IV

1.2K 101 37
                                    

Obudziły go promienie słońca, które przedzierały się przez niezasłonięte okno. Przeciągnął się na łóżku i dał sobie jeszcze kilka minut na oprzytomnienie. To był ten dzień. Otwarcie Marcel's w nowej odsłonie. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie po myśli. Inaczej Harry wyląduje w psychiatryku po ciężkim załamaniu nerwowym. Sięgnął po telefon, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła dziewiąta rano, miał więc półtorej godziny na ubranie się, zjedzenie śniadania i wypicie kawy. Z ciężkim sercem podniósł się z ciepłego i wygodnego łóżka. Zrobił kilka skłonów i pompek, aby trochę rozciągnąć zastane mięśnie. Założył przygotowane poprzedniego wieczora ubrania, w których mógł wygodnie wykonywać swoje obowiązki w pracy. Parsknął - Harry miał rację. To, że wziął tę robotę świadczyło o całkowitym braku ambicji i desperacji. Ale nie mógł się już wycofać. Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu. W kuchni powitały go cudowne zapachy. Zayn czekał na niego z pachnącym śniadaniem i świeżo zaparzonym dzbankiem kawy.

- Stary, kocham Cię. - mruknął z uznaniem Tomlinson. Malik zaśmiał się cicho i nalał mu świeżego soku do szklanki. Louis czasem naprawdę się zastanawiał, dlaczego do tej pory nie zakochał się w swoim najlepszym przyjacielu. Zayn dbał o niego bardziej niż jego własna matka. Postawił przed nim talerz parujących naleśników, na których widok dostał prawie ślinotoku.

- Właśnie miałem Cię budzić. - Malik usiadł naprzeciwko przyjaciela i sięgnął po syrop klonowy, którym polał sobie naleśnika. - To ważny dzień, pomyślałem, że dobre śniadanie doda Ci energii.

Zayn robił najlepsze na świecie naleśniki. Louis nie wyobrażał sobie bez nich sobotniego śniadania. Nie chciał myśleć o tym, co stanie się wtedy, gdy obaj zdecydują się na oddzielne mieszkanie. Malik chyba czytał mu w myślach, bo po chwili poczuł jego dłoń na swojej. Nie był to romantyczny gest, bardziej uspokajający. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Louis nie ma zbyt wielu bliskich i życzliwych mu ludzi w swoim życiu.

- Nie myśl o tym, jeszcze długo będziesz mnie miał na głowie. - powiedział miękko i zanim zdołał zabrać dłoń, została ona obsypana klejącymi się od syropu klonowego pocałunkami. Zayn ze śmiechem wyrwał ją spod warg swojego przyjaciela. Louis udał, że jest tym niezmiernie zawiedziony.

- Co ja poradzę na to, że Twoje dłonie robią takie cuda? - zapytał z udawaną pretensją. - Wyjdziesz za mnie? - dodał po chwili i uniósł brwi. Zayn prawie spadł z krzesła.

- Dobra, dobra. - zawołał zanosząc się śmiechem. - Jedz, bo wystygnie.

Jedli w przyjemnej ciszy przerywanej od czasu do czasu odgłosami z sąsiedztwa, dochodzącymi przez uchylone okno.

*

Gdy Louis był w połowie drogi do Marcel's, zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i z uśmiechem uruchomił zestaw słuchawkowy.

- Dopiero wyszedłem. Już za mną tęsknisz?

- Lou? Mógłbyś coś dla mnie zrobić? - Louis wyczuł, że Zayn jest poddenerwowany.

- Jasne. Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.

- Spokojnie. Po prostu rozmawiałem z ojcem... - Zayn westchnął cicho.

- I? - na samą myśl o tym, że jego przyjaciel znów został nieodpowiednio potraktowany przez ojca, podniosło mu się ciśnienie. Jednocześnie Louis był ciekawy, co tym razem wymyślił Yaser Malik. Pewnie znów coś absurdalnego, jak na przykład aranżowane małżeństwo.

- Masz wolny następny weekend, prawda?

- Tak.

- Chcę powiedzieć rodzicom, że nie będę dla nich pracować i nie pojadę na ten staż.

Family Portrait [LARRY]Where stories live. Discover now