Samotny geniusz, projekty i szantaż, czyli od nienawiści do... ?

1.8K 181 25
                                    

Po docinkach ze strony Rhodey'a, postanowiłem zostać w domu. To nie to, że od teraz nagle zacząłem przejmować się cudzą opinią. Skądże. Po prostu dziś, nie mam ochoty nikogo oglądać. A już w szczególności ,,pana idealnego'' przebywającego w tej chwili w szpitalu. Cholera. Serio to powiedziałem? Zostańmy może lepiej, przy ,,obiekcie S''. Wylegując się na kremowej sofie, delektowałem się smakiem ulubionej whisky. Wsłuchując się w rytm kawałka AC/DC, chcąc, nie chcąc wystukiwałem palcem, o brzeg szklanki, ten właśnie rytm. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kończąc projekt, pozbawiłem się zajęcia. A nie ma nic gorszego, niż samotny geniusz, zostający sam na sam ze swoimi myślami. Właśnie takie chwile sprawiają, że w mojej głowie zaczynają pojawiać się pomysły, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Znów nawiązując myślą do Rogersa, wzdrygnąłem się odkładając szklankę na stolik. Wstając skierowałem się w stronę garażu, uśmiechając się lekko na widok niedokończonego szkieletu nowej zbroi. Ściągając bluzę, rzuciłem ją na stojącego obok robota, który poruszył się zaskoczony, wydając irytując dźwięk, przypominający piszczenie psa. 

- Orientuj się. - powiedziałem na odchodnym z cwaniackim uśmiechem na ustach, zgarniając po drodze leżące na stole okulary spawalnicze. Biorąc się za spawanie, po trzydziestu minutach, noga zbroi była już niemal w komplecie. Oczywiście mógłbym powierzyć to Jarvis'owi, ale gdzie w tym przyjemność? Ściągając okulary, odłożyłem je na miejsce, opierając się o szafkę i wycierając pot z czoła.

- Jarvis pobudka. Daj na wyświetlacz schematy i od razu zamów potrzebne części. Nie będę czekał na nie tygodniami. - biorąc stojącą na szafce butelkę wody, wypiłem ją niemal natychmiast, odrzucając ją na bok. Przypatrując się schematowi, myślałem nad udoskonaleniem nowego modelu, jednak jak na złość, nic nie chciało mi przyjść do głowy. Wpatrując się w mieniące się niebieską poświatą oczy maski, zamarłem w bezruchu, gdy w pamięci znów pojawiły się urywki wydarzeń z Sokovi.  

- Sir? - jak wybudzony z transu, odwróciłem się, strącając łokciem stojący na szafce pusty karton. - Myślę, że powinien pan odpocząć.

- Ja tu jestem od myślenia, Jarvis. - nerwowo wydychając powietrze, starałem się nie myśleć o dręczących mnie koszmarach. A miało być tak pięknie. Ultron. Pierwsze nieudane dziecko, które swoją drogą miało być początkiem czegoś lepszego. Jedno wielkie złudzenie. Niemal wybuchając śmiechem, przez myśl o tym, jak bardzo zrobiłem się słaby, usiadłem przy biurku. Otwierając szufladę, wyciągnąłem z niej małe czarne pudełko. Biorąc strzykawkę napełniłem ją przeźroczystą substancją, po czym podwinąłem, rękaw zakładając opaskę uciskową. Wbijając igłę w upatrzoną żyłę, wpuściłem substancję do krwiobiegu. Dezynfekując ranę i wycierając krew, ściągnąłem koszulkę, przyklejając elektrody EKG do klatki piersiowej. - I jak to wygląda?

- Jak na eksperymentalny środek, widać poprawę, jeśli chodzi o kondycje serca. Jednak, to wciąż za mało. Przy odrobinie szczęścia, na bazie tego serum, uda się osiągnąć lepsze rezultaty. 

- Przypominam, że szczęście omija mnie ostatnio szerokim łukiem. - odlepiając elektrody, przyglądałem się przez chwilę reaktorowi łukowemu, który choć jeden działał jak należy. Pomijając skutki uboczne. Zawsze jest jakieś ,,ale''. Zakładając koszulkę, odetchnąłem z ulgą, chowając wszystko na miejsce. Czeka mnie jeszcze sporo pracy.

- Sir, dzwoni agentka Romanoff. 

- Daj na głośnomówiący. 

- Mam zacząć od złej, czy dobrej wiadomości? - słysząc głos rzeczonej rudowłosej, uśmiechnąłem się pod nosem, grzebiąc przy projekcie. Grunt to robić dobrą minę, do złej gry.

- Zaskocz mnie.  

- A więc, zacznę od dobrej. Właśnie wypisali Rogersa i za parę dni powinien wrócić do triscelionu. 

- Miałaś zacząć od tej dobrej. 

- Przezabawne. Zła natomiast jest taka, że szykuje się przyjęcie powitalne, a paparazzi tylko czekają, aż się zjawisz. Mam nadzieje, że ty razem zachowasz się jak należy i nie będzie kolejnej sensacji. 

- Nigdzie się nie wybieram. Wyślę mu kwiatki, czy coś. 

- Cóż, w takim razie Steve powinien się dowiedzieć, co ostatnio o nim mówiłeś, będąc konkretnie wstawionym. To było słodkie. 

- Czy ty mnie właśnie szantażujesz? - nie kryjąc oburzenia, zamknąłem wyświetlony na panelu projekt. Trauma do końca życia. Cwany, rudy uzurpator. - To miało zostać miedzy nami.

-  W takim razie, będzie nas już troje. 

- Nie cierpię cię. - warknąłem, słysząc śmiech wydobywający się z komunikatora.

-Jeszcze mi za to podziękujesz. Wyśle ci godzinę i adres. Do zobaczenia. - rozłączając się, opadłem bezsilnie na fotelu, zastanawiając się, jak wiele wtedy udało jej się, ze mnie wyciągnąć. Słysząc sygnał wiadomości, odczytałem ją widząc, że przyjęcie odbędzie się za kilka godzin. Świetnie. Lepiej już być nie mogło. Idąc w stronę wyjścia, kierowałem się w stronę łazienki. Miejmy to już za sobą. 

Witam :)

Zapowiedz kolejnej Stark'owej katastrofy? Zobaczymy co z tego wyniknie 3;> Darujcie tak duże opóźnienie, ale nie miałam weny :/  Nat robiąca za swatkę :D Stony zbliża się się wielkimi krokami :'D Pozdrawiam ^^

        

Bad Thoughts ► [STONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz