~

191 25 3
                                    

	Kolejne przeszywające uderzenie rozległo się na parterze

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Kolejne przeszywające uderzenie rozległo się na parterze. Kibum skulił się w kącie swojego pokoju zamknięty w nim na cztery spusty, włączając w to biurko przysunięte do ściany. To była już troska o własne życie. Był niemal pewny, że jak jego ojciec tu wpadnie, to go zwyczajnie zabije.

Kolejne połamane krzesło musiało zderzyć się z jakąś ścianą. Co zabawne, z jakiegoś powodu ciągle myślał "Tylko nie w komodę, tylko nie w komodę". Jego matce na prawdę serce by pękło, gdyby zobaczyła swoje najcenniejsze pamiątki, które tam stoją, w zupełnej rozsypce.

Trzaśnięcie drzwiami. Ktoś wszedł do mieszkania. Kibuma aż zatelepało na samą myśl, że ktoś mógł tu teraz wejść. Wiedział, że nikt mu teraz nie pomoże. Niespodziewana wizyta, mogła jedynie pogorszyć jego już i tak beznadziejną sytuację.

Z mocno zaciśniętymi powiekami kiwał się w przód i w tył wciąż skulony w sobie do granic możliwości. Powieki zaciskał najmocniej jak potrafił, rękoma mocno oplatał kolana udając, że wcale szalenie mu się nie trzęsą. Jednak jego słuch był teraz wytężony do granic możliwości. Cisza trwała zbyt długo. Ojciec musiał z kimś rozmawiać. Zawsze gdy ktoś przychodził, udawał, że zupełnie nic nie miało przed chwilą miejsca, nawet jeśli obok niego leży pobita matka z dzieckiem, a mieszkanie wygląda jakby co najmniej przeszło przez klęskę żywiołową. Zawsze w takich momentach grał przykładnego i w chuj miłego sąsiada doskonale zdając sobie sprawę, że dopóki nie rzuca się do obcych, nikt tu nie wtargnie lub nawet nie wezwie policji. Widocznie kochał robić z ludzi debili.

Serce waliło mu w zabójczym tempie. Był cały spocony ze stresu, do tego cały się trząsł. Do mieszkania mogły wejść w tym momencie tylko dwie osoby. Jego matka zostałaby niemal natychmiast wyzwana od najgorszych, a jego sąsiad... cóż.

Zapiszczał cicho, gdy usłyszał szarpnięcie za klamkę do jego pokoju. Skulił się w sobie jeszcze bardziej o ile to w ogóle było jeszcze możliwe. Nie było mowy, że wstanie. Z resztą wątpił w to, że jest w stanie choćby wyprostować nogi.

Szarpanie za klamkę stawało się coraz mocniejsze i agresywniejsze. Kibum, z przerażeniem słyszał, jak drzwi, które co jakiś czas uderzają o blat biurka przesuwając je centymetr po centymetrze. Był bardziej jak pewny, że jego ojciec lada moment tutaj wejdzie. Na samo wyobrażenie tej chwili, czuł że serce boli go o wiele bardziej a wszystko dookoła od razu zacznie wirować jak tylko otworzy chociaż odrobinę oczy. Był tak bardzo przerażony...

Był tak zajęty uspokajaniem się, że dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ojciec zostawił drzwi w spokoju. Przez moment chciał już odetchnąć z ulgą i wypuścić swoje kolana z objęć, jednak sekundę później usłyszał, że ktoś ewidentnie stara się przecisnąć przez szczelinę, którą musiał do tej pory zrobić. Kibum na sam ten dźwięk zapiszczał cicho przerażony i wstrzymał zupełnie oddech, gdy usłyszał, że ojciec się zatrzymał.

Na pewno wie, że tutaj siedzę.

Usłyszał mnie.

Teraz przyjdzie mnie zabić.

Nie był w stanie wydać z siebie najmniejszego dźwięku wliczając w to oddychanie, gdy słyszał kroki zbliżające się do miejsca jego kryjówki. W takich momentach modlił się. Błagał, by ojciec go jednak nie znalazł i zostawił w spokoju. Jego spocone dłonie zaczynały się ślizgać, kręgosłup powoli zaczynał go niesamowicie boleć od przyciskania się do tylnej ściany szafy, w której siedział. Głowa pulsowała mu boleśnie, a płuca od niedoboru tlenu zaczynały palić żywym ogniem. Ale nie przejmował się tym zbytnio, to było nic w porównaniu z tym co go czekało, gdy ojciec go znajdzie.

Kibum miał wrażenie, że traci przytomność, gdy przez ściśnięte powieki dotarło do niego, że ojciec otworzył drzwi do szafy. Tak bardzo chciał teraz umrzeć, nawet jeśli z jego ręki.

Duża dłoń dotknęła jego nadgarstka, przez co Kibum pisnął przerażony i przycisnął się jeszcze bardziej do ściany przy okazji boleśnie uderzając w nią tyłem głowy. Wciąż jednak nie otworzył oczu. I tak miał ten obraz przed oczami równie wyraźnie, jakby miał je otwarte.

Silne ramiona dosłownie wywlekły go z szafy. Kibum nie zwracał uwagi na to, że znów obił sobie całe plecy, gdy z niej wypadał oraz, że cała jego dłoń była teraz poharatana, bo jak zwykle zaczepił nią o jakiś wystający gwóźdź. Jakoś mało go teraz interesowało.

Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że nic się nie dzieje. Wciąż czuł te ramiona oplatające go i przyciskające do siebie. Gdy usłyszał mocne bicie serca tuż przy swoim uchu nabrał gwałtownie powietrza i otworzył zmęczone oczy. Bez zastanowienia odwrócił się przodem do mężczyzny i zarzucił mu swoje drżące ramiona na szyję.

- Csiii Bummie... Już dobrze, już dobrze... - wyszeptał delikatny głos wprost do jego ucha. 

Kibum miał ochotę zostać tu na zawsze, bo dopiero zdał sobie sprawę, że to te ramiona, w których zawsze czuje się bezpieczny, które ochraniają go przed całym złem tego świata.

- Ja... tak... tak boję... tak się bałem Jo... Jonghyun... ja..

- Wiem, ale jestem już tutaj. Nic ci nie będzie.

Kibum czuł, że naprawdę robi mu się słabo i wszystko czarnieje mu przed oczami. Dłoń, która uspokajająco głaskała go po plecach i miarowe bicie serca tuż przy jego uchu sprawiało, że całe emocje opuszczały go tak gwałtownie, że dostawał mdłości. Ale teraz już się nie bał. Wiedział, że dopóki jest w jego ramionach, nie grozi mu już nic złego.

~

To było idiotyczne. Różniło się między nimi wszystko a jednak on... bał się. Bał się podnosić to zdjęcie. Nie wiedział co będzie pod spodem. Ani co wtedy zrobi.

Ale Jonghyun widocznie chciał aby on to zobaczył.

Drżącą ręką wziął zdjęcie. Tylko Jonghyun je miał, zawsze wisiało nad jego biurkiem. Niemal czułym gestem przejechał po jego gładkiej powierzchni jakby mając nadzieję, że będzie mógł dotknąć osoby, które znajdowały się na nim. Czuł się jakby witał się ze starym przyjacielem, którego nie widział od lat.

Pod spodem leżały białe kartki zapisane czarnym atramentem. Nie było ich zbyt wiele, bo tylko 6. Odłożył zdjęcie i wziął pierwszą kartkę do ręki. Ku jego zdziwieniu był to list. Jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że był zaadresowany do niego. Data wskazywała na to, że napisany był jakieś dwa tygodnie po tym, jak musiał nagle wyjechać ze swoją mamą i siostrą z miasta.

Na początku nic z tego nie rozumiał. Pomimo, że powoli łączył ze sobą fakty, wszystko wydawało się być dla niego równie prawdopodobne, co niedorzeczne. Uparcie wpatrywał się w zdjęcie, starając się znaleźć w nim jakieś podobieństwo. Na przemian patrzył to na rysunki, to na listy, odtwarzał sobie w głowie ostatnie sytuacje.

- To jest niemożliwe...

Lalkarz / jongkeyWhere stories live. Discover now