3. Szczęście w nieszczęściu

53 4 0
                                    

-Dzisiaj podzielimy się na dwa zespoły, będziemy grać w siatkówkę.-powiedział trener i zaczął rozglądać się po uczniach, pewnie szukając kapitanów.- hmm...Aaron będziesz kapitanem w jednej drużynie a w drugiej będzie...- byłam pewna że nie będę to ja bo przecież jestem tu nowa, co nie ?.- może... Miranda.- i w tedy uświadomiłam sobie ze życie mnie nie lubi.

Wyszłam na środek sali wraz z Aaronem. Stanęłam obok niego, popatrzyłam się, nie mając kompletnie pojęcia co zrobić.

-Damy przodem- powiedział Aaron a ja aż uśmiechnęłam się na ton jego głosu. Miał taki mocny i głęboki głos który mogłabym słyszeć codziennie.

-No to niech będzie Monica.-powiedziałam i tak na zmianę wybieraliśmy.

Gdy składy były już uzgodnione, ja wraz z moja grupką stanęłam po jednej stronie siatki a Aaron po drugiej. I tak zaczął się mecz.
Graliśmy już z pół godziny a był remis. Gdy było przejście to akurat stałam pod siatką i widziałam jak jakiś chłopak coś kombinuje i patrzy się na mnie, ale nie zwracałam na to większej uwagi.
Gdy odbiłam piłkę, nagle ten chłopak wziął zamach ręką z czego dostałam mocno piłką w twarz i jak lądowałam to strasznie mnie zaczęła boleć kostka. Wszyscy szybko przybiegli do mnie sprawdzić co się dzieje a ja widziałam tylko czarne plamy i nie kątaktowałam ze świtem. Słyszałam tylko śmiech tego chłopaka co mi przywalił. Gdy już nie słyszałam śmiechu spojrzałam w tamtą stronę. Na chłopaku siedział Aaron i okładał go pięściami. Zaczęło mi się nie dobrze robić i kręcić w głowie. Część ludzi poszła oddzielić chłopaków od siebie a reszta była przy mnie zadając typowe pytania typu czy nic mi nie jest, jak się czuje i czy coś mnie boli.

-Trzeba zanieść ją do pielęgniarki.- Powiedział ktoś z tyłu.

- Mogła byś wstać ?.- spytał się mnie trener a ja wstałam na jedną nogę ( tą zdrową) i gdy miałam zrobić krok to straciłam równowagę i zaczęłam lecieć do tyłu, gdy jakieś ramiona mnie przytrzymały. Gdy zobaczyłam kto to, to zrobiłam się cała czerwona. To był Aaron. Niespodziewanie jedną rękę położył mi pod kolana a drugą pod plecy i podniósł mnie z taką lekkością jakbym nic nie ważyła. Bez słowa wytłumaczenia zaczął iść ze mną na rękach do wyjścia z sali i do pielęgniarki. Głupio mi było, że była po między nami taka cisza dlatego nie myśląc zbyt wiele odezwałam się.

-możesz mnie postawić, potrafię sama chodzić.- Aaron spojrzał na mnie jak na idiotkę a ja dopiero teraz sobie uświadomiłam co powiedziałam.

-yhym, właśnie widziałem jak sobie radzisz.- powiedział Aaron z nutką zirytowania. Ale on ma cudny głos, i chyba używa jakiś drogich perfum bo pachnie obłędnie... NIE... stop. Nie mogę tak myśleć. Nikt na pewno nawet nie polubiłby takiej osoby jak ja.

Gdy znaleźliśmy się pod gabinetem, Aaron nawet nie zapukał tylko otworzył drzwi i posadził mnie na krześle a sam usiadł się na drugim niedaleko mnie.
Po wytłumaczeniu całej sytuacji pielęgniarka zaczęła mi smarować jakąś maścią kostkę oraz zabandażowała ją.

**********Aaron **********

Kiedy pierwszy raz na nią wpadłem w tedy w szkole, myślałem że mi się przewidziało. Była taka drobna i śliczna, śmieszyło mnie wtedy, gdy przewróciła się i zamknęła oczy w taki słodki sposób. Ale szybko sobie przypomniałem że muszę o niej zapomnieć, gdy zbliży się do mnie może jej się stać krzywda i być w niebezpieczeństwie.

Był w-f. Ostatnia lekcja. Gdy wszedłem na salę ta dziewczyna już siedziała na ławce z Monicą. Wszyscy na sali już byli. Oczywiście była też Jessica czyli szkolna szma** która przespała się z każdym w szkole. Oraz  moja ekipa z którą tworzę szkolna elitę. No nie powiem, podoba mi się to że każdy wie że lepiej na mnie uważać i nie drażnić się. Już 4 chłopaków poszło przeze mnie do szpitala, ale nie mam jakiś wyrzutów sumienia.
Gdy trener wybrał mnie jako kapitana jednej drużyny czekałem z kim będę rywalizować, a trener powiedział imię. Jej imię. Miranda. Pasowało do niej, takie delikatne jak ona.
Po jakimś czasie gry, był remis. Nie spodziewałem się tego gdyż większość z naszej klasy ( chodzi mi o plastiki ) nie chce grać bo złamią sobie paznokcia albo się spocą. Wiedziałem że Jack coś kombinuje, ale gdy zdążyłem się spytać o co chodzi, gra się już zaczęła.

Gdy Jack specjalnie odbił piłkę tak żeby przywalić Mirandzie byłem zły, a gdy jeszcze wylądowała na ziemię w taki sposób ze chyba skręciła sobie kostkę, byłem wściekły. No bo jak można zrobić krzywdę tak drobnej osobie !?. Rzuciłem się na niego i zacząłem go walić z pięści w twarz.
Po jakieś chwili przybiegło do nas kilka osób w tym mój przyjaciel Daniel i odciągneli mnie od niego.

-stary, spokojnie bo jeszcze go zabijesz. - powiedział Daniel, i z chęcią bym to zrobił, przecież już dużo razy to robiłem...

Spojrzałem na Mirande, próbowała wstać, ale gdy chciała zrobić krok to się zachwiała a ja podbiegłem do niej i szybko złapałem w talii. Bez żadnego  zastanowienia wziąłem Mirande na ręce i poszedłem z nią do pielęgniarki.

-możesz mnie postawić, potrafię sama chodzić.- usłyszałem głos Mirandy i spojrzałem na nią jak na głupią. Ma najprawdopodobniej skręconą kostkę i jeszcze chce na własnych siłach chodzić.

-yhym, właśnie widziałem jak sobie radzisz.- powiedziałem i w tym samym czasie otworzyłem drzwi od gabinetu i posadziłem ją na krześle a sam usiadłem niedaleko niej.
Nadal nie mogę sobie wyobrazić czemu to zrobił i dlaczego akurat ona, ale ja się jeszcze z nim policzę.

*************
Gwiazdki i komentarze mile widziane ❤

Marzenia się spełniają Where stories live. Discover now