Rozdział 4

123 11 1
                                    

Chloe

Staję przed drzwiami domu Becki o wiele bardziej przerażona niż normalnie. Wydobycie z dyrektora adresu jednej z nauczycielek nie było najłatwiejszym zadaniem, ale to co mnie teraz czeka jest jeszcze gorsze. Używam dzwonka i czekam. Mam wielką nadzieje, że otworzy mi moja przyjaciółka, ale tak się nie dzieje. W drzwiach staje Jesse. Otwieram szeroko usta, gdy przez myśl przechodzi mi, że to on znęca się nad Becą, ale to by było bezsensu. Oni się przecież kochają.

- Zastałam Bece?- pytam po prostu, patrząc w jego oczy.

- Beca nie wróciła do domu od dwóch dni- przerażają mnie słowa, które słyszę. Jak to możliwe?

- Ale przecież odwoziłam ją wczoraj do pracy... miała wrócić do domu...- Jesse'ego jak zauważam nie bardzo obchodzi moja historia, bo czuję się jakby przepalał mnie wzrokiem na wylot.

- Chloe Walp?- pytanie pada tak nagle, że wyprowadza mnie z rytmu zamartwiania się nad Becą.

- Tak...

- Zapraszam do środka- wchodzę bez jakiegokolwiek strachu. Przecież to Jesse. Znam go. Muchy, by nie skrzywdził. Ufnie ruszam w strone sypialni, którą mi wskazał. Powinnam nabrać podejrzeń, w momencie gdy nie zaproponował mi wejścia do salonu. Wytłumaczyłam to sobie, że jest w szoku, bo Beca nie daje znaku życia. Drugim źródłem podejrzeń powinny być ślady krwi na podłodze i prześcieradle. To natomiast tłumacze sobię krzywdą jaką Jesse chciał sobie zrobić.

W dniu gdy dostałam list, że mój mąż nie wróci do domu, kazałam Lucy iść do Aubrey, a sama zamknęłam się w łazience, kalecząc się na tyle mocno, że nie byłam w stanie powstrzymać strumienia krwi. Zadzwoniłam po Jessice i Ashley, by mi pomogły. Niemal natychmiast zawiozły mnie do szpitala, gdzie na silnych lekach uspokajających spędziłam dwa miesiące. W tym czasie ktoś przekazał tą wiadomość mojej księżniczce, a ona stwierdziła, że musi być silna dla mnie. Gdy wróciłam do domu, czułam na sobie wzrok Lucy, nieważne co robiłam. Uparła się, że chce spać ze mną, a w pierwszych dniach nawet chciała się myć ze mną. Później wszystko wróciło do normy. Poza spaniem. Przez moje koszmary potrzebowałam jej obok, by pamiętać o tym, że rano muszę wstać. Dlatego z taką łatwością przyszło mi tłumaczenie zachowania Jesse'ego. Cierpiał bez Becki tak jak ja bez Chicago.

- Napewno się odnajdzie. Pomogę ci z plakatami. Znajdziemy ją Jesse....

- Zamknij się do cholery! Pieprzysz moją dziewczynę!- oskarżenie pada tak nagle, że nie wiem przez chwilę co odpowiedzieć. Fakt, że widziałam Bece nago nie jest moim sprzyjającym argumentem.

- Nie dotknęłabym jej Jesse. Dobrze o tym wiesz. Jest moją przyjaciół...

- Gówno prawda! Już dawno chciałaś tego prawda?!

- Daj mi spokój. Nie skrzywdziłabym Becki- dociera do mnie dopiero co się dzieje. To krew Becki. Zrobił jej krzywdę. Automatycznie zaczynam się cofać pod ściane, myśląc o przestraszonej Lucy w domu. Powiedziałam jej cały plan przed swoim wyjściem, ale nie miała pojęcia gdzie dokładnie jestem.

- Czyli sugerujesz, że Beca się puszcza?!- zastanawiam się jakie mam wyjścia. Bronić Becki wsypując samą siebie w jego oczach. Bronić siebie udając, że Beca sypia z kimś jeszcze innym, albo chronić nas obie.

- To jej krew?- obieram jeszcze inną taktykę. Uświadomie mu co zrobił. Nie wiem w jakim stanie jest moja przyjaciółka, ale wszystko wskazuje, że nie w najlepszym.

- Powinnaś wiedzieć jak wygląda jej krew skoro odebrałaś jej dziewictwo!

- Nigdy jej nie dotknęłam!- nie przewiduje, że krzyk może wprawić go w furie. Łapie mnie w pasie i z jakąś dziwną łatwością rzuca mną w stojącą niedaleko komode. Zabrakło milimetrów, a mogłabym się pożegnać ze świadomością. Próbuje mnie znowu złapać, ale dzięki kilku treningom z Chicago, wiem, że nie mogę się teraz poddać. Zrywam się na nogi, uchylają się przed jego ramionami. Odskakuje na chwilę, by odsapnąć i kopię go w jądra. Na wiele to się nie zdaje. Jesse wpada w jeszcze większą furię i rzuca mnie na łóżko.

Dopiero gdy moje nadgarstki i kostki są przywiązane dopuszczam do siebie myśl, że on mnie zgwałci. Nie znam jakiś sposobów na uniknięcie tego stanu rzeczy. Zaciskam powieki, gdy materiał moich ubrań postanawia odkryć moją nagość. Krzyk na nic się zda. Jestem z nim sama w pustym domu.

Uderzenie w mój brzuch pada tak szybko, że otwieram szeroko oczy z krzykiem. Zauważam, że Jesse przygotowuje się do tego chaniebnego czynu. O czym myślą kobiety przed gwałtem? O swojej rodzinie gdzieś daleko, która modli się byś wróciła cała i zdrowa? O dzieciach? O przyjaciołach? Nie mam pojęcia, ale w mojej głowie widnieje tylko obraz Chicago. Jest zły. Zdradziłam go. Obiecałam mu miłość i wierność, a teraz to wszystko zostaje mu zabrane. Moją miłość przelewam na Lucy, a wierność ma zostać zszargana. Chciałam tylko pomóc.

- Myślisz, że jak się nie będziesz ruszać to cię to ominie?!

- Myślę jak cię wykastrować, byś nikogo nie skrzywdził!- moje krzyki zawsze przynoszą odwrotne skutki. Jesse zrywa złoty wisiorek z mojej szyi. Są tam wygraberowne imiona. Lucy i Chicago. Mój oprawca uśmiecha się na ten widok i wpełzuje między moje nogi. Zaciskam powieki i modlę się, by nie bolało. Nie płacze jak przewidywałby to każdy normalny scenariusz. Nawet za bardzo nie oddycham, bo każdy wdech boli przeraźliwie. Już jest blisko. Czuje ciepło jego ciała tak inne od ciepła mojego męża.

- Zostaw ją!- dociera do mnie krzyk Becki milimetry przed tragedią. Zerkam na nią ponad ramieniem Jesse'ego. Jest posiniaczona i zauważam rozciętą wagre. Musiał być okrutny.

- Jak śmiesz mi przeszkadzać?!- nie wstaje. Nie rusza się. Beca jest bezpieczna dopóki on się nie poruszy. Niestety nie trwa to długo, bo on zrywa się już po chwili. Podchodzi do niej na tyle blisko, że nie jest w stanie nic jej zrobić.

- Nie masz prawa jej krzywdzić. Nic nie zrobiła o niczym nie wie- tłumaczenie Becki nawet mnie nie przekonuje.

- Proszę, możesz to zrobić ty! Skoro wcześniej ci to nie przeszkadzało, szmato!

- I tak zrobię- zbliża się do mnie z wielkim strachem w oczach. Chcę tego. Pragnę jej dotyku. Ona może zrobić ze mną co tylko ze chcę. Mimo wszystko zaczynam się szarpać. Nie może tego zrobić. Wtedy on zakatuje nas obie.

- Nie... - szepce, zerkając na jej dłoń. Trzęsie się okropnie.

- On... Nie może... Co z Lucy...?

- Dam sobie radę. Wolę by zrobił mi krzywdę niż tobie- po tych słowach Jesse ją odpycha i wsuwa się we mnie brutalnie. Nie mam nawet czasu na krzyk...

Love me like beforeWhere stories live. Discover now