Kelnerka, waniliowe latte i pułkownik Rhodes, czyli Stark powoli wraca do formy.

2.1K 176 18
                                    

Kolejny odgłos, który raz za razem wydawała wskazówka zegara, rozproszył moją uwagę, kierując ją w stronę zupełnie nie istotnej rzeczy w gabinecie. W tej chwili wszystko wydawało się, zaskakująco interesujące. Chociażby obraz przedstawiający górski szczyt, oraz mężczyznę stojącego na nim, tępo wpatrującego się w dal. Nie żebym kiedykolwiek interesował się sztuką. Nie wywierała na mnie wielkiego wrażenia, a jej rzekomy przekaz, nigdy nie był dla mnie jasny. To jak, szukanie dziury w całym. I marnotrawienie czasu, który właściwie był teraz niezwykle istotny. Biorąc końcówkę ołówka w usta, westchnąłem z niezadowolenia, krytycznie przyglądając się projektowi. Zupełnie nie miałem do tego głowy. A bynajmniej nie dziś. A na dodatek umysł, postanowił zrobić sobie wolne, rozpamiętując urywki ostatnich wydarzeń. Istny zwój irracjonalnych sytuacji, okraszonych komedią i dramatem, wpychających się w twoje jak dotąd udane życie. A zaczynało się tak niepozornie, jakby jedynym problemem była egzystencja w zbyt poukładanym i pozbawionym trosk życiu. Wydaje mi się, że ten natłok nieszczęść, który dosłownie zwalił mi się ostatnio na głowę, był dowodem na to, że angażowanie się, ciągnie za sobą opłakane skutki. A jakby tego było mało, dałem się zaskakująco łatwo podejść, pomimo tego, że starannie pielęgnowałem swoją mentalną barierę, niechęci i dystansu do reszty ludzkości. Zrobiłem się cholernie słaby, a pewien żołnierzyk postanowił wykorzystać sytuacje, wdzierając się w najbardziej odległe zakamarki mojego umysłu. W dodatku nie pytając o pozwolenie. Z drugiej strony jednak możliwe jest, że sam usilnie próbuje usprawiedliwić, swój chwilowy brak pewności siebie. A nie ma nic gorszego, niż utrata pewnej istotnej cząstki swojej osobowości. I nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, co jest głównym powodem, tej mojej nagłej zmiany. 

- Sir, pułkownik Rhodes oczekuje w salonie. - unosząc wzrok znad sterty papierów, odłożyłem ołówek, po czym przeczesałem dłonią włosy, nadając im właściwy kierunek. Jakby takowy posiadały. Zwykle zamierzony efekt, uzyskać można dopiero po solidnej porcji żelu. Gdy wydają się teraz błagać mnie, o odrobinę tego przemyślanego wynalazku, część mnie prycha prześmiewczo dając do zrozumienia, jak bardzo przestałem dbać o swój własny wizerunek. To nie to, że wyglądam jak bezdomny. Bo co do wyglądu, to nie mam na co narzekać. W końcu jako bogaty, a zarazem przystojny miliarder, nie pozostaje mi nic więcej, jak pławić się w luksusie i sławie. A jednak, umyka mi jeden, mały szczegół. A mianowicie, co tak naprawdę mnie uszczęśliwia? 

- Czy tylko praca i sterta kryzysów do rozwiązania, jest jedyną przyczyną naszych spotkań? Co z starym dobrym Tony'm? Wydaje mi się, że zaszył się gdzieś, w tym chodzącym nieszczęściu,  siedzącym za biurkiem. -  niski, a zarazem pogodny ton Rhodes'a, zmusił mnie do niemrawego uniesienia kącików ust. Skurczybyk zawsze zjawiał się, w nieodpowiednich momentach. Jednak jest jedną z niewielu osób, które jestem skory wpuścić, do tego gabinetu, będącego moim centrum intelektualnej zadumy.

- Myślę, że ,,nieszczęście'' znów przeobrazi się w boga seksu, dopiero po spożyciu solidnej porcji kofeiny. - mówiąc to, przeciągnąłem się leniwie na krześle, przy czym mojej uwadze, nie umknęło ciche parsknięcie, dochodzące od stojącego przede mną niedowiarka. Owszem przyznaje, że ostatnio zaniedbałem kilka spraw, chociażby takich jak wyjścia z przyjaciółmi. Jednak nadal uważam, że ten fragment mojego dawnego życia, został brutalnie wydarty z obecnej niezbyt kolorowej rzeczywistości. Jednak jestem niemal pewny, że nie ma takiej rzeczy, której nie byłbym w stanie naprawić. W końcu jestem mechanikiem. A może raczej kimś więcej?

- A więc, na co jeszcze czekamy? - odparł natychmiastowo, jakby obawiając się jakiegoś sprytnego wykrętu z mojej strony. Jednak zważając na fakt, że ostatnio cierpię na bezsenność, kawa wydaje się zbawienna, jeśli chodzi o przetrwanie dzisiejszego dnia. Więc nic nie stoi na przeszkodzie, w zrobieniu sobie chwili przerwy.  

***

Spokojny rytm wydobywający się z głośnika, przymocowanego do górnego rogu sali, przynosił mi na myśl jeden z tych kiczowatych kawałków, puszczanych co chwilę w radiu. Jakby słowa ,, nie ważne co, byle by grało'' było motywem przewodnim tej rozgłośni. Przesuwając delikatnie piankowy kubek, raz w lewo, raz w prawo, zdawałem się całkowicie pochłonięty tą dziecinną igraszką, nie zdając sobie sprawy, że najprawdopodobniej w moim kierunku właśnie padło jakieś istotne pytanie. Unosząc wzrok w stronę rozmówcy, powitało mnie lekko poirytowane spojrzenie.

- Tony czas najwyższy, abyś bardziej zainteresował się firmą. Odkąd jesteś mścicielem..

- Nie jestem. Już nie. - wchodząc mu w słowo, powędrowałem wzrokiem w kierunku kelnerki stojącej przy ladzie, po mojej prawej stronie. Lustrując ją spojrzeniem, zostałem przywołany do porządku, jednym konkretnym chrząknięciem. Rhodes unosząc brew, pokręcił niedowierzająco głową, biorąc łyk jego ulubionej waniliowej latte. Litości. 

- Zjedzą cie żywcem, Tony. Zarząd tylko czeka, aż się potkniesz. - mówiąc to, wyglądał na szczerze zmartwionego tą sytuacją. Jednak ja nie podzielałem jego obaw, wiedząc, że jakikolwiek przejaw buntu, zakończy się ubytkami w ich szeregach. Co zresztą powinno nastąpić już dawno. Nikomu już nie można do końca zaufać. 

- Bez obaw dziobaku, znasz mnie na tyle, że powinieneś wiedzieć, iż nie tak łatwo mnie przepędzić. Skąd ten brak wiary? - również biorąc łyk, tyle, że intensywnie czarnej kawy, posłałem mu cwaniacki uśmieszek. Wywołując tym samym, długo skrywane poirytowanie, kłębiące się w nim, odkąd przekroczyliśmy próg tego przybytku. 

- To nie kwestia braku wiary, a raczej faktu, jakim jest to, że większość czasu spędzasz, urywając się z pracy i lecąc do Rogers'a. - słysząc to, drgnąłem posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Ten jednak niewzruszony, dalej tkwił przy swoim absurdalnym stwierdzeniu. Mimo wszystko jednak, nie miałem zamiaru prowokować kłótni. Co swoją drogą, jest dziwne. Nawet skłoniłbym się, do dodania słowa ,,bardzo''. 

- Projekt oddam na czas, bez obaw. I jeśli... - słysząc dzwonek telefonu, przerwałem, odbierając połączenie. Po krótkiej rozmowie rozłączyłem się, dając do zrozumienia, że to już koniec mojej upragnionej przerywy. - Jeśli ktoś ma jakieś zastrzeżenia, to wiedzą gdzie mnie znaleźć. A teraz wybacz, obowiązki wzywają. - widząc jak omal nie udławił się swoim latte, posłałem mu całusa wiedząc ja bardzo tego nie cierpi. Zgarniając po drodze marynarkę, wyciągnąłem banknot, wkładając go za pas fartucha, upatrzonej wcześniej kelnerki. Po zapłaceniu rachunku, skierowałem się w stronę wyjścia. Wcale nie byłem zdziwiony jego reakcją. Bo do niedawna, słowo ,,obowiązek'', nie przeszło by mi przez gardło. Być może, miał trochę racji. Możliwe, że zbyt wiele czasu spędzam w towarzystwie Rogers'a. Tak czy inaczej, pewne rzeczy pozostaną niezmienne. Zakładają okulary przeciwsłoneczne, zadowolony wyszedłem na zewnątrz, przelotnie zerkając przez szybę, na zaczerwienioną i pozytywnie zaskoczoną, twarz wspominanej już wcześniej kelnerki. 


Witam :D

Ten również trochę dłuższy, jednak było warto, dla opisania Starka w swoim żywiole :D Do kolejnego ! ;) Pozdrawiam <3 


Bad Thoughts ► [STONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz