Rozdział I Rebelia

138 7 25
                                    


         Nad okolicznymi wsiami panowały, jak co noc dwa, srebrne globy oświetlające każdy napotkany cień. W tym codziennym widowisku było tym razem coś niezwykłego, gdyż raz na wiele setek lat zdarza się, iż oba księżyce można podziwiać w pełni. Całe niebo pokrywały niezliczone ilości gwiazd, a pogoda sprzyjała jak nigdy dotąd. Nikt jednak nie zwracał na to uwagi, gdyż ulice Terdy znowu spłynęły krwią. Nad dachami miejskich domów unosiły się kłęby gęstego dymu, rozdmuchiwane raz po raz przez nasilające się co pewien czas podmuchy wiatru. Z okien chat, jak i kamienic buchały płomienie rozszalałego ognia, a dookoła było słychać wrzaski, krzyki i ciągłe nawoływania. Jedni prosili o pomoc, inni zaś wołali najbliższych.

       - Hanry! - rozległ się kolejny raz głos mężczyzn, gdy w oddali zauważył swego towarzysza, pędzącego pomiędzy ulicami miasta.

       -"To nie mogło się udać. Po prostu, kurwa, nie mogło! Cała ta rebelia była gówno warta! Mówiłem im, mówiłem, kurwa!" - Skręcił nagle w prawo, gdy przed jego oczyma ukazał się jeden z potworów. Dopiero wtedy usłyszał, że jest nawoływany przez swojego przyjaciela. Po czym odpowiedział tym samym, zwalniając trochę. Te "trochę" zaważyło na tym co się stało potem. Ogromna łapa uzbrojona w długie, ostre niczym miecze pazury, przebiła jego bok.

       -Henry, uważaj...! za tobą... - krzykną za późno drugi mężczyzna, po czym przyszła na niego kolej. Bestia niczym ogromny gacek przeleciała tuz przed nim i zatopiła kły w szyi chłopa, i zaczęła pić... Piła tak długo, aż nie zostało nic, tylko suche ciało...

***

        Delikatne promienie słońca przedarły się przez zamknione oczy mężczyzny. Ostatnie co pamiętał, to niewyobrażalny ból spowijający jego ciało, a w szczególności zraniony brzuch. Do jego uszu dostawały się jedynie świsty i strzępki słów, które dopiero po dłuższej chwili zaczęły składać się w całość. Teraz jedynie odczuwał chłód i sztywność kończyn, ledwo otwierał oczy, przez które widział tylko mgłę.

         - Henry, nie odchodź, proszę cie, nie rób mi tego - Rozległ się głos kobiety, najpewniej klęczącej nad jego obolałym ciałkiem. - Podaj mi bandaże, jeszcze nie jest straco...

          Była to ostatnia rzecz, która usłyszał Henry, gdyż w tym momencie utracił resztki sił w nim drzemiące. Ciało całkowicie zesztywniało, a z ust przestał się wydobywać ledwie wyczuwalny oddech.

         - Eh... Kolejny stracony - powiedziała kobieta, podnosząc się z nad zimnego już mężczyzny. Podniosła dłoń, aby poprawić czarne loki, które upadły na jej pobladłą twarzyczkę poplamioną od krwi, której w lecznicy było pełno. Po chwili usłyszała za sobą znajomy głos.

           - Nic nie mogłaś zrobić Katharin, stracił zbyt dużo krwi. - wypowiedział te słówka rosły, blond włosy elf, który spoglądał zimnymi, niebieskimi oczyma na kobietę. - Mówiłaś mu po imieniu, był dla ciebie kimś bliższym?

           - Nie, zajmowała się wyrobem najlepszego pieczywa w okolicy. - odpowiedziała sucho omijając Erdrena, bo tak miał na imię ów elf. Zna go już dosyć długo, jest jej mętorem i nauczycielem, lecz często ma ochotę go ukatrupić, za jego oschłość, choć nie ma się co dziwić, skoro ma on już ponad 500 lat na karku. - W ogóle jak idą walki? Już zniszczono rebelię, czy jeszcze jakieś skupiska się trzymają?

          - Niewiele pozostało przy życiu, ostatnie płomyki nadziei na zmianę umierają. Tak przynajmniej poetycko wysłowiłby się jeden z waszych ludzkich mówców.- Jego ton ciągle się stawał coraz bardziej ostry.

          Gdy tylko kobieta usłyszała wypowiedź elfa, odwróciła się do niego i rzuciła mu wymowne spojrzenie, pełne gniewu i nienawiści. Jej czarne oczy gdzie, niegdzie rozpalane przez płomyki czerwieni, napotkały zimny obraz ślepi Erdrena. Ten zaś jedynie uniósł kącik ust, jakby próbował się uśmiechnąć, choć robił to niebywale rzadko.

         Katharin przemierzała kolejne pokoje lecznicy, która powstała tuż po rozpoczęciu walk. Tutaj zwożeni są ciągle kolejni ranni z całej Terdy, choć już baruje miejsc, a pojawiają się kolejni. Większość umiera bardzo szybko, najgorzej mają ci, co męczą się wiele godzin, choć nie ma już dla nich ratunku, więc skracane są im cierpienia. Do uszu kobiety dostawały się jęki bólu i płaczu, niektórzy przybywali tutaj szukać swoich bliskich, choć ci najczęściej już dawno spłonęli na stosach ciał. Miała już dosyć widoku śmierci, pożogi i zniszczenia na jeden dzień. Wiele osób potrzebowało pomocy, ale ona i tak nic nie zrobi, kolejna porażka pogrążyła ją już ostatecznie, chciała teraz jedynie wrócić spokojnie do domu i się w nim zamknąć.

         O rebelii mówiono wiele, choć większość osób od początku zwiastowała koniec. Nie wolno naruszać odwiecznego prawa, które głosi, iż każda z ras ma swoje miejsce. Ludzie i krasnale są tymi szarakami krążącymi po ulicach, choć ci drudzy częściej byli dyskryminowani i poniżani. Elfy to kapłani, uczeni, magowie posiadający niezwykłą wiedzę. Najwyżej zaś znajdują się istoty, których każdy się boi, bestie w humanoidalnej postaci, żadne krwi wampiry, odporne na słońce, czosnek, srebro, istoty długowieczne i niemal nieśmiertelne. Jak ktoś chciał z nimi walczyć? Ludzie nie mają szans... Wiecznej hierarchii nic nie może naruszyć...

Terda: DwópełniaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora