two

84 18 5
                                    

-No, patrzcie kto wreszcie raczył się pojawić! Miałyśmy się spotkać rano, z tego co pamiętam - rzuca Yongsun do zasapanej Wheein, która ledwo co łapie oddech. Na zewnątrz jest prawie dwadzieścia stopni, a słońce niemiłosiernie praży, na dodatek In uznała, że przejście dwóch kilometrów z domu do kawiarni jest genialnym pomysłem. I jeszcze pies ludzi sąsiadujących z kawiarenką...

-Ty! Jak nie powiesz Mingyu, żeby zaczął pilnować swojego durnego kundla to sama się do niego przejdę! Kto to kurwa widział, żeby w biały dzień zaczął mnie gonić jakiś pchlarz! Człowiek sobie spokojnie nie może przejść obok domu tego idioty, z bożej łaski miłośnika zwierząt, co to psa nie potrafi przypilnować porządnie - Jung krzyczy na całe pomieszczenie, niestety dopiero po skończeniu swojej tyrady zdając sobie z tego sprawę. Na szczęście o tej porze jest tam mały ruch, ale pośród osób znajdujących się tam jest również właściciel pieska. - Cholera -  burczy do siebie dziewczyna, widząc jak czarnowłosy zmierza w ich stronę.

-Ciebie też miło widzieć, Jung Wheein! - uśmiecha się do niej, a w jego oczach błyszczą iskierki rozbawienia.

-Ciebie też miło widzieć, Kim Mingyu - naśladuje go, wystawiając język. - Słyszałeś co mówiłam?

-Trudno było nie słyszeć - mruczy z przekąsem.

-Trudno było nie słyszeć - znowu to samo. Zachowanie Wheein często jest określane jako bardzo dziecinne, cóż, nie ma się czemu dziwić... - To zrób z tym porządek, prawie dziś wpadłam pod samochód przez tego szczeniaka - zgarnia dłonią włosy z czoła i odchodzi powoli w kierunku lady.

-Wielka szkoda! - odkrzykuje za nią młodszy chłopak, na co ta wydaje niekreślone jęknięcie zirytowania. Pomyśleć, że znają się już przeszło trzy lata i nadal się nawzajem nie pozabijali.

Za ladą stoją Yongsun wraz z Byulyi, obie w identycznych strojach - białe koszule z czarnymi mankietami i kołnierzykami oraz czarne jeansy. Bez fartuszków, jedynie na prawej stronie, na wysokości piersi wyszyte są ozdobnym pismem imiona dziewcząt oraz logo kawiarenki. Niepowtarzalne, bo zdobione przez samą panią Kim, mamę Yongsun.

-Witamy szanowną panią - śmieje się Byul, zgarniając swoje rude włosy w kucyka, bo wcześniejszy okazał się być nietrwałym. - Więc co to za krytyczna sytuacja? - kładzie nacisk na ostatnie dwa słowa, nadal się śmiejąc.

-Śmiej się wiedźmo, śmiej! Zobaczymy co powiesz jak mi bibliotekę zamkną!

-Niewiarygodne! - wykrzykuje Mingyu, po raz kolejny znajdując się w zdecydowanie zbyt bliskiej odległości od Wheein, która ma ochotę go dosłownie rozszarpać. - Wiedziałem, że ci kiedyś zamkną tę ruderę, ha - mruży oczy i bierze łyk kawy, którą dopiero co dostał od przyjaciółki Jung.

-Spieprzaj - blondynka przewraca oczami, ale wraca do opowieści. - Otóż! Wczoraj rano był u mnie jakiś gostek z urzędu miasta, który wyskoczył mi z gadką, że "no, niestety bardzo mi przykro, ale nie mamy funduszu na dofinansowanie pani biblioteki, więc chyba będziemy musieli ją zamknąć". Na co ja, oczywiście wkurwiona jak osa, mówię mu, że przecież od tego zasranego (tak, dokładnie tak powiedziałam: zasranego, nie patrz tak na mnie Kim Yongsun) miasta nie dostałam ani grosza, ani grosza mówię! na utrzymanie biznesu. Bo przecież wszystko co wpakowałam w utrzymanie biblioteki miałam ze spadku po mojej świętej pamięci babce. Więc facet zaczął się mieszać, że on rozumie, ale i tak muszą zamknąć, więc lepiej żebym do przyszłego roku zrobiła już całkowity porządek z tym. No i coś mi zaczęło śmierdzieć, bo bez powodu by mi budynku nie zabierali. Więc dalejże hyc gościa za fraki i mówię do niego: "Gadaj albo w ryj!"- w tym momencie Mingyu ze śmiechem wypluwa napój na ladę, ale nikt nie zwraca na niego większej uwagi. Każdy z zaciekawieniem słucha Jung Wheein, jakby była co najmniej kaznodzieją przemawiającym do wiernych. - I jak nim trochę potrzęsłam to powiedział, że córka burmistrza chce sobie zrobić salon piękności, więc coś trzeba zlikwidować. Po moim trupie!

-Przecież to nielegalne tak cię stamtąd wyrzucić bez powodu - mruczy Sun, która w międzyczasie zaczęła pogryzać czekoladowe paluszki.

-To samo mu powiedziałam! Ale nasz kochany burmistrz to cwaniak, ten gościu powiedział mi, że mam za mało książek, żeby zajmować cały budynek i podobno ma prawo mnie przenieść gdzie indziej - mówi z przejęciem.

-Gdzie?

-Kojarzycie ten opuszczony cukierniczy? Na samych obrzeżach miasta, niedaleko szpitala.

-Kurwa - parska Kim, któremu mimo braku zażyłych stosunków z dziewczyną robi się jej żal. - Klitka siedem na siedem metrów, dodatkowo z grzybem i walącym się dachem. Nieźle cię chcą wyruchać.

-Dlatego powiedziałam, że załatwię sobie do końca następnego miesiąca wystarczającą ilość książek, żeby nie mogli mnie ruszyć stamtąd na milimetr.

-I ile ci trzeba?

-Niewiele. Troszkę ponad piset - ostatnie słowo mruczy cicho i niewyraźnie.

-Ile?

-Pset - mówi trochę głośniej.

-Na litość boską, Jung, mów trochę wyraźniej!

-Pierdolone pięćset książek! - ryczy na całe pomieszczenie, tym samym po raz kolejny dzisiaj zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych. W tym samym czasie Mingyu już pokłada się ze śmiechu i ociera łzy z kącików oczu.

-No to możesz już się stamtąd zbierać - kręci głową rudowłosa i zwinnym ruchem zakłada sobie szarą ściereczkę na ramię.

-Zaraz - jęczy Mingyu, ledwo się uspokajając. - Myślę, że mogę jej pomóc.

I to zdanie sprawia, że przez następne kilka tygodni kiedy Wheein sobie o tym przypomni, ma ochotę rozszarpać go jeszcze bardziej niż zazwyczaj.



123 cześć
podoba się wam?



good plan [wheesa]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz