André

644 87 1
                                    

Siedzisz przy stole, kolejny raz strzelając gumką o nadgarstek.
Czujesz te wszystkie piękne zapachy, chłoniesz je, delektujesz się nimi.
Myślisz o tym, jak cudownie te czekoladowe pralinki musiałyby rozpuszczać się na języku, jak niebiańsko aksamitny jest sernik stojący nieopodal, jaki fantastyczny za kilka chwil będzie kurczak, który przygotowuje się w piekarniku, by podbić kolację.
Przygryzasz wargę, ponownie ciągnąc za gumkę.
Uśmiechasz się grzecznie i uprzejmie odmawiasz, gdy babcia proponuje ci babeczkę z karmelem.
Karmel, twój największy afrodyzjak, miłość, za którą mógłbyś umrzeć.
Walczysz sam ze sobą, by nie rzucić się na to wszystko, co stoi przed tobą, piętrząc się, mącąc w głowie, kusząc.
Nalewasz sobie szklankę wody, wypijasz ją duszkiem.
Nalewasz kolejną, jeszcze jedną i następną.
Głód przez chwilę zostaje oszukany, zwyciężasz. Uśmiechasz się sam do siebie, będąc dumnym.
Lecz to tylko chwilowy triumf.
Mama zajęta rozmową z ciocią, w rozpędzie nakłada ci sałatki z kurczakiem i majonezem.
Czujesz, jak robi ci się słabo, gdy szacujesz zawartość kalorii będącą przed tobą.
Lecz nie panikujesz, jesteś ekspertem.
Doskonale wiesz, co robić.
Nawiązujesz rozmowę z osobami, które siedzą najbliżej ciebie, śmiejesz się, opowiadasz. Gdy ci, przejęci konwersacją i jedzeniem nie zwracają uwagi na twoje poczynania, prędko odkładasz zawartość swojego talerza z powrotem do miski. Rozsmarowujesz po nim jedynie sos, tak by było wyraźnie widoczne, że zjadłeś.
Uśmiechasz się, gdy nikt nie zauważa twojego przekrętu.
Brawo, Daniel, jesteś świetny.
Gdy dziadek proponuje, byś zjadł jeszcze, ty wstajesz, klepiąc się po brzuchu. Oferujesz, że wyprowadzisz psa na spacer, na co domownicy tylko machają ręką, zajęci swoimi sprawami.
Ubierasz sportowe buty, naciągasz kaptur, bierzesz słuchawki i psa, opuszczając dom i biegnąc w stronę lasu. W prawdzie dżinsy i koszula nie są najlepszym strojem, ale nie miałeś możliwości, by się przebrać.
Musisz spalić dziś to, co zjadłeś do południa, czyli owsiankę i dwa jabłka.
Pół godziny biegu wydłużasz do godziny, chcąc mieć pewność, że pozbyłeś się wszystkiego.
Gdy się ściemnia, wracasz do domu, na stole króluje kolacja. Chcesz się wycofać, lecz niestety, zauważa cię siostra. Wracasz do stołu, zaciskasz zęby. Twój ubrudzony talerz został zabrany, cholera, co teraz?
No tak, jasne, kolejna porcja aktorzenia.
Udajesz grymas, łapiesz się za brzuch, mówisz, że okropnie boli i że lepiej będzie, jeżeli wypijesz tylko rumianek.
Babcia załamuje ręce, mówiąc, że to zapewne przez to, jak mało jesz.
Że nic już z ciebie nie zostało, że jesteś jak chucherko, że tylko patrzeć, aż ktoś w ciebie dmuchnie i się złamiesz.
I nagle wzrok wszystkich kieruje się na tobie.
Główny temat rodzinnych spotkań, "Daniel i te jego głupie wymysły odnośnie odżywiania".
"Po co to komu?"
"Powinieneś mieć mięśnie a nie się odchudzać, co ty, baba jesteś?"
"Jesteś jak szkapa, weźże coś zjedz!"
"Daniel, co ty wyprawiasz?"
Silisz się na uśmiech, starasz obrócić wszystko w żart.
Twój nadgarstek staje się siny, gdy kolejny raz strzelasz w niego gumką.
A potem płaczesz.
Lądujesz w łóżku, ściskasz poduszkę i płaczesz.

"Dlaczego wszyscy mnie okłamują?
Przecież widzę, jak wyglądam!"

Tak, widzisz.

W twoich oczach jesteś tym grubym nastolatkiem z gimnazjum, w pryszczach, okularach i z aparatem.

W twoich oczach jesteś dzieciakiem, z którego wszyscy drwią i szydzą.

W twoich oczach jesteś kimś, kim już dawno przestałeś być.

(...)

hymn for the winterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz