Szesnastoletnia Nashi Adashi ucieka z rodzinnej watachy Złotego Księżyca. Wraz ze swoją sześcioletnią siostrą Lily od roku przemierzają las uciekając przed ludźmi jej wuja, który za wszelką cenę chce się ich zabić.
Ja: Dobrze. Ale dziecko domaga się jeść tak jak mama. Zjadłabym naleśniki z bitą śmietaną, truskawkami, brzoskwiniami, jagodami, kiwi, wiśniami, musem truskawkowym. Do tego jeszcze sok pomarańczowy.- powiedziałam wyliczając, a mój mate parsknął śmiechem.- Co ciebie tak bawi?
Lucas: Ty, kochanie. To wszystko?- zapytał dalej rozbawiony
Ja: Masz rację, jeszcze maliny.- teraz to wybuchł całkowitym śmiechem.- Dobrze się czujesz, bo jak tak to zasuwaj do kuchni i to migiem.
Lucas: Aj, kapitanie.- zasalutował mi.- Już idę, tylko się ubiorę.- wybrał coś tam z szafy i się ubrał. Potem wyszedł. Podeszłam do szafy i wybrałam ubrania, dzięki Bogu mam na czas ciąży specjalne. Brzuch mi widać jakby był czwarty-piąty miesiąc. Wybrałam ubrania i poszłam wziąć prysznic. Po wyjściu wyglądałam tak...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Gotowa zeszłam na dół i tam zastałam Omegę robiąca śniadanie. To Nana, ona bawi się moją siostrą. To jej opiekunka.
Ja: Dzień dobry Nano.- powiedziałam przechodząc obok niej i uśmiechając się
Nana: Dzień dobry Luno. Śniadanie zaraz będzie takie jak chciałaś.- usiadłam obok Lucasa, który pił kawę. Po chwili przyszli Nick, Lucy i Lily. Usiedliśmy i czekaliśmy na śniadanie. Po chwili było już gotowe.
Lucy: Naleśniki, zachcianki twoje czy dziecka?- zapytała spoglądając na swój talerz
Ja: Naszej dwójki.- zaczęliśmy jeść.- O której jedziemy?- zapytałam
Nick: O 11:30 wyjeżdżamy. Na pewno chcesz jechać?
Ja: Tak. Lucy zostaniesz z Lily?
Lucy: Jasne. Porobimy coś na pewno.
Lucas: Ale w domu. Nie wychodźcie do naszego powrotu.- kiwnęła twierdząco. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 8:00. Po śniadaniu udaliśmy się do salonu i oglądaliśmy film z Lily i Lucy. Parę godzin później przyszedł Lucas i Nick.- Kochanie, jedziemy.- dałam całusa Lily w czoło i wyszłam z domu. Usiedliśmy do samochodu. Nick prowadził, obok inny beta. Ja i Lucas z tyłu. Za nami jechały jeszcze dwa auta. Czas na spotkanie po roku. Zatrzymaliśmy się przy granicy. Wysiadłam z resztą.
Nick: Poczekajcie trochę dalej. Bądźcie w pogotowiu.- kiwnął głową i dał mi buziaka. Złapałam za ramię Nicka i ruszyliśmy w stronę granicy parę metrów od nas. Gdy byliśmy przy granicy pojawili się wuj z ciotką. Byli tez inni członkowie watachy.- Czego od nas chcecie? Mało nam krzywdy wyrządziliście?
Wuj: Porozmawiajmy na spokojnie. Chcemy żebyście do nas wrócili, całą trójką.- przesłyszałam się.
Ja: Po tym wszystkim co nam zrobiliście. Możecie zapomnieć.
Ciotka: Ale musicie!- cofnęłam się. Zawsze jej bałam
Nick: Gdzie jest haczyk?
Wuj: Nie chcą się słuchać, wszczynają bunty. Chcą ciebie na Alfę Nashi. Myślą że Nick nie żyję. Wróć i powiedz im że przekazujesz władzę mi.
Ja: Nigdzie z tobą nie jadę. Mam własną rodzinę i jestem tutaj szczęśliwa. Nienawidzę was. Radźcie sobie sami. Żegnam.- odwróciliśmy się i ruszyliśmy w stronę samochodów kiedy brat zatrzymał się w połowie drogi. Popatrzyłam na niego i zobaczyłam...srebrny nóż w jego plecach. Zaczął mi się osuwać.- Nick, Nick, obudź się. LUCAS!!!!- krzyknęłam na całe gardło. Po chwili się pojawił z resztą watachy. Dwoje z nich podeszło do nas w tym Lucas. Wzięli go, a reszta watachy zaczęła gonić moje wujostwo. Lucas pomógł mi wstać i ruszyliśmy biegiem do samochodu. Lucas usiadł obok drugiego bety, a ja z Nickiem na tyłach. Łzy lały się ciurkiem z oczu że ledwo widziałam.- Nick, obudź się, proszę. Ile jeszcze?!?!?
Beta: Już niedługo Luno.
Ja: Pośpiesz się. Migiem.- przyśpieszył. Po chwili byliśmy pod domem i zabrali go. Ruszyłam za nim z Lucasem za nimi. Oby mu nic nie było.