D.Tande/A.Fannemel

622 66 8
                                    

- Doskonale wiesz, że nic mi nie jest - mruknął chwilę po tym, gdy wsiadł do auta, a raczej gdy został zmuszony, by to zrobić.
- To idiotyzm. Strata czasu.

- Ach, no zapomniałabym. Przypomnij mi proszę, co robiłbyś przez następne kilka godzin? Siedziałbyś zamknięty na górze, czy ćwiczył do nocy w piwnicy?

- Ida, to nie jest twoja sprawa - syknął, wbijając wzrok w okno - Masz swoje życie, więc nie interesuj się moim.

- Pozwolisz, że tak napomknę o tym, że jestem twoją siostrą, kocham cię i się o ciebie martwię. - zacisnęła dłonie na kierownicy, chwilę po tym jak zapięła pas i opuściła podjazd.

- Jak chcesz matkować, to zrób sobie dziecko.

Westchnęła i skupiła się na drodze. Była przyzwyczajona, to nie pierwszy raz, gdy brat był taki wobec niej.
Gdy tylko starała się z nim porozmawiać i dowiedzieć się, co złego się z nim dzieje, ten od razu zaczynał pluć jadem, jakby był to jego mechanizm obronny.

- Pomogą ci, pomagają tam ludziom...

- Takim jak ja? No dalej, śmiało, powiedz to. No jakim? Chorym? Psychicznym?

-...z problemem, Daniel. Z problemem.

- Ja nie mam absolutnie żadnego problemu, cały czas tylko ty i mama coś mi wmawiacie.

- Ona też się o ciebie martwi.

- Czy wy nie macie na głowie nic ważniejszego?!

Cała droga do kliniki przebiegła w podobnej atmosferze. Daniel buntował się, a siostra mimo wszystko nadal była opanowana, spokojna, pełna empatii. Martwiła się o niego, kochała go. Liczyła też, że uda się mu pomóc i że wróci jej brat. Jej Daniel.

- Ufam Ci i wierzę, że pójdziesz tam i chociaż spróbujesz podjąć leczenie.

Daniel westchnął.
Dużo ostatnio wymiotował, gardło nieźle go bolało a krzyki nie polepszały sprawy. Trochę też się zmęczył. Ostatnimi czasy byle wysiłek wysysał z niego energię.

- Jest sens kolejny raz powtórzyć, że jestem zdrowy?

- Po prostu nie każ mi prowadzić cię tam za rękę. Ufam Ci.

Pocałowała go w policzek. - Przyjadę po ciebie za dwie godziny, zadzwoń, gdy coś ulegnie zmianie.

Blondyn mruknął coś jedynie pod nosem i wysiadł z samochodu. Wszedł do środka budynku i ścisnął w dłoni karteczkę z numerem drzwi i nazwiskiem, o jakie w nagłym wypadku miał pytać.

Gdy odnalazł salę i wszedł do środka, zdziwił się nieco. Pomieszczenie było duże i jasne, na jego środku ustawione w kręgu były krzesła. Większość z nich była już zajęta, lecz kilka nadal stało pustych.

Daniel w myślach przeklął siostrę.
W co ona do cholery go wpakowała? W głowie miał obraz jakiś szybkich badań i rozmowy z psychologiem, a nie branie udziału w jakimś pseudokółku wzajemnej adoracji. Co to w ogóle za cyrk?

Lecz niestety, ostatnia szansa na ucieczkę zniknęła w momencie, gdy do środka wszedł mężczyzna w białym fartuchu, z notesem. Zaraz po przekroczeniu progu zdjął jednak odzienie i usiadł na jednym z miejsc, dając Danielowi wzrokiem znak, by nie krępował się i usiadł. Tak też uczynił, nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji.

- Witam was, moi drodzy - doktor zabrał głos - Jest mi bardzo miło widzieć was tutaj, jak i cieszę się, że mogę powitać nowe twarze. Nazywam się Kris Vikkerusg i jestem tu, aby wam pomóc.

Daniel z trudem powstrzymał się od przewrócenia oczami. Jak w jakimś gównianym serialu o nastolatkach. Że niby ma tu siedzieć jeszcze przez dwie godziny? Nie ma opcji!

Tak jak się spodziewał, z początku wszyscy się przedstawili i w skrócie opowiedzieli coś o sobie, później głos zabrał mentor (tak, jak doktor nazwał siebie w jakiejś dwunastej minucie swojego motywacyjnego monologu) a potem, tak jak ponoć co tydzień, nastał czas na ważenie.

Daniel stwierdził, że jak na pierwszy raz to zdecydowanie za dużo, i pod pretekstem ważnego telefonu, z komórką przy uchu opuścił salę.

Za najbezpieczniejszą kryjówkę uznał łazienkę. Tam też się udał.

W środku jednak nie był sam. Słysząc hałas, brzmiący jak trzask plastiku, stanął za ścianą, odgradzającą umywalki od toalet. Lekko przybliżył głowę do progu wejścia, tak, że w odbiciu luster bez trudu dostrzegł niską postać, która gorączkowo napełniała i opróżniała butelki, pijąc wodę z kranu.

W przerwach między łykami słychać było ciężkie oddechy. Ciekawe ile butelek już za nim, no i cholera, po co to robi? Można być aż tak spragnionym?

W ten telefon Daniela niefortunnie wyślizgnął się z kieszeni i upadł na kafelki, robiąc hałas.

Postać prędko się odwróciła, wypuszczając z rąk butelkę.

Tande ze wstydem spojrzał na niego z dołu, zbierając swoją komórkę.

- Ja...przepraszam. Nie przejmuj się mną, nie chciałem Ci przeszkadzać.

Twarz chłopaka była niezdrowo szczupła i blada, w dodatku mokra od wody, co ukazywało, z jaką łapczywością pił. Jasne włosy spoczywały w nieładzie, chudy nos był zaczerwieniony a oczy okalały ciemne półksiężyce.

- Masz coś ciężkiego?

Daniel zdziwiony pytaniem zamrugał kilkakrotnie.

- Nie patrz tak, zaraz zaczną mnie szukać. Będę miał problemy, jeżeli zobaczą, że znów schudłem.

Chwilę później znów napełnił butelkę i do połowy wypił ją duszkiem, drugą męcząc już z bólem.

- Więcej nie dam rady, to już dwunasta butelka. Człowiek ponoć po dziesiątej powinien już być martwy, ciekawe.

Daniel wstał i podszedł do niego, wyciągając z kieszeni telefon i powerbanka.

- Mam tylko to. Dałbym Ci buty, ale zapewne trzeba je zdejmować, prawda?

- Można zostać tylko w spodniach i podkoszulku, za niedługo każą nam stawać nago, kretyni - mruknął gorączkowo, prędko odbierając rzeczy z rąk blondyna i wsuwając je sobie za pasek spodni.

- W porządku? - Daniel zapytał niepewnie. Ten chłopak wyglądał na prawdę kiepsko, gorzej niż on sam, gdy jeszcze rano odważył się spojrzeć w lustro.

- Tak, w porządku - poprawił bluzę i koszulkę, ocierając twarz - Jak masz na imię? Znajdę cię i za chwilę oddam rzeczy.

- Daniel - odparł, nadal będąc w lekkim szoku - Ale chyba wychodzi na to, że oboje musimy udać się na to ważenie. Jesteś od doktora Vikkerusga?

- Tego pajaca, co każe nazywać się mentorem? - powiedział z grymasem, gdy zaczął iść w stronę drzwi. Wyglądał na na prawdę ociężałego przez ilość wody, jaką wypił - Tak, przywożą mnie tu już chyba piąty rok.

- Za każdym razem pijesz tyle wody?

- Tylko w dniu ważenia, potem przez dwa dni biegam do łazienki.

- Aż tak źle?

- Mam do wyboru to albo zakład zamknięty, jak myślisz która opcja podoba mi się bardziej?

Daniel spuścił wzrok. Poczuł się dziwnie. Poczuł się...źle? Było mu wstyd? Czy aby na pewno nie wygląda tak jak ten chłopak? Czy aby na pewno nie jest chory na...
Nie, nie, nie ma takiej opcji. Jeszcze nigdy nie nazwał tego po imieniu i za niego też nikt tego nie zrobił. Nie miał zamiaru tego zmieniać. Nie. Nie i kropka. Nie. Nie był chory.

Chwilę później zatrzymali się przed salą.

- Nie dygaj, mam to wszystko ogarnięte. Czarowanie ich to moja specjalność - uśmiechnął się do niego słabo.

- Jestem Anders, mam anoreksję. A ty?

(...)

_____________
Jeżeli przez katar mam dyg do pisania shotow, to powinnam go mieć cały czas
Pewnie jutro jak zejdzie mi gorączka stwierdzę, że to jest kiepskie i to usunę, także korzystajcie póki jest

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 04, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

hymn for the winterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz