75. Ja jestem Gruby Tim

9 1 0
                                        

Zakryłem usta dłonią, mimo, że w sumie nie wiedziałem co to borderline, a zaburzenia lękowe brzmiały tak odlegle. Nie wiedziałem z czym to się je.

- A co to borderline? - zapytałem cicho.

- To też takie zaburzenia osobowości. Wiesz zmiany nastroju, chęć trzymania kogoś przy sobie. Często łączy się właśnie z depresją czy zaburzeniami odżywiania - przyznam, że kopara mi opadła. Nie spodziewałem się, że chłopak może znać takie słowa, a raczej takie choroby.

- Co ja mam teraz zrobić? - spytałem, na koniec załamał mi się głos. Ja już totalnie nie wiedziałem co robić. Co jak ona nie będzie chciała iść do lekarza? Albo nie wiem, nie wytrzyma. Co jak ona właśnie w tym momencie robi jakąś głupotę.

- Zabierz ją do psychologa - rzekł jakby to była największa oczywistość na świecie - koniecznie i to szybko.

Od razy pokiwałem głową, energicznie. Zbyt energicznie.

Mimo tej trudnej sytuacji, chłopcy zaśmiali się, ja zaraz po nich. I wtedy stało się coś, czego sam się nie spodziewałem. Wybuchnąłem głośnym płaczem. Tak po prostu, to już nie były zwykłe łzy sciekające po policzkach. Ja ryczałem, beczałem jak dziecko. I po raz drugi stało się coś, tak bardzo niespodziewanego. Całą trójka mnie przytuliła. Płakałem coraz bardziej, ale i się śmiałem. Dzięki nim, poczułem wsparcie. Że to ja nie jestem sam, a nie, że ja nie jestem sam z sytuacją z Lynn. Oddałem gest jak tylko mogłem.

- Dziękuję wam - załkałem. Czułem się strasznie, to zawsze ja innym pomagałem w takich sytuacjach, a nie mi. Ja daję sobie radę sam. Sam, bez nikogo, bo ja nie potrzebuje tego. Nie potrzebuję żadnego wsparcia. To ja muszę być wsparciem dla Lynn, no i mimo wszystko dla mamy. Dla dwóch najważniejszych kobiet w moim życiu. Chce znowu Maurica, chce żeby było między nami jak dawniej. Bez niego też nie chcę żyć. Nie potrzebuję innych przyjaciół, znajomych. Potrzebuje tylko blondyna, tego gapowatego blondyna. Potrzebuje tylko Lynn, żadnej innej koleżanki, przyjaciółki czy dziewczyny. Nie chcę nigdy żadnej innej. Tylko ją. Nagle się ode mnie odkleili.

- W ogóle to nie przedstawiliśmy się. Ja jestem Jessie - powiedział uśmiechnięty nizołek.

- Ja jestem Gruby Tim - ten gej posłał mi zawadiacki uśmiech. Doskonale wiedziałem, że to żart i cicho zachichotałem, mimo mojej czkawki od płaczu.

- A ja jestem Adian - uśmiechnął się ten brunet. Odwzajemniłem gest.

- Ja jestem Aaron, bardzo wam dziękuję, ale chyba teraz muszę iść porozmawiać z Lynn - powiedziałem poważnie.

- Jasne, jakbyś chciał z nami jeszcze pogadać, masz tutaj mó...- nagle przed niziołka wepchnął się Gruby Tim.

- Tutaj masz mój ptysiu, jak by coś to dzwoń - wykonał charakterystyczny jest dłonią. Wiedziałem, że robi to tylko żeby poprawić mi humor. Co muszę przyznać szczerze, udawało mu się. Pokiwałem gest i pomachałem im na pożegnanie. Puściłem się biegiem. W sumie nie wiem gdzie, ale w stronę, gdzie wydawało mi się, że mieszka Lynn. Nie miałem czasu na jakieś cholerne autobusy. Mimo, że wiedziałem, że busem będzie szybciej, to czułem, że nie mogę sobie na to pozwolić. Cały czas biegłem, tak szybko jak tylko mogłem. Nie czułem zmęczenia, wyczerpania. Czułem tylko ogromny przymus bycia już tam. Zaraz, nie. To nie był przymus. Ja chciałem tam być. Od razu, bez żadnego czekania. Byłem już na jej osiedlu. Dopiero poczułem jak bardzo bolą mnie nogi i, że jestem bliski omdlenia. Zatrzymałem się tuż pod jej  klatką, nie miałem siły. Musiałem się na chwilę położyć, a teraz brudna ziemia, na dodatek ze śniegiem nie była przeszkodą. Wstałem po kilku minutach. Może kilkunastu. Sam nie byłem pewien. Nie rozumiałem co się wokół dzieje. Leniwie wstałem i odzyskałem świadomość swoich czynów i myśli. Rzuciłem się na domofon. Chwilę później usłyszałem słodki głos mojej blondyneczki. Otworzyła mi drzwi. Od razu pobiegłem na górę.

- Cześć - posłała mi miły uśmiech. Od razu go odwzajemniłem. Przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w szczelnym uścisku. - Co się stało?

Spytała ze śmiechem.

- Musimy porozmawiać - starałem się żeby mój głos był opanowany, ale stanowczy. Zdecydowanie mi to nie wyszło. Przerażona przepuściła mnie w drzwiach. Zdjąłem buty, kurtkę i otrzepałem resztki, jeszcze nieroztopionego śniegu ze spodni. 

- Co się dzieje? - mruknęła, kiedy już usiedliśmy na jej łóżku. Przyciągnąłem ją do siebie, tak żeby leżała mi na kolanach i opierała się o mój tors. Chwyciłem naszyjnik który ozdabiał jej szyję i obojczyki. Obracałem w palcach cudowny medalik, który Lynn nosiła zawsze na szyi. No dobrze, chodziło mi o samą szyję, a medalik akurat tam wisiał.
I przeszkadzał.

Cmoknąłem ją jeszcze w nos, cicho zachichotała na ten gest. Spoważniałem.

- Potrzebujesz pomocy Lynn - zacząłem.

- Jakiej pomocy? - zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.

- Psychologa - mruknąłem. Zerwała się ze mnie i usiadła normalnie. - Po prostu widzę, że coś bardzo złego się dzieje słoneczko. A na nie mogę na to patrzeć. Po prostu nie mogę. Boli mnie serce za każdym razem jak widzę, że cierpisz. A nienawidzę tego. Nienawidzę tego tak bardzo, jak niczego innego na tym świecie. Chcę, żeby ta Pani, albo Pan zajęli się Tobą. Chcę żeby sprawili, że zawsze będziesz szczęśliwa, że nie będziesz czuła tego co teraz. A ja chcę w tym uczestniczyć, chcę być przy tobie, kiedy znowu będziesz miała trudniejsze chwilę, ataki paniki. Chcę być przy tym, żeby Cię wesprzeć, żebyś nie musiała radzić sobie z tym sama. Chcę być przy tobie.

Ze szklistych oczu dziewczyny wypłynęły łzy. Otarłem je kciukiem. Składałem małe pocałunki na jej całej twarzy, skrawek po skrawku.

- Dziękuję - wyszeptała i oparła swoje czoło o moje.

DiscombobulateWhere stories live. Discover now