Krople deszczu spływały mi po policzkach, a w butach chlupała woda. Zirytowany wszedłem do autobusu i usiadłem przy oknie. Tak się dzieje kiedy rodzice zabiorą ci kluczyki do auta, bo zawaliłeś matmę. Kończysz poruszając się środkami komunikacji miejskiej, w dodatku cały przemoczony. Całą drogę przyglądałem się kroplom deszczu uderzającym o szybę. Moje rozmyślania przerwał głos przyjaciela.
- Siema stary - przybiłem piątkę z blondynem. Chłopak usiadł obok mnie, po czym zdjął czapkę.
- Co tam? - rzuciłem od niechcenia.
- Jakoś leci, idę dzisiaj do Lieke, jej rodzice gdzieś pojechali - Maurice zawadiacko się uśmiechnął.
- I co? Liczysz na coś więcej? - zaśmiałem się z powątpiewaniem i założyłem ręce na piersi.
- Wątpisz we mnie? - chłopak uniósł jedną brew i wyzywająco się uśmiechnął.
- Skądże - uniosłem ręce w obronnym geście. Blondyn pokręcił głową z udawaną dezaprobatą. Więcej już się do siebie nie odzywaliśmy.
Po wyjściu z autobusu ruszyliśmy w stronę najbardziej znienawidzonego miejsca przez nastolatków - szkoły. Włożyłem ręce do kieszeni i pogrążyłem się w swoich myślach. Słowa przyjaciela mnie jakby omijały. Przy wejściu złapała nas Lieke i rzuciła się na Maurica. Chłopak przyciągnął ją do siebie i czule pocałował. Przewróciłem oczami na ten widok i odwróciłem się do nich bokiem. Para chyba nie planowała przestać, więc po prostu odszedłem. Moje zirytowanie było coraz większe. Każde krzywe spojrzenie czy głośniejszy oddech sprawiał, że miałem ochotę zacząć krzyczeć, bądź po prostu uderzyć tę osobę. Nagle poczułem, że uderzam kogoś ramieniem. Dziewczyna poleciała na ziemię.
- Sorry, Lynn - cicho burknąłem, by tylko na nią nie nakrzyczeć.
- Następnym razem bardziej patrz pod nogi - zaśmiała się i wstała otrzepując spodnie. Przewróciłem oczami i wyminąłem dziewczynę. Nie znałem jej zbyt dobrze, wiem, że blondynka była najlepszą przyjaciółką Lieke. Nasze kontakty ograniczały się do " cześć " na szkolnym korytarzu. Wydawała się być trochę dziwna, zdecydowanie zbyt szybko zmieniał jej się nastrój. Moje rozmyślania na temat dziewczyny przerwał dzwonek, ruszyłem w stronę sali matematycznej. Po wejściu do klasy zająłem miejsce obok Lucasa.
- Siema - mruknął zaspany. Posłałem mu tylko krzywy uśmiech. Nie miałem ochoty na rozmowę z nim. Nie żeby coś, ale od kiedy znalazł sobie nową dziewczynę zrobił się strasznie wkurzająco - tajemniczy. I to nie tylko moje zdanie.
- Wyjmujcie zeszyty z pracą domową! Zaraz od kogoś wezmę i sprawdzę na ocenę - głos nauczycielki rozniósł się echem po mojej czaszce. Mógłybm przysiąc, że się na mnie spojrzała. Szybko odwróciłem się do tyłu.
- Macie pracę domową? - spojrzałem z błaganiem na dziewczyny.
- Ta, masz. Tylko szybko - Zabrałem zeszyt od Roos i zacząłem spisywać.
- A ty znowu nie masz? - Lucas spojrzał na mnie z niedowierzaniem - chłopie co się z tobą dzieje? I tak masz same jedynki.
- Możesz dać mi łaskawie spokój? - warknąłem nie przerywając pisania. Chwilę późnej oddałem dziewczynie zeszyt. Szatynka posłała mi zgryźliwy uśmiech, odwdzięczyłem jej się tym samym.
Siedziałem na stołówce razem z Mauricem, Lucasem i Thijsem. Oparłem policzek na ręce i zacząłem się bawić makaronem, wyjątkowo nie byłem głodny. Nagle poczułem jak stolik się delikatnie przechyla pod wpływem czyjegoś ciężaru. Uniosłem wzrok, między Mauricem, a Thijsem usiadła Lieke z Lynn, uprzednio opierając się o blat. Rudowłosa przywitała się ze swoim chłopakiem krótkim pocałunkiem w usta. Kątem oka spojrzałem na jej towarzyszkę. Blond włosy opadały jej na jedno ramię, a niebieskie oczy były wyjątkowo smutne. Nie było w nich tych radosnych ogników, które widziałem rano. No mówiłem, niestabilna emocjonalnie.
Wróciłem wzrokiem do mojego posiłku, wszyscy się śmiali i z czegoś żartowali. Nie miałem ochoty włączać się do rozmowy, dzisiaj byłem wyjątkowo podirytowany, tylko bym się z kimś pokłócił bez żadnego powodu.
- A ty co taki naburmuszony? - spojrzałem na Maurica.
- Taka pogoda - w sumie to po części prawda. Pogoda bardzo mocno oddziaływała na mój nastrój.
- Uhum - chłopak pokiwał głową z udawanym zrozumieniem. Więcej się nie wtrącali w mój dzisiejszy humor, ani nie próbowali zmuszać mnie do rozmowy. Co jak co, ale za to byłem im wyjątkowo wdzięczny. Kiedy uniosłem wzrok, zauważyłem, że blondynka przygląda mi się z wyjątkowym zaciekawieniem. Kiedy uświadomiła sobie, że zdałem sobie z tego sprawę, utkwiła swój wzrok w talerzu z niedojedzonym spaghetti. Uśmiechnąłem się sam do siebie i skończyłem jeść mój makaron. Po chwili wstałem i poszedłem odnieść pusty talerz. Wróciłem do przyjaciół i zabrałem mój plecak, oni też się już zbierali. Za niecałe dwie minuty miał być dzwonek. Po chwili dogonił mnie Maurice, Lieke i Lynn.
- Siema - blondyn próbował zwrócić moją uwagę - idziemy jutro do jakiegoś muzeum, mamy przynieść hajs.
- Co? - mruknąłem zdezorientowany.
- No, Pani Visser mówiła, ale wyszedłeś już z klasy i nie usłyszałeś - chłopak wydawał się być rozbawiony moim dzisiejszym roztargnieniem - i mamy skrócone lekcje, a właściwie to w ogóle ich nie mamy, bo spotykamy się o dziewiątej przy szkole, a do domów możemy iść o dwunastej około.
- A, no to fajnie - przeczesałem dłonią włosy.
Ostatnie dwie lekcje minęły wyjątkowo szybko. Szybkim krokiem szedłem do wyjścia przy okazji wpadając na co drugą osobę. Boże, jak oni łażą? Na moje szczęście już nie padało, bo ostatni deszcz moje buty poczuły, aż zbyt dosadnie. skierowałem się w stronę przystanku autobusowego, dzisiaj wyjątkowo sam, bo Maurice poszedł do Lieke. Wolę nie wiedzieć co tam będą robić.
Rzuciłem kurtkę na wieszak, a nadal mokre adidasy zostawiłem przy samych drzwiach. szybkim krokiem pobiegłem na górę do swojego pokoju. Od razu po przekroczeniu jego progu położyłem plecak w kącie, a sam rzuciłem się na łóżko. Włożyłem do uszu słuchawki i odpłynąłem myślami gdzieś bardzo daleko.
YOU ARE READING
Discombobulate
RomanceWzbudza niepokój, wprawia w osłupienie. Rzuca nam kłody pod nogi, potykamy się o nie. Stawia na naszej drodze demony chcące wyssać z niej wszelkie uczucia, wpadamy na nie, biegniemy dalej. Rozdzielamy się, wracamy do siebie.
