Rozdział 6

119 11 0
                                    

Chloe

Mijały dni. Musiało minąć wiele dni, gdy po raz pierwszy od dłuższego czasu stanęłam znowu na obie nogi. Podejrzewałam zwykłe skręcenie, ale kto wie, czy Jesse nie zrobił mi jakiejś poważniejszej krzywdy. Upływ czasu można też było zauważyć przez powoli znikające siniaki z ciała Becki. Przenosiły się one na mnie, choć Jesse szybko zrozumiał, że nie jego uderzenia bolą mnie najbardziej. Ile razy mnie wykorzystał? Nie mam pojęcia. Po 10 przestałam liczyć, a i tak nie jestem pewna czy nie robił tego, gdy leżałam nieprzytomna.

Dzisiejszy dzień zaczął się wyjątkowo. Po tych wszystkich cierpieniach dziś po raz pierwszy dostałam porządne śniadanie.

- Chlo może lepiej się ubierz- mówi Beca, zakrywając oczy, gdy sprawdzam czy wszystko gra z moją kostką. Nie wiem czemu mnie o to prosi. To ona jest najczęstszym świadkiem krzywdy jaką wyrządza mi jej narzeczony.

- Już chwilka- odpowiadam i zakładam byle co, zastanawiając się jak długo ubrania utrzymają się na mnie dzisiaj.

Nagle drzwi się otwierają na ościerz, a Beca kuli się w kącie. Zerkam ze złością na Jesse'ego.

- Co tym razem?- pytam, nie próbując nawet ukryć nienawiści. Nie patrzy nawet na mnie. Jego wzrok dziś jest wyjątkowo poświęcony tylko Bece.

- Wszystkiego dobrego z okazji dnia nauczyciela- rzuca w jej stronę butkiet kwiatów i jakieś czekoladki. Dzień nauczyciela. 14 października, a to oznacza, że...

- Oh nie- zwracam na siebie uwagę tym jednym głupim wyrażeniem. Jesse znajduje się przy mnie już po chwili. Nasze oczy się spotykają, ale nie mam czasu na walkę spojrzeń. Nie dziś.

- Co ty znowu odwalasz?! Nie mogę jednego dnia poświęcić Bece?! Myślisz, że świat się kręci dookoła ciebie?!- krzyczy mi prosto w twarz, wymierzając policzek. Nie mam nawet czasu, by mu oddać.

- Który dzisiaj?- pytam, patrząc nadal na niego. Nie okazuję słabości, mimo że tak się właśnie czuję.

- 14 października- szepce Beca, zerkając to na mnie, to na Jesse'ego, jakbyśmy mieli się pozabijać.

- I co to zmienia szmato?!

- Okres mi się spóźnia...- po tych słowach Beca gwałtownie blednie i mamrocze coś pod nosem, a Jesse widocznie się uspokaja.

- Ile?

- Nie wiem... Tak z dwa tygodnie- Jesse sadza mnie na łóżku i zerka ze złością na Bece.

- Nawet nie patrz na nią. Tylko ty możesz być ojcem- moje słowa go bolą i to widocznie. Załamuje się.

- Pójdę po test...- wychodzi szybko, a ja zerkam na przerażoną Bece. Obwinia się za to wszystko, ale nie mamy teraz czasu na przeprosiny, ani inne głupoty. Delikatnie sprawdzam czy zamknął drzwi, a gdy okazuje się, że nie, przechodzę do salonu i odszukuje jakikolwiek telefon. Z pamięci wpisuje numer Aubrey i wciskam zieloną słuchawkę.

- Aubrey Posen w czym mogę pomóc?

- Bree...- głos mi się łamię, gdy wymawiam jej imię.

- Chloe? Gdzie jesteś? Zostawiłaś Lucy...

- Nie mam teraz czasu. Musisz mi pomóc. Przyjedź jak najszybciej. Wiesz gdzie mieszkam? Oczywiście, że wiesz. Spotkamy się w kościele dwie przecznice od mojego domu- po tych słowach się rozłączam i ciągnę Bece do drzwi. Czas skończyć tą impreze. Wywarzam drzwi i, mimo bólu w ramieniu i kostce, biegnę w strone lasu. Musimy się ukryć. Beca nie wie o co chodzi i tak musi pozostać.

- Czekaj! Bo poronisz- zatrzymuję się na dźwięk jej słów, a ona mnie dogania, kładąc dłonie na mojej talii. Nie panuje nad sobą. Ani trochę. Wtulam się w jej ramiona trzęsąc się okropnie. Wiem, że Aubrey nam pomoże. Wiem, że nie muszę się bać o Lucy, ale gdy myślę o Bece, zapalają mi się wszytkie czerwone lampki w mojej głowie. Jej ramiona są bezpieczne. To w nich chowałam się przed koszmarami w każdą noc. To one łagodziły ból, spowodowany ilością siniaków i to one pozwalały mi zapomnieć o Chicago.

- Co my zrobiłyśmy?- pyta, głaszcząc mnie delikatnie po włosach. Dziś to ona musi być tą opanowaną. Dziś to ona musi za nas walczyć.

- Uciekłyśmy mu- mówię cicho, a jej ramiona zaciskają się trochę mocniej. Odczuwam w nich ciepło, które jest tak złudne, ale potrzebne. Akurat teraz. Beca uśmiecha się delikatnie niemal z ulgą i przykłada czoło do mojego czoła. To bardzo przyjemne, ale w takich momentach może kosztować nas więcej, niż tylko to, że ktoś nas przyłapie.

- Chloe musimy iść- kiwam lekko głową i podążam za przyjaciółką, lecz nie docieramy daleko, gdy drogę zachodzi nam mężczyzna. Zerkam na niego niepewnie, bojąc się najgorszego. Niestety bez problemu rozpoznaje Jesse'ego.

- Taka sprytna co, Chloe?! Wmówię mu ciąże i uciekniemy! W piekle czułabyś się lepiej!- odpycham Bece gdzieś za drzewo i sama przyjmuję cios wymierzony w nią. Boli... Bardzo boli, ale nie mogę krzyknąć nie mogę pozwolić mu, odnieść zwycięstwa. Wojna między nami jeszcze się nie skończyła i raczej szybko się nie skończy.

- Chloe!- krzyk Becki tuż za moimi plecami. Nie mogę pozwolić jej podejść. Nie mogę. Mój umysł pracuje na najwyższych obrotach. Z jednej strony mój kat, a z drugiej moja kochana przyjaciółka. Osoba, w której tyle czasu się podkochiwałam, bojąc się odrzucenia. Tyle razy byłam zazdrosna. Jesse, Luke, Theo... O każdego, kto tylko miał jej więcej niż ja. Nawet o Grubą Amy, która miała z nią pokój w Bellas House.

- Uciekaj, ale już! Dobrze wiesz gdzie!- kolejne uderzenie i kolejne. Padają tak szybko, że po chwili cała jestem pobrudzona krwią, ale chociaż swoją. Nie myślę o bólu, ani o tym, że jednak Jesse omija brzuch. To na pewno nie dlatego, że martwi się o dziecko. Muszę być przygotowana na wszystko.

- Nie zostawię cię! Mowy nie ma!

- Nie masz wyboru!

- Nie!- zerkam ostatkiem sił na jej twarz. Jej piękną twarz, na której maluje się strach. Odżywa we mnie wszystko. Każde nasze wspólne wspomnienie. Od dnia gdy podeszła do mojego i Aubrey straganu, przez nasz wspólny prysznic, naszą pierwszą kłótnie na obozie, porwanie przez ojca Grubej Amy, jej występ, na którym wszystkie się popłakałyśmy, aż do dziś. Dzisiejszy dzień jest końcem naszej przyjaźni.

- Proszę...

- Ale co z tobą?

- Nieważne. Jesteś dla mnie najważniejsza. Kocham....- nie mam czasu, by dokończyć. W tym momencie pada cios, którego nie jestem w stanie przyjąć z pełną świadomością.

Love me like beforeWhere stories live. Discover now