą. O randze decydowała pierwsza przemiana. Nie dało się tego zmienić w żaden sposób. 

- Tutaj nikt tego przeciw tobie nie wykorzysta. Nie jesteśmy jak twoja stara wataha. - Znów tylko kiwnięcie głową. Przewrócił oczami i lekko ścisnął jej dłoń. Jak na zawołanie spojrzała mu prosto w oczy. - A propos, może wiesz dlaczego Robinsonowi tak bardzo zależy żebyś została w jego stadzie? - Zastanawiał się nad tym, od kiedy Caleb zadzwonił po raz pierwszy. Gdyby nie była jego bratnią duszą nie zastanawiałby się ani przez moment. Odesłałby ją do jakiejś słabszej watahy. 

- Widziałeś moją wypłatę?- Mruknęła, czując że coś jest nie tak. O ile zazwyczaj emocje i nastrój innych wilkołaków były dla niej zagadką. To Ethan był dla niej otwartą księgą. Chyba, że była zbyt przestraszona żeby skupić się na otaczającym ją zapachu. 

-Jest aż tak wysoka? - Zapytał autentycznie zainteresowany. Nie był zdziwiony tym, że Caleb ją okrada. Nie był tym też szczególnie zdenerwowany. Inne rzeczy, które jej robił bardziej go wściekały. 

- Jest.- Wilkołak uśmiechnął się ponownie, ale od razu spoważniał.

- Twoja praca. - Heather znowu odwróciła wzrok, ale tym razem zobaczył błysk łez w jej oczach. - Nie możesz wrócić do Chicago. Jesteś tego świadoma? - Zmienna odchyliła głowę do tyłu. 

- Tak. - Zastanawiała się co każde jej robić w wolnym czasie skoro musi zrezygnować z pracy. Ethan wyczuł jej przygnębienie i mimowolnie przysunął się bliżej. Wolną rękę położył na jej ramieniu i palcami musnął jej szyję. Wydała z siebie dźwięk pomiędzy chlipnięciem, a sapnięciem ale siedziała nieruchomo. 

- I wiesz, że to dla twojego dobra? - Swoim dotykiem rozproszył ją na tyle, że nie zaczęła płakać. Zadowolony z efektu wcale nie zamierzał przestawać. 

- Mhm. -Nawet drobne iskierki elektryczności, które rozchodziły się po całym jej ciele w miejscu w którym dotykał jej skóry nie rozpuściły wielkiej bryły lodu w żołądku. 

- Jesteś prawnikiem, prawda? W jakiej kancelarii pracowałaś? 

-Foley&Magnes. - Powiedziała, kiedy zdołała przełknąć łzy. 

- Są dobrzy? 

- Najlepsi.- Wyciąganie od niej takich informacji było bardzo czasochłonne i nie do końca miał na to czas. 

- Dzisiaj napiszesz wypowiedzenie i je wyślesz. Na razie musisz zająć się swoją rolą w watasze. - Heather wyprostowała się i energicznie zaczęła kręcić głową. 

- Nie mogę. - Szczerze zdziwiony uniósł brwi. Kobieta zdziwiona tym, że pozwolił jej dalej mówić kontynuowała. -Nie mogę tego tak zrobić. Muszę tam pojechać i się wytłumaczyć. Prawie zostałam wspólnikiem. - Zakryła twarz dłońmi. Ethan przez moment milczał. To znacznie skomplikowało sprawę. Zwłaszcza, że formalnie Heather nadal nie należała do jego watahy. O tym też musiał jej powiedzieć. 

- Pojadę z tobą. I weźmiemy ze sobą kilku naszych ludzi. - Pokiwała głową niezadowolona z tego co musi zrobić. - Skarbie, jest jeszcze jedna rzecz, o której muszę ci powiedzieć. Nie chciałem tego robić zanim nie będziesz w lepszym stanie. Ale skoro mamy jechać na jego terytorium...- Heather nie podobał się ton jakiego użył Ethan. Jakby nie był się czegoś bał. Tak potężny wilkołak nie powinien się bać niczego, więc wywołało to u niej uzasadniony strach. - Wiesz co to oznaczenie? 

- Tak. 

- Będę musiał cię ugryźć jeszcze dzisiaj. - Zadrżała. - Ale potrzebuje twojej zgody. 

- Okej. - Jej wilczyca nie była tak przerażona tą wizją jak sama Heather, wręcz przeciwnie. Nigdy nie była bardziej zadowolona. 

- I jest coś jeszcze. - Zdziwił się, kiedy wyszeptała zgodę. Spodziewał się innej reakcji, ale był mile zaskoczony i dumny. Dlatego nie chciał mówić reszty. Jednak musiała się dowiedzieć. - Kiedy to zrobię będziemy musieli...

- Tak, to akurat wiem. - Mruknęła zrywając się na równe nogi. Podniosła załzawione oczy. - Możemy to zrobić od razu? Chcę to mieć za sobą. - Nadzieja, że Ethan jest inny niż pozostali została szybko zniszczona. 

- Nie, Heather... - Wstał i chciał chwycić jej ręce, ale zdążyła się odsunąć.

 - Jeżeli Caleb mnie przez to nie dotknie to możesz to zrobić. Mnie jest wszystko jedno. - Tak naprawdę próbowała oszukać sama siebie. Fakt, że Caleb i inni członkowie jego watahy ją gwałcili jej nie dziwił. Jednak Ethan był jej rycerzem w lśniącej zbroi. Nie powinien nawet o tym wspominać. 

- Ale mnie nie jest wszystko jedno. - Podszedł do niej i chwycił jej dłonie. Tym razem nie próbowała się wyrwać. Powoli nachylił się i pocałował ją w czubek głowy. - Możemy z tym poczekać. Znamię będzie wystarczające na ten moment. Hmm. 

- Dobrze. - Wyszeptała stojąc z zamkniętymi oczami. Czuła jak ogromny kamień spada jej z serca. 

- Teraz pójdziemy coś zjeść i opowiem ci o watasze. 


OmegaWhere stories live. Discover now