Rozdział IV - Angelina

61 11 2
                                    

17.04.1874r.

Potrzebowałam gdzieś się podziać na większość nocy, więc udałam się do saloonu Scotta. Miałam tyle dolarówek, że spokojnie starczyłoby mi na noc w gospodzie.

Był wieczór, więc saloon był pełen ludzi. Nie odbywały się tu takie ,,rzezie", jak u Bradleya, ale mimo to było niebezpiecznie.

Scott, ku mojej uciesze, stał akurat przy ladzie i dyskutował ze swym indiańskim pomocnikiem, którego imienia nadal nie znałam. Podeszłam do nich niepewnie, a gdy ich oczy zwróciły się na mnie, wydukałam mrukliwe powitanie.

- Witaj, Angelino. Co cię tu sprowadza?

Patrzyłam na niego chwilę pustym wzrokiem. Po prostu, ot tak. Gapiłam się na jego zmarszczki na czole, bruzdę po prawej stronie ust, spoconą, pulchną buzię i lekko zarysowane fałdy na szyi. Gospodarz wydawał się wyraźnie zakłopotany – potarł ręką kark i utkwił wzrok w butach. To niekulturalne się gapić, ale co mi tam. Jutro już mnie tu nie będzie. Pojadę gdzieś i zacznę nowe życie. Oni wszyscy nawet nie wiedzą co planuję. Mogę być niegrzeczna. Mogę być wariatką. Pozbawioną kultury wariatką. Może nawet... Nie, nie... to przesada, ale mogę. Ważne, że od dzisiaj mogę.

- Angelino? – gospodarz był już buraczano czerwony. Nie mam pojęcia co sobie myślał, ale jak na złość na moje wargi wpełzł szczery, pełny uśmiech.

- Potrzebuję pokoju na jedną noc. – powiedziałam w końcu z entuzjazmem.

- Co się stało, Angelino? – spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.

Coś mnie naszło. Tak po prostu. Nachyliłam się do twarzy Scotta, cały czas nie odrywając od niego spojrzenia i wyszeptałam:

- Uciekam z domu. 



////

Drogi czytelniku!

To amatorska książka, ale staram się by była jak najlepsza. Jeśli masz czas i ochotę to możesz mi pomóc i skomentować moje opowiadania. Bardzo mi to ułatwi dalsze pisanie.

Z góry dziękuję. 

Czekam w Fir ValleyWhere stories live. Discover now