~13~

836 133 83
                                    

Czy ktokolwiek ma czas, by cię zdołować?
I czy mogę spać całą noc
Przy akompaniamencie miejskiego deszczu?
Pogódź się z tym
Bo nie śpię całą noc
Przy akompaniamencie miejskiego deszczu *

***

- Frank ?

Jego własne imię brzmiało obco w jego uszach. Był nieobecny, czuł się tak, jakby go tam tak na prawdę nie było. Powoli zaczynał podejrzewać, że to wszystko mu się śni. Że to tylko kolejny jego beznadziejny sen...

- Ja... ja chyba muszę już lecieć - oprzytomniał w końcu. Pośpiesznie złapał swój plecak i chciał przeskoczyć przez dziurę , jednak w ostatniej chwili Gerard złapał go w pasie i zatrzymał. Iero czuł na plecach strużki potu oraz to, jak szybko biło mu w tym momencie serce.

- Zostań, proszę - odezwał się Gerard, używając tego swojego piekielnie seksownego głosu i patrząc w jego oczy wzrokiem zbolałego szczeniaczka. Frank pod jego wpływem upuścił plecak i ciężko opadł na materac.

- Mogę się w końcu dowiedzieć, co do cholery tutaj robisz ?! - Mikey podniósł głos, rzucając oskarżycielskie spojrzenie w stronę otępiałego Iero.

- Mikes, spokojnie - starszy Way dotknął ramienia brata i posadził obok Iero - Obiecałem ci przecież wszystko wyjaśnić, prawda ?

- Racja, ale nie spodziewałem się, że w tej historii tak dużą rolę odgrywa Iero - burknął, w stronę Franka.

- Odgrywa - powiedział Gerard, przysuwając do nich walizkę i usadawiając się na niej - I to dużą. Przez ostatni miesiąc bardzo dużo mi pomógł

- A więc jednak mu pomagałeś ! - podniósł się Mikey - Okłamałeś mnie ! - rzucił w stronę Franka, patrząc na nim swoimi smutnymi ślepiami, w których dało się zobaczyć ogniste płomyki pełne gniewu i nienawiści.

- Mike - upomniał go brat - Usiądź

Młodszy z wymalowanym na twarzy rozczarowaniem zajął miejsce ponownie. Kołysał się rytmicznie w przód i w tył, pożerając wzrokiem podłogę. Gerard westchnął i postanowił kontynuować.

- Przez cały ten czas mieszkałem tutaj - zaczął - I może nawet nie zdajesz sobie sprawy, ale ciągle myślałem o tobie, o mamie. Czy niczego wam nie brakuje,  czy jesteście bezpieczni

- Więc dlaczego nie wróciłeś ?! - przerwał mu Mikey - Dlaczego zostawiłeś mnie i mamę w najgorszym możliwym momencie ?! Akurat wtedy, kiedy tak bardzo byłeś nam potrzebny... byłeś mi potrzebny - zakończył łamliwym głosem.

Frank spoglądał na niego z lekko otwartą buzią. Chciał tak bardzo go w tym momencie przytulić, schować w swoich ramionach, uspokoić, jednak wiedział, że Mikey potrzebował teraz kawałka przestrzeni. Bo to właśnie w tym momencie, na jego oczach, wszystko miało się wyjaśnić.

- Nie... nie mogłem sobie poradzić.... z tym wszystkim - odparł Gerard, chowając twarz w dłoniach - Wiesz, jaki ojciec był dla mnie ważny. Kochałem go najbardziej na świecie - złapał rozpaczliwie powietrze - To mnie przerosło. Pusty fotel, ta przygnębiająca cisza...

- Więc - wtrącił się nieśmiało Frank - To dlatego uciekłeś ? - spojrzał na trzęsącego się szatyna - Tęskniłeś za ojcem ?

- Na początku tak - zachrypiał - Teraz go nienawidzę. A wszystko w domu mi go przypomina

Mikey podniósł się gwałtownie, przewracając stoliczek. Konserwy z hukiem upadły na posadzkę.

- I z tego powodu mnie zostawiłeś ?! Bo za nim tęskniłeś ?! Gerard, ile ty masz lat ? Pięć ?! - blondyn przetarł dłonią oczy, chcąc powstrzymać cisnące się do nich łzy - Obiecałeś mi... Że mnie nie zostawisz, że będziesz przy mnie, kiedy ojciec odejdzie, nie pozwolisz mi zostać z tym samemu. Pamiętasz jeszcze te puste obietnice ?! - krzyknął zrozpaczony - Pamiętasz ?!

- Przepraszam Mikey...

- W dupie mam twoje przeprosiny !! - ryknął - Nienawidzę cię Gerard !! Nienawidzę ! Ciebie również, Iero ! Myślałem, że jesteś moim przyjacielem... - wyskoczył przez dziurę, zostawiając w środku Franka, który siedział skulony na materacu i próbował przetrawić te szokujące informację oraz Gerarda, który kiedy tylko Mikey opuścił jego schron, wybuchł nieopanowanym płaczem.

Iero od razu podniósł się i przyklęknął obok przyjaciela. Szybko zamknął go w szczelnym uścisku i ignorując głośne zawodzenia szatyna, zaczął cicho śpiewać. Kołysankę. Mama zawsze śpiewała mu ją przed snem lub kiedy miał zły dzień.

Gerard po chwili zaczął się uspokajać. Co jakiś czas tylko gwałtownie wciągał powietrze i odkasływał, próbując pozbyć się uporczywego uczucia ścisku w  jego gardle. Frank przytulił swój policzek do jego, całego mokrego od łez. Pogłaskał go uspokajająco po czarnej czuprynie i zakończył piosenkę.

Gerard posadził sobie Franka okrakiem na kolanach i objął młodszego w pasie. Wtulił głowę w jego i przymknął oczy, uspokajając myśli i emocje.

- Jestem idiotą...

- Nie jesteś. Zobaczysz, Mikey wszystko sobie przemyśli i zrozumie. Jestem tego pewien - Frank podniósł głowę i spojrzał prosto w zapłakane oczy Gerarda. Dotknął delikatnie jego policzka, próbując nieco ochłodzić jego rozpaloną skórę swoimi lodowatymi dłońmi. Way przyjemnie wtulił się w dłoń chłopaka i westchnął, przymykając oczy.

Czy odnalazł w końcu swojego anioła stróża ?

***

Mikey biegł ile miał sił w nogach. Omijał krzywe spojrzenia ludzi, nie zważał również na to, że z nieba zaczęły kapać pojedyncze krople deszczu. Biegł, byle jak najdalej od niego... od nich...

Wylewał łzy ze swoich piwnych oczu, nie patrząc na nic. Było mu już wszystko jedno. Przeciął jezdnię, nie oglądając się nawet, czy z którejś strony nie nadjeżdża samochód.

Gwałtownie otworzył furtkę i wpadł na podwórze. Zignorował wesołe miauczenie kota, który jedynie przypominał mu o tym, jaką życiową porażką się stał. Wbiegł do domu i zatrzasnął za sobą drzwi. Powoli osunął się po nich i opadł na zimne płytki, potęgując wylewające się z oczu łzy.

Donna z głośnym hukiem odstawiła na blat kubek z kawą i pobiegła do ganku, skąd słychać było głośny lamet. Ukucnęła obok syna z szeroko otwartymi ze strachu oczami.

- Mikey ? - spytała, jednak blondyn tylko schował głowę w kolana, mocząc łzami swoje jeansy - Mikey, co się stało ? Mikey ! Słyszysz mnie ?!

Jednak do niego nic już nie docierało...

***

Rudy kocur usiadł pod zamkniętymi drzwiami i przekręcił łebek, wsłuchując się w odgłosy płaczu Mikey'a.
Po chwili opuścił jednak miejsce na werandzie i zbiegł po schodkach na dół. Zajął swoje miejsce obok furtki i czekał.
Czekał już tak osiem miesięcy. Odkąd jego ukochany pan wyszedł przez tą furtkę i do tej pory nie wrócił. Kocurek siedział i wyczekiwał jego powrotu.
Bo w końcu kiedyś wróci, prawda ?




















Ten rozdział jest tak bardzo smutny, że aż mam ochotę się rozryczeć ;-;

Głupia jestem, że ich tak krzywdzę. Dlaczego choć raz nie mogę napisać książki, w której wszystko byłoby takie piękne, kolorowe i wesołe ?!




Mam nadzieję, że mimo to rozdział się wam podobał i że za bardzo nie suszy :)

Ogólnie Watt znowu ma jakieś okresowe problemy, więc jeśli coś z tą częścią się stanie, to się chyba zabiję. Już nie raz zniknął mi rozdział, przeżywałam zawał, a potem tak nagle sobie wrócił.

To jest po prostu jakieś kuriozum !



Żyjcie, cieszcie się  życiem i nie zamarznijcie mi tam ( bo przynajmniej ja zamieniam się w bryłę lodu )

- Milky ♥




*( a na początku tekst piosenki, którą kocham i która tak bardzo pasuje do tego rozdziału : Gerard Way- Brother ❤ )

Bury Me In Black • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz