VI

1.1K 93 66
                                    

Louis poczuł nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. Ostatnie czego się spodziewał to zastać Harry'ego w ramionach młodej kobiety. Dziewczyna była wysoka, a długie blond włosy opadały kaskadami na jej odkryte plecy. Wyglądała jak spod igły. Figura bez skazy. Szara koronkowa sukienka podkreślała jej pełne kształty. Louis w swoim ulubionym wełnianym swetrze i prostych dżinsach wyglądał przy niej jak bezdomny. Gdy zobaczyła Louisa zachichotała i wyrwała się z objęć Stylesa.

- Harry, mamy gościa! - zawołała, a Harry spojrzał w stronę drzwi i zamarł. Nie spodziewał się, że w drzwiach pojawi się Louis, który wyglądał jakby ktoś dał mu w twarz. W jego błękitnych oczach tlił się głęboki zawód. Harry natychmiast odskoczył od kobiety, ale nie na wiele się to zdało. Tomlinson próbował się uśmiechnąć, ale bardziej wyglądało to na grymas bólu.

- Ja tylko na chwilę, zapomniałem oddać panu Stylesowi zapasowych kluczy. Nie będę już przeszkadzać. - odpowiedział cicho, po czym rzucił klucze na biurko i wystrzelił z pomieszczenia jak z procy.

*

Harry próbował skontaktować się z Louisem przez resztę niedzielnego popołudnia i wieczoru. Cały czas miał przed oczami wyraz twarzy dwudziestoczterolatka. Najchętniej rzuciłby wszystko w cholerę i pojechał do niego, ale rozsądek podpowiadał mu, że to nie najlepszy pomysł. Nie chciał zostawić Marcel's w rękach pracowników już drugiego dnia po otwarciu, zresztą jako drugi kierownik sali nie mógł sobie na to pozwolić. Kilkukrotnie dzwonił do Tomlinsona, ale ten ignorował lub odrzuca połączenia. Nagrał się też cztery razy na pocztę głosową, ale w końcu zrozumiał, że jest to bezcelowe. Styles miał ochotę rzucić telefonem o ścianę. Że też Louis musiał wejść akurat wtedy, gdy była tu Mia! Harry chciał się jak najszybciej wytłumaczyć, ale czas jakby sprzysiągł się przeciwko niemu i wlókł się strasznie wolno. Tuż przed zamknięciem postanowił jeszcze raz zadzwonić, ale zanim zdołał wybrać numer, jego telefon zaczął wibrować. Ku jego zaskoczeniu i uldze był to Louis.

- Halo, Louis?! Proszę, wysłuchaj mnie... - powiedział szybko bojąc się, że Tomlinson się rozmyśli i rozłączy. Po drugiej stronie usłyszał ciche westchnięcie.

- Jeśli chcesz porozmawiać, przyjedź do Roztańczonych Parasolek. - głos Louisa był wyprany z emocji. Harry czuł się jak ostatni drań, ale zaczął zbierać swoje rzeczy z biurka.

- Będę niebawem.

*

Bar nie był zatłoczony, co ucieszyło Stylesa. To oznaczało, że na spokojnie i bez świadków mógł wyjaśnić całą tę sytuację Louisowi. Nie chciał, aby to nieporozumienie miało negatywny wpływ na to, co rozwijało się między nimi. Na samo wspomnienie ich pierwszego spotkania robiło mu się ciepło na sercu. Od momentu, w którym po raz pierwszy spojrzał na starszego chłopaka wiedział, że nie przejdzie obok niego obojętnie. Złapali nić porozumienia podczas tamtego wieczoru karaoke, mógł z nim porozmawiać na każdy temat (co było wspaniałe), a przy tym czuł jakby znali się od lat. Był także świadomy tego, że w ciągu ostatnich tygodni dał się poznać jako niestabilny emocjonalnie perfekcjonista z zadatkiem na egoistę. Nie wynikało to z jego złej woli, po prostu... Harry po prostu dotrzymywał obietnic, które składał.

James siedział za barem i leniwie wycierał szklanki. Harry zamówił sok i rozejrzał się po lokalu w poszukiwaniu Louisa. W końcu go dostrzegł, siedział tuż przy scenie i wpatrywał się w obraz wideo puszczony na ścianie. Przed nim stał kufel z piwem, który obejmował prawą dłonią. Styles odetchnął głęboko, wziął swój napój i ruszył w stronę stolika, przy którym siedział Tomlinson. Gdy tam dotarł nie wiedział co ma zrobić, czy Louis chciał, aby usiadł obok niego? Po prostu stał i czuł się jak ostatni kretyn.

Family Portrait [LARRY]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن